Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opatentowałem Eberharda Mocka

Marek Krajewski
Marek Krajewski, wrocławski pisarz
Marek Krajewski, wrocławski pisarz Fot. Dariusz Gdesz
Cieszę się bardzo, że ta dyskusja ożywiła nasze wrocławskie życie literackie.

Mój cyberfelieton pt. "Literackie kłusownictwo", pojawił się na moim blogu. Został on opublikowany za moją wiedzą, w dzienniku "Polska/Gazeta Wrocławska". Red. Jacek Antczak trafnie rozpoznał, iż tekst mój dotyczy powieści Andrzeja Ziemiańskiego pt. "Breslau Forever" i poprosił skrytykowanego przeze mnie omisso nomine autora o ustosunkowanie się do zarzutów. Wrocławski pisarz zareagował na nie artykułem pt. "Zwrocławizowałem fantastykę". Całą polemikę podsumował literaturoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego, dr Wojciech Browarny, w wywiadzie pt. "Bój o Breslau w mieście Wrocław". Obie wypowiedzi zawierające wiele ciekawych uwag znajdą się niebawem a mojej stronie www.marek-krajewski (tam znadziecie także poniższy tekst w całości - przyp red).

Cieszę się bardzo, że ta dyskusja ożywiła nasze wrocławskie życie literackie. Przykro mi jednak trochę, że - jak zauważa dr Wojciech Browarny - mogłaby ona u czytelników pozostawić pewien niesmak.

O takim efekcie świadczyłaby być może wzmożona krytyka ze strony internautów, jaka na mnie spadła. Dr Browarny, choć docenia ferment, jaki powstał w czasie pisarskiego "boju o Breslau", z radością by powitał polemikę merytoryczną, roztrząsającą subtelności interpretacyjne różnych dzieł literackich o Wrocławiu. Zamiast tego dyskusja ogranicza się, jak zauważył, do "tytułów i sloganów marketingowych".

Cieszę się bardzo, że ta dyskusja ożywiła nasze wrocławskie życie literackie.

Ponieważ wywołałem tę polemikę, muszę się usprawiedliwić. Od dziesięciu lat jestem aktywnym uczestnikiem życia literackiego. Składa się ono nie tylko z pracy twórczej. Muszę prowadzić rozmaite negocjacje, analizować projekty okładek, śledzić recenzje literackie w prasie, prowadzić obfitą korespondencję internetową oraz uczestniczyć w spotkaniach autorskich i medialnych. Tę całą, bardzo ważną pracę nazwałbym "pielęgnowaniem obecności na rynku". Chwytliwy tytuł i marketingowy slogan to chleb powszedni tej obecności i nie mogę go lekceważyć.

Po tym usprawiedliwieniu przechodzę do dwóch uwag Andrzeja Ziemiańskiego. Na wstępie swojej polemiki pisze A. Ziemiański: " [...] przyznam, że nie bardzo rozumiem oskarżenia [o literackie kłusownictwo - M. K.]. Nie wiem na przykład, czy zarzut dotyczy umieszczenia części akcji w Breslau, czy samego tytułu".
Aby zaspokoić tę potrzebę poznawczą wyjaśniam: chodzi o trzy elementy, występujące łącznie w jednej powieści A. Ziemiańskiego "Breslau forever". Są to mianowicie: toponim "Breslau" w tytule, miejsce akcji, i dominanta fabularna, jaką jest zagadka kryminalna. Ta triada była dotąd kojarzona wyłącznie z moją twórczością. Każda z sześciu moich powieści jest kryminałem, każda (oprócz "Głowy Minotaura") ma "Breslau" w tytule i akcja każdej z nich rozgrywa się (całkowicie lub częściowo) w niemieckim Wrocławiu. Takie wykroiłem sobie poletko literackie, oryginalnie je nazwałem i pięciokrotnie - by pozostać przy metaforyce rolniczej - zbierałem z niego raz większy, raz mniejszy plon.

Nie zastrzegłem mojej triady. Nie wykupiłem patentu na podgatunek, jakim jest wrocławski retrokryminał z niemieckim toponimem "Breslau" w tytule. Nie mogłem i nie mogę zatem nikomu niczego zabronić. Proszę wybaczyć, ale nie mogę również milczeć, jeśli ktoś jednocześnie wykorzystuje trzy charakterystyczne cechy mojej twórczości, które - nie każde z osobna, podkreślam, lecz wzięte razem - kojarzą się na rynku książki wyłącznie z moją twórczością: po pierwsze - zagadka kryminalna, po drugie - miejsce akcji w przedwojennym Wrocławiu, po trzecie i najważniejsze - charakterystyczny tytuł cyklu z niemieckim toponimem "Breslau". Wykorzystanie wszystkich tych trzech elementów łącznie w jednym utworze, bez poinformowania tego, kto uczynił z tych elementów swoją rozpoznawalną differentia specifica, odbieram z niesmakiem i nazywam literackim kłusownictwem. (...)

Nie wykupiłem patentu na podgatunek, jakim jest wrocławski retrokryminał z niemieckim toponimem "Breslau" w tytule.

Mój oponent wytyka mi pomyłkę, jaką było zaliczenie go do twórców powieści kryminalnych. Jeśli zatem A. Ziemiański do nich nie należy, no to jest rzeczą oczywistą, że zostały przez niego wykorzystane tylko dwa elementy mojej triady (tytuł i miejsce akcji).

A zatem zarzut "kłusownictwa" jest bezpodstawny, bo nie odpowiada mojej trójelementowej definicji tego pojęcia (tytuł, miejsce, zagadka kryminalna). Ten cios jest pozornie mocny i celny, bo z jednej strony mówi: "nie zająłem twojej niszy, bo jestem autorem powieści fantastycznych", a z drugiej strony po cichu suponuje: "najwyraźniej nie znasz mojej twórczości, więc się nie wypowiadaj".
Muszę zatem wyjaśnić, dlaczego zaliczyłem A. Ziemiańskiego do grona "autorów powieści kryminalnych". Otóż dlatego że jego powieść "Breslau forever" spełnia, moim zdaniem, formułę powieści kryminalnej. A jaka jest ta formuła? Przedstawię oczywistą definicję. Powieść kryminalna zawiera motyw zagadki kryminalnej lub/i dochodzenia (śledztwa). Są one dominantą fabularną lub ważnym wątkiem pobocznym. W tym sensie powieściami kryminalnymi są i "Śledztwo", i "Katar" Stanisława Lema, i "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego. (...) "Breslau forever" to regularny kryminał fantastyczny.

Powieść A. Ziemiańskiego zawiera chwyty i motywy - by zacytować tutaj opinię dra Wojciecha Browarnego, wyrażoną w cytowanym wywiadzie - należące do "dziedzictwa gatunku powieści kryminalnej i historyczno-sensacyjnej". Prosiłbym zatem mojego adwersarza, aby zrewidował swoją niezbitą pewność, że nie napisał w życiu ani jednego kryminału, bo pewnie niejedna z jego powieści zostanie lub już jest zaliczona do tego nurtu. (...)

Zaprzyjaźniony prawnik zalecił mi do przeczytania artykuły na temat ochrony prawnej postaci fikcyjnej.

Kilka lat temu Irek Grin (autor, który przestrzega dobrego obyczaju niewchodzenia do cudzej niszy kryminalnej) poinformował mnie, że jakiś autor zamierza osadzić akcję powieści kryminalnej w przedwojennym Wrocławiu, a głównym bohaterem ma być Eberhard Mock.

Do dziś nie wiem, o jakiego pisarza chodziło (i Boże broń, nie oskarżam o to A. Ziemiańskiego), ale mocno mnie wtedy ta informacja wzburzyła. Zaprzyjaźniony prawnik zalecił mi do przeczytania artykuły na temat ochrony prawnej postaci fikcyjnej. Przeczytałem, spotkałem się z rzecznikiem patentowym i moja energia opadła. Nie chciało mi się tracić czasu na skomplikowane i żmudne procedury opatentowania nazwiska mojego bohatera jako znaku towarowego. Mijały miesiące.

I nadszedł impuls, który pobudził mnie do działania. Od maja nazwisko "Eberhard Mock" jest zastrzeżonym znakiem towarowym na rozlicznych polach eksploatacji i nikt nie może go użyć bez mojej zgody, np. w nazwie lokalu czy hotelu. A co było tym impulsem? Pośrednio tytuł książki "Breslau forever" Andrzeja Ziemiańskiego. I za to jestem wdzięczny mojemu koledze po piórze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska