Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Zamachowski: Wciąż jest we mnie trochę z chłopczyka

Małgorzata Matuszewska
Zbigniew Zamachowski
Zbigniew Zamachowski Tomasz Hołod
Rozmowa z aktorem Zbigniewem Zamachowskim.

Ile lat mają Pana dzieci?

Osiem, dziesięć, dwanaście i czternaście. Najmłodsze i najstarsze to dziewczyny, w środku dwóch facetów.

Co Pan lubi z nimi robić?

Być.

Lubi Pan jazdę na rowerze. Jeździcie razem?

Rzeczywiście lubię z nimi być, to nie jest wykręt. To zabrzmi banalnie, ale i chodzimy do kina, i jeździmy na rowerze, i gramy w piłkę. Skutki gry w piłkę właśnie mam na kolanie.

Sam Pan jeździł na rowerze "bez trzymanki", w wypadku postradał kilka zębów, ale dzieciom pozwala Pan jeździć?

Nie dość, że pozwalam, to namawiam. To przecież wspaniały sposób aktywnego spędzania czasu.

Artyści często odkładają małżeństwo i dzieci na później, stawiając na pierwszym miejscu karierę, a później bywa za późno. Pana małżonka też jest aktorką, a macie Państwo aż czworo dzieci.

Tak zdecydowaliśmy. Nie chcę mówić za Olę, która jest z wielodzietnej rodziny. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, bo nie było potrzeby. Ale myślę, że przeważyła kwestia wyboru, czy się jest najpierw człowiekiem, a potem aktorem, czy odwrotnie. Oboje wybraliśmy człowieczeństwo, rodzinę. Zawód jest jednak na drugim planie. To kwestia wyboru tego, co jest ważniejsze.

Podstawowe wartości człowiek wynosi z domu. Jaki był Pana rodzinny dom?

Im dalej oddalam się od czasów dzieciństwa, tym bardziej go idealizuję. Miałem fantastyczny dom, normalną rodzinę. Było nas czworo, model dwa plus dwa, w dodatku mieszkaliśmy w bardzo szczególnym miejscu: w małym miasteczku, co wbrew pozorom daje świetną perspektywę patrzenia później na świat. I na dokładkę, w pięknym pałacu pofabrykanckim, który sam z siebie niósł klimat "Tajemniczego ogrodu".

Pałac był rodzinny?

Moi dziadkowie zostali w nim osiedleni po odebraniu tego miejsca prawowitemu właścicielowi. Potem zrobiono muzeum, co jest też szczęśliwym zbiegiem okoliczności, bo z muzeum współpracuję i zawsze mogę tam wrócić, jak do domu.

Podkładając głos do głównej postaci "Stuarta Malutkiego", myślał Pan, że to frajda dla Pana i rodzeństwa?

Wciąż jestem trochę chłopcem, więc oczywiście miałem frajdę. Dorośli mają coś z dziecka, tylko albo potrafią się do tego przyznać, albo nie. Błędem jest pozbycie się dziecka w sobie. Podkładając głos, myślałem jednak o tym, żeby zrobić to dobrze synchronicznie. To trudna i niekoniecznie wdzięczna robota, ale stwierdziłem, że może właśnie moje dzieciaki będą miały z niej frajdę. Po "Stuarcie Malutkim" dubbing poszedł lawinowo. Nie muszę sam siebie namawiać do tej roboty, bo rzeczywiście sprawia mi przyjemność, zwłaszcza "Shrek".
Dzieci mówią do Pana Shrek?

To jest przeurocze, że one nie muszą i nie chcą mnie postrzegać jako aktora. Obecność Oli czy moja na ekranie jest dla nich czymś zupełnie naturalnym, bo się z tym wychowały. Wiedzą, że to jest nasza praca, i nie robią z tego halo. Raz jedyny wystąpiłem w bajce "Pierścień i róża" w reż. Jerzego Gruzy. Zagrałem księcia Bulbę. Znalazłem kasetę VHS i włączyłem ją, ale po 20 minutach kazały mi wyłączyć. Nie chciały oglądać tatusia, który był kimś innym. Bardzo mnie to ucieszyło. W domu nie ma obowiązku oglądania twórczości mamy i taty. Mamy normalne relacje.

Jesteście Państwo dla nich autorytetami?

Tak powinno być. Staramy się.

Jak Pan to robi, że jest Pan prawie w każdej wartościowej filmowej premierze, wchodzącej na ekrany?

Nie mnie to oceniać. Jakkolwiek to brzmi, staram się po prostu dobrze wykonywać swoją robotę, zwyczajnie. Nigdy nic nie robię lewą ręką. Czasem jest lepiej, czasem gorzej, wyjdzie albo nie - to jest normalne. Trudno wyrzucać z siebie same perły. Po drodze też trzeba się parę razy potknąć, żeby się czegoś nauczyć.

Zagrał Pan w filmie "Projekt dziecko", który wciąż jest w produkcji, a opowiada o staraniach małżeństwa w średnim wieku o dziecko. Kiedy zobaczymy ten film?

Nakręciliśmy go rok temu, bijąc rekord w minimalnej liczbie dni zdjęciowych. 14 dni nie wróży dobrze filmowi. Mogłem się na to nie zgodzić, ale zrobiłem tak z różnych powodów. Nie wiem, co się urodzi, wciąż planowane są dokrętki. Wierzę, że to się uda. Sam pomysł na scenariusz był uroczy: dwójka niemłodych ludzi chce mieć dziecko, są pewne przeszkody. Próbują znaleźć dawcę, żeby in vitro sprokurować dziecko. Szukają wśród przyjaciół, znajomych, z czego wychodzą prześmieszne historie. Mam nadzieję, że film powstanie. A jeśli się nie uda, to może przestaniemy wreszcie bić rekordy oszczędności.

Gdyby Pan nie miał dzieci, chciałby Pan je mieć przez in vitro czy adopcję?

Nie wiem. Mój serdeczny przyjaciel dwa lata temu adoptował dwójkę dzieci. To heroiczny gest ze strony jego i jego żony. Są przeszczęśliwi. O in vitro za mało wiem, żeby się jednoznacznie wypowiedzieć. Mam czwórkę cudnych, mądrych, zdrowych dzieci. Dzięki Bogu ten wybór mnie nie dotyczy.

Po co zagrał Pan pedofila w "Luksusie" Jarosława Sztandery?

Staram się unikać grania czegoś, co jest podobne do tego, co już zagrałem, co i tak często mi się nie udaje. Nowe, odmienne propozycje bardzo mnie interesują. W filmie nic drastycznego się nie dzieje, jednak praca była trudna, grałem z 11-latkiem i 18-letnim chłopcem.

Na karierę na Zachodzie nie zdecydował się Pan, bo już była rodzina. Mimo to jest Pan prawdziwie niezależnym aktorem, skoro potrafi Pan wybrać swoją drogę i nie poddawać się obowiązującym trendom.

Rzeczywiście, wybieram swoją drogę zawodową. Robiłem to całe życie. Kieruję się nosem, intuicją, czuciem, a dopiero potem rozumem. To ryzykowne wyznanie, ale w moim wypadku ta droga sprawdza się bardziej, niż gdybym postępował odwrotnie. Mam wrażenie, że łatwiej jest mi dokonywać kolejnych wyborów, bo poprzednie się sprawdziły.
Powiedział Pan, że w pracy najważniejsza jest pasja, nie pieniądze. Nie ma Pan wewnętrznej spinki, że musi zarobić na czwórkę dzieci?

Nie mam. Ale oczywiście mam świadomość, że muszę zarabiać. Dzieci dorastają, potrzeby rosną, wiem, że jestem głównym żywicielem rodziny.

Nie zrobi Pan wszystkiego, żeby zarobić?

Będę się kierował zasadą "nigdy nie mów nigdy". Nigdy nie grałem w serialach, bo nie chcę i nie muszę. Ale nie wiem, czy jeśli kiedyś - nie daj Bóg - nie miałbym innej możliwości zapewnienia bytu rodzinie, nie zdecydowałbym się grać w serialu. To jest moja praca, zwyczajnie i po prostu. Na razie życie tak się toczy, że nie muszę się tego obawiać. Zarabiam przecież w reklamie, co tu dużo mówić, nie pracuję tam dla sławy czy przyjemności. Ale wszystko to, mam nadzieję, ma ludzką twarz i ludzki wymiar.

Robota w serialu nie musi być kiepska, ale zdjęcia serialowe bardzo wiążą aktora.

Aktor może się opatrzyć publiczności, przykleić do jednej postaci, jednej roli w świadomości odbiorcy. Tego bym nie chciał. Rytm realizacji serialu jest taki, że na plan idzie się trochę tak, jak do fabryki. A jakoś z fabryką nie bardzo chciałbym mieć do czynienia. Prawdę mówiąc, jestem trochę leniwy i nie chce mi się robić różnych rzeczy. Karierę na Zachodzie też pewnie trochę przegapiłem. Może byłoby inaczej, gdybym tam został po sukcesie filmu "Trzy kolory. Biały". Nie chciałem i nie chciało mi się. A przecież przyjrzałem się od środka kilku dużym produkcjom. W "Dowodzie życia" grałem obok Russella Crowe'a i Meg Ryan, czego prawie nie widać, byłem w "Pianiście" i kilku innych większych produkcjach. One się tym różnią, że wszystko jest 18 razy więcej. 18 razy więcej trzeba z siebie dać, 18 razy więcej płacą i 18 razy więcej to kosztuje. A mnie tu jest dobrze, to co ja będę szukał czegoś innego, skoro jest mi dobrze?

Puściłby Pan dzieci za granicę?

Na razie nie, bo są za małe. Ale w perspektywie tak, niech jeżdżą. Jestem szczęśliwy, że nie mają wewnętrznego bagażu mojego pokolenia. Przejeżdżając z dziećmi pół Europy po wejściu do strefy Schengen, przypominałem sobie rodzaj emocji z dawnych czasów. Fajnych emocji, bo za szlabanem czekał inny świat, i niefajnych, bo trzeba było użerać się z celnikami. Teraz jadę i tylko muszę zwolnić do 40 km na godzinę. Będę pchał dzieci w świat. Właśnie chcemy wysłać córkę na obóz językowy, niech sobie radzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska