Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Giulia Tellarini uczy się pić wódkę

Małgorzata Kaczmar
Giulia Tellarini
Giulia Tellarini Materiały promocyjne
Giulia Tellarini, piosenkarka, dzięki której film "Vicky Cristina Barcelona" Woody'ego Allena zyskał niezwykłą oprawę muzyczną pochodzi z Włoch. Biegle włada pięcioma językami, jest zakochana w stolicy Katalonii, a jej ojciec urodził się we Wrocławiu.

Jak to się stało, że waszą muzyką zainteresował się sam Woody Allen?

Dalej nie mogę uwierzyć, że spotkał mnie taki zaszczyt. Dwa lata temu dowiedziałam się, że reżyser gości w Barcelonie. Wtedy Giulia y Los Tellarini był mało znanym hiszpańskim zespołem, założyliśmy sobie wprawdzie profil na myspace, społecznościowym portalu muzycznym, ale nie byliśmy ani trochę popularni. Ot, takie granie wokalistki z Włoch i dziewięciu hiszpańskich artystów. Zresztą, teraz też nie jesteśmy zbyt popularni w Hiszpanii. Ponieważ jestem fanką twórczości Woody Allena, a dowiedziałam się, że reżyser zamierza kręcić film w Barcelonie, postanowiłam zaryzykować. Gitarzysta zespołu zostawił po prostu płytę z naszymi piosenkami w recepcji hotelu, w którym gościł Allen. Po kilku miesiącach dostałam od niego mejla. Pytał, czy zechcielibyśmy użyczyć naszych utworów do jego nowego filmu.

Co poczuliście, gdy się o tym dowiedzieliście?

Na początku myślałam, że to jakiś żart. Czytałam tego mejla i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ale okazało się, że to najprawdziwsza prawda.

Jak Ci się współpracowało z Woody Allenem?

To wprawdzie amerykański reżyser, ale ma przecież żydowskie korzenie i jest bardzo europejski. To był zaszczyt i prawdziwa przyjemność. Ale my nie komponowaliśmy muzyki do "Vicky Cristina Barcelona". Wszystkie utwory pochodzą z naszej płyty "Eusebio", która ukazała się dwa lata temu. Nasz utwór "Barcelona" stał się leitmotivem całego filmu.

A więc to nie muzyka dopasowywała się do filmu, tylko film do muzyki?

To nie tak. Allen stwierdził, że nasze piosenki po prostu idealnie oddają klimat jego filmu. Scenariusz do "Vicky Christina Barcelona" był przecież napisany dużo wcześniej niż Woody poznał naszą twórczość. Poza tym, gdy przeczytałam scenariusz, utwierdziłam się w przekonaniu, że stolica Katalonii i nasza muzyka to idealne tło dla filmu. Bo piosenki "Giulia y los Tellarini" i "Barcelona" są trochę jak film Allena - pełne emocji, poplątanych ścieżek i niespodziewanych zwrotów akcji.

Bohaterki filmu Woody Allena przyjechały do Barcelony i zakochały się w klimacie tego miasta. Ty też oddałaś serce stolicy Katalonii? Jesteś przecież Włoszką.

To prawda, przyjechałam tu pięć lat temu, by nauczyć się hiszpańskiego. Wcześniej mieszkałam w Berlinie. To też jedno z miast, które kocham całym sercem. A Barcelona...? Cóż, szczerze powiedziawszy, to, że trafiłam akurat do stolicy Katalonii, to czysty przypadek. Chciałam po prostu zamieszkać w Hiszpanii. Oczywiście, kocham Barcelonę. Jej szerokie, ogromne ulice, wszystkie linie metra, budynki Gaudiego. Ale przede wszystkim uwielbiam barcelończyków - ich otwartość, inny sposób myślenia, tolerancję i poczucie estetyki.
Mogłabyś mieszkać w innym mieście?

Oczywiście. Kocham Barcelonę, ale nie jestem do niej bardzo przywiązana. Mój ojciec urodził się we Wrocławiu, bo dziadek był żołnierzem, gdy Polska była okupowana w czasie II wojny światowej. Ja przyszłam na świat w Anglii. Mieszkałam tam do szóstego roku życia. Potem przeprowadziłam się do Włoch, mieszkałam też w Berlinie. Aż w końcu, pięć lat temu, trafiłam do Barcelony.

Iloma językami mówisz?

Pięcioma. Niestety, nie znam polskiego. No, może jakieś proste wyrażenia. "Dzień dobry" na przykład.

Byłaś kiedyś w Polsce?

O, tak. Przejeżdżałam przez Polskę, gdy wybierałam się na Ukrainę. Byłam zachwycona widokami. Niestety, nie byłam w żadnym większym mieście oprócz Krakowa.

Co sądzisz o Polakach?

Paradoksalnie myślę, że jesteście trochę podobni do nas, Włochów. Polacy są bardzo otwarci, serdeczni, gościnni. Uważam, że macie niesamowity talent do nauki języków obcych.

A mówi to osoba, która zna ich pięć.

To fakt, ale myślę, że Polakom dużo trudniej nauczyć się hiszpańskiego czy włoskiego niż mnie. Musicie się przestawiać ze słowiańskiego sposobu myślenia na zupełnie obcy. Poza tym ludzie w Polsce są zbyt skromni. Zawsze twierdzą, że ich angielski jest kiepski, a gdy zaczynam z nimi rozmawiać, okazuje się, że władają doskonałą angielszczyzną.

Czym to jest spowodowane?

Historią i kulturą. Żyliście przez kilkadziesiąt lat w politycznej i kulturowej izolacji. Nagle otworzono granice, świat zaczął się kurczyć. I zobaczyliście, że na Zachodzie ludzie chodzą inaczej ubrani, że biegle władają kilkoma językami, podróżują. I pewnie pojawił się jakiś kompleks. Zupełnie niepotrzebnie. Ja uważam, że powinniście być dumni z waszej historii i z tego, jacy jesteście.
Jak nawiązałaś współpracę z hiszpańskimi muzykami, z którymi grasz w zespole? Podobno zakochali się w Twoim głosie...

Muzyka była obecna w moim życiu od dziecka, ale nigdy nie śpiewałam profesjonalnie. Najczęściej nuciłam do mikrofonu, który grała słuchawka prysznica. Potem, gdy przyjechałam do Barcelony, zdarzało mi się występować publicznie, ale to były najczęściej małe, kameralne imprezy, czasem śluby. Ale zawsze marzyłam, by mieć swój zespół i móc tworzyć muzykę, którą kocham. Tak w 2006 roku powstał zespół Giulia y Los Tellarini. Dziewięciu bardzo utalentowanych muzyków z Hiszpanii zgodziło się towarzyszyć mi w muzycznych poszukiwaniach własnej drogi.

No właśnie, jak zdefiniujesz muzykę, którą tworzysz?

Mieszanka jazzu i etno. Ale to ogromne uproszczenie. Bo w muzyce, którą tworzę, jest przecież też coś z Włoch, z których pochodzę, trochę meksykańskich rytmów, ale przede wszystkim muzyka Morza Śródziemnego. Uwielbiam Edith Piaf. To wszystko wsuwane jest w jedną szufladkę z napisem "etno".

Gdzie szukasz inspiracji?

Uwielbiam jazz. Przede wszystkim ten klasyczny- Milesa Davisa, Johna Coltraine'a. Najbardziej chyba Ginę Washington, bo preferuję muzykę, w której jest wokal. Słucham Amy McDonald, Lizy Minnelli, Freda Buscaglione.

Wspominałaś, że Twój ojciec urodził się w Polsce. Koncert we Wrocławiu był Twoją nostalgiczną podróżą do korzeni?

Trochę tak. Już od dawna marzyłam o tym, żeby przyjechać do Polski. Nie tylko dlatego, że urodził się tu mój ojciec. Mam w sobie chyba coś z koczownika, kocham podróże, odkrywanie nowych terenów. A w waszym kraju byłam tylko raz, kiedy jechałam na wschód, zresztą w sylwestra. Tak naprawdę niewiele zwiedziłam. Poznałam za to doskonale smak waszego alkoholu. Moi polscy przyjaciele spoili mnie wódką.

To taki nasz zwyczaj. Musimy pokazać przybyszom z zagranicy, jak się w Polsce pije alkohol.

No właśnie, właśnie. Bardzo miły zwyczaj. Niestety, ja jestem kiepską uczennicą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska