Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Europejska kampania, ale polski bałagan

Janusz Krzeszowski
Plakat Piotra Borysa strażnicy znaleźli wczoraj m.in. przy skrzyżowaniu ul. Kościuszki z Dworcową
Plakat Piotra Borysa strażnicy znaleźli wczoraj m.in. przy skrzyżowaniu ul. Kościuszki z Dworcową Michał Pawlik
Właśnie minął termin sprzątania po eurowyborach. We Wrocławiu ciągle wisi jednak wiele plakatów.

Oklejone są płoty, ściany budynków i słupy. Politycy spoglądają wciąż z wielkich billboardów. Choć we wtorek - miesiąc po wyborach do Parlamentu Europejskiego - minął termin usunięcia wszystkich pozostałości po kampanii, część komitetów wyborczych dotąd po sobie nie posprzątała.

Wrocławscy strażnicy miejscy tylko wczoraj znaleźli w mieście kilkanaście miejsc, w których wiszą jeszcze plakaty kandydatów do europarlamentu. Teraz do komitetów wyborczych trafią słone rachunki za uprzątnięcie plakatów.
- Jest lepiej niż po wyborach samorządowych, ale niestety znaleźliśmy we Wrocławiu zaśmiecone miejsca - mówi Sławomir Chełchowski ze straży miejskiej.

Najgorzej jest na Starym Mieście. Tam w ciągu zaledwie godziny strażnicy znaleźli dziesięć poszarpanych i szpecących miasto plakatów. Większość z nich to pozostałości po kampanii Jacka Protasiewicza, dolnośląskiego szefa PO. W Śródmieściu czy na Psim Polu ciągle wiszą jeszcze zdjęcia Piotra Borysa (także z PO) oraz Andrzeja Jarocha z PiS. Przy ul. Stacyjnej reklamuje się z kolei Ryszard Legutko z PiS.

W Państwowej Komisji Wyborczej podkreślają, że z ulic zniknąć powinny nie tylko zwykłe plakaty, ale i billboardy wiszące na planszach wynajętych od prywatnych firm.
- Jeżeli były reklamą kandydata, to komitety wyborcze też powinny zadbać o ich usunięcie - rozstrzyga Beata Tokaj, szefowa działu prawnego PKW.

Strażnicy miejscy ostrzegają, że rachunki za sprzątanie mogą być wysokie. Miasto nie będzie czekało, aż politycy po sobie posprzątają. Urzędnicy wynajmą do tego firmę, a rachunek wyślą komitetom wyborczym.

- Rachunki za sprzątanie mogą być dużo wyższe niż np. mandaty za wykroczenie związane z nielegalnym plakatowaniem - mówi Chełchowski.
Mandat to zwykle 500 zł, a rachunek za zerwanie plakatów przez wyspecjalizowaną firmę może sięgnąć nawet 3 tys. zł.
Co na to sztaby wyborcze? Przekonują, że to pojedyncze przypadki.
- Przy tak dużej skali kampanii takie ilości można uznać za wypadek przy pracy - przekonuje Michał Jacuński, szef kampanii Jacka Protasiewicza. - Skoncentrowaliśmy się głównie na miejscach płatnych, a te pojedyncze przypadki to niedopatrzenia naszych wolontariuszy - dodaje. Obiecuje, że wiszące jeszcze plakaty szybko usunie.
Natychmiastowe posprzątanie deklaruje też Mariusz Kołodziej, współorganizator kampanii Piotra Borysa.

Specjaliści oceniają, że bałagan to wina słabych struktur komitetów wyborczych.
- To często ludzie przypadkowi. Werbowani na nowo przed każdą kampanią. Sztaby zasila armia wolontariuszy. Nie panują nad tym - mówi Robert Alberski, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego. Dodaje, że na zachodzie Europy nie do przyjęcia dla wizerunku posłów czy europosłów jest pozostawianie bałaganu po kampanii wyborczej.


Tak mówi prawo

Ordynacja wyborcza daje 30 dni na usunięcie wszystkich reklam kandydatów. Z ulic zniknąć powinny plakaty, hasła wyborcze, billboardy czy urządzenia ogłoszeniowe ustawione, żeby reklamować kandydata. Jeśli komitety decydują się na plakaty z podziękowaniami po wyborach, też obowiązuje ten termin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska