Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sami nie wiemy, co posiadamy

Rafał Bubnicki
Rafał Bubnicki, dziennikarz, zastępca dyrektora Odry Film
Rafał Bubnicki, dziennikarz, zastępca dyrektora Odry Film Fot. Mikołaj Nowacki
Tydzień temu we Wrocławiu zakończył się festiwal teatralny "Świat miejscem prawdy", towarzyszący światowym obchodom Roku Grotowskiego. Kilka dni temu amerykański "New York Times" zamieścił z niego entuzjastyczną recenzję.

Czytając tekst Krzysztofa Kucharskiego "Teatr - Grotowskiemu" (przeczytaj), miałem wrażenie, że pisząc o festiwalu "Świat miejscem prawdy" ustawił go w kontekście, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Rzeczywistością teatru europejskiego i światowego, a nie prowincjonalizującego się teatru wrocławskiego. W tym teatrze europejskim nie ma podziału na "zdolni, bo młodzi" i "mistrzowie emeryci". Nie ma dominacji jednej poetyki inscenizacyjnej, nie ma lansowanego uparcie przekonania, że Krzysztof Warlikowski jest wyrocznią dla współczesnego teatru. Ważne jest, co twórca ma do powiedzenia. Być może taki mój ogląd festiwalu spowodowany jest brakiem sentymentów - szedłem na spektakle nie dlatego, że pamiętam poprzednie prezentacje festiwalowych mistrzów. Chciałem obejrzeć ich nowe dzieła, bo spodziewałem się zaskoczeń i nowych interpretacji. I nie zawiodłem się.

"Świat miejscem prawdy" był we Wrocławiu (a pewnie i w Polsce), najważniejszym wydarzeniem teatralnym ostatniej dekady. Trudno byłoby jednak wyrobić sobie taki pogląd na podstawie jego obecności w polskich i wrocławskich mediach.

Nie ma dominacji jednej poetyki inscenizacyjnej, nie ma lansowanego uparcie przekonania, że Krzysztof Warlikowski jest wyrocznią dla współczesnego teatru.

Jeśli chodzi o media ogólnopolskie, to rozumiem - postępujący centralizm informacji, sprawiający, że jak coś nie dzieje się w Alejach Jerozolimskich, to nie jest ważne, a także postępująca komercjalizacja publicznych mediów, sprawiają, że wydarzenia, w których nie bierze udziału przysłowiowa już Doda, nie mają szans "przebić się" do szerszej publiczności. Można by uznać, że skoro tak źle jest z mediami ogólnopolskimi, to nie ma co się "czepiać" mediów wrocławskich. Przecież ukazało się wiele tekstów informacyjnych przedstawiających cały festiwal i poszczególne wydarzenia. Było kilka wywiadów. O co więc chodzi?

Nie tylko o to, że jeśli w niedzielę 28 czerwca można było na wrocławskich scenach zobaczyć spektakle Petera Brooka, Tadashi Suzukiego, Piny Bausch i Richarda Schechnera, to stoję o zakład, że takiej oferty nie ma żaden z festiwali w Europie. Nie tylko o to, że na scenach wrocławskich przedstawili swe spektakle giganci światowego teatru, którzy od trzydziestu (co najmniej) lat nadają ton światowej sztuce, wyznaczają jej najwyższy poziom, tworząc hierarchie, standardy i punkty odniesienia. Ci twórcy nie tylko prezentowali spektakle, ale w czasie spotkań przedstawiali swe poglądy na sztukę i świat współczesny, a projekcje filmowe pozwalały skonfrontować ich wcześniejsze prace z tym, co robią obecnie.
Z tych zestawień, a nierzadko zderzeń - które ze względu na gęstość wydarzeń trudno było w pełni ogarnąć - wyłaniał się obraz dróg, które "wielcy teatru" pokonywali w stałej dyskusji, w sporze z sobą samym z wczoraj i z innymi propozycjami teatru. Wystarczy zestawić ze sobą "Hamletów" pokazanych na festiwalu przez Eugenio Barbę, Roberta Bacciego i Richarda Schechnera. Trzy różne wizje - każda wychodząca z innej tradycji, innego spojrzenia na teatr. Czy każda równie trafna?

Dlaczego jedna jest ciekawsza, inna mniej? Co o tych inscenizacjach sądzą nie tylko inni twórcy, ale też krytycy teatralni i teatrolodzy z całej Europy, którzy zjechali w tym czasie do Wrocławia? Była okazja, by się tego dowiedzieć. Pod koniec festiwalu obejrzałem audycję w TVP Kultura z udziałem krytyków i jednocześnie teatrologów: Mirosława Kocura i Dariusza Kosińskiego, która była próbą odpowiedzi na niektóre z tych pytań. Późno wieczorem, w kanale telewizyjnym oglądanym przez marginalną liczbę widzów. Czy tak trudno było we wrocławskich mediach stworzyć miejsca, gdzie mogłaby się w czasie festiwalu toczyć podobna dyskusja? Gdzie mogłyby być przedstawiane pro i kontra, różne opinie, ścierać się skrajnie różne poglądy.

Rozmawiałem w czasie festiwalu ze znajomymi, z Polski i z zagranicy, i wiem, że dla nich oglądane spektakle były permanentnie tematem do dyskusji. Spierali się o nie gorąco. Bo było o co. Dla wrocławskich mediów wszystko było oczywiste.

Sądzę, niestety, że wrocławskie media nie były przygotowane do czerwcowego festiwalu.

Podejrzewam jednak, że jest to stan "oczywistości" podobny do tego, jaki pojawił się niedawno podczas dyskusji w Instytucie Grotowskiego w czasie prezentacji książki Richarda Schechnera "Performatyka". Gdy autor skończył swoją wstępną wypowiedź, zapadła grobowa cisza. Schechner, lubiący spory i kontrowersje, zapytał, czemu nikt nie zabiera głosu.

I wtedy jeden z uczestników spotkania szczerze wypowiedział smutną prawdę: bo jesteśmy do tej dyskusji nieprzygotowani. Sądzę, niestety, że wrocławskie media nie były przygotowane do czerwcowego festiwalu. Teraz mleko się rozlało. Ale przecież Wrocław chce być Europejską Stolicą Kultury 2016. Aby stał się nią rzeczywiście, bardzo wiele musiałoby się zmienić. Najpierw w mediach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska