Pracownicy wrocławskiego urzędu miejskiego muszą zacisnąć pasa. Władze potrzebują 100 milionów, żeby zamknąć budżet. Urzędnicy ograniczają zużycie papieru do drukarek, artykułów biurowych, mają mniej telefonować, oszczędzać też prąd i wodę. Do szefów departamentów trafiły właśnie pisma, w których wzywani są do przedstawienia propozycji co najmniej 5-procentowych oszczędności.
- Kupuje się teraz mniej rzeczy biurowych. Nieoficjalne pisma drukujemy po obu stronach kartek, żeby było taniej. Czasem trzeba dłużej poszukać nowego długopisu czy kompletu zszywek - opowiada jeden z pracowników departamentu nieruchomości.
Urzędnicy w najbliższym czasie mogą zapomnieć o podwyżkach płac i nowych kolegach, bo przyjęć do magistratu nie będzie. Szkolenia i warsztaty ograniczono pracownikom do niezbędnego minimum.
- Nie ma już nawet tych językowych - opowiada nam urzędnik.
Pracownicy urzędu w najbliższym czasie nie pojadą też w delegacje ani nie dostaną nowych komputerów czy mebli.
Pewne jest już także to, że nie zostaną przeprowadzone remonty budynków urzędowych, które mogą zaczekać dłużej i nie zagrażają bezpieczeństwu.
- Kiedy trzeba odnowić elewację, to oczywiście zaczekamy, ale jeśli sypie się dach, to taki remont na pewno się odbędzie - zapewnia Paweł Czuma, dyrektor biura prasowego urzędu miejskiego we Wrocławiu.
Pracownicy urzędu w najbliższym czasie nie pojadą też w delegacje ani nie dostaną nowych komputerów czy mebli.
Wiadomo już, że miasto rezygnuje też z części działań promocyjnych. Na pewno nie zorganizuje tak hucznego sylwestra w Rynku, jak było do tej pory. Wrocławia nie zobaczymy też już w popularnym Second Lifie (www.secondlife.com), czyli wirtualnym odbiciu rzeczywistości, gdzie promowało się miasto na całym świecie.
Alert finansowy dotknął również miejskie spółki i jednostki pomocnicze.
- Zamroziliśmy etaty i zrezygnowaliśmy ze szkoleń dla pracowników. Mimo ostrożnego budżetu i tak musimy znaleźć oszczędności - przyznaje Jacek Sutryk, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu.
W Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacji kierowcy nie mogą już nagminnie brać nadgodzin, bo to za dużo kosztuje spółkę. Muszą zrezygnować z części rozmów telefonicznych, ograniczyć zużycie prądu i wody. Pracownicy administracji przerzucili się też z papieru do drukarek wysokiej jakości na tańszy. Wspomnieniem jest również prenumerata gazet.
W łatwiejszej sytuacji jest spółka Wrocławskie Inwestycje. Oszczędności przyszły tam same, a przyniósł je paradoksalnie kryzys.
- W tamtym roku każdy przetarg był droższy, niż planowaliśmy. Teraz jest na odwrót. Na każdym można zaoszczędzić, i to znacznie, dlatego pracujemy nad przetargami pełną parą, dopóki jest taka koniunktura - mówi Marek Szempliński, rzecznik prasowy spółki.
Oszczędności są potrzebne dlatego, że dochody gminy z podatków i opłat maleją. Bez oszczędności zabraknie w budżecie 100 milionów zł.
- Dochody są ciągle wysokie, bo na poziomie tych z 2008 roku, ale nie rosną tak szybko jak wcześniej i jak planowaliśmy w budżecie - przyznaje Marcin Urban, skarbnik miejski.
Władze miasta podkreślają jednak, że redukowanie kosztów w urzędzie nie będzie mieć przełożenia na życie i komfort mieszkańców.
Oszczędności są potrzebne dlatego, że dochody gminy z podatków i opłat maleją.
- Oszczędności będą praktycznie niezauważalne dla wrocławian i nie wpłyną na jakość życia w mieście ani jakość obsługi - zapewnia Czuma.
Urzędnicy podkreślają też, że wszystkie zaplanowane inwestycje zostaną wykonane zgodnie z planem.
Opozycja mówi wprost, że trzeba było zacząć oszczędzać sześć miesięcy temu, skoro i tak było wiadomo, iż kryzys ograniczy dochody.
- W tej chwili jest trochę za późno na działanie. Na spinaczach i papierze nie zaoszczędzimy 100 mln zł. Gdyby pomyśleć o tym na początku roku, można byłoby z wielu rzeczy zrezygnować lub inaczej zaplanować wydatki - irytuje się Barbara Zdrojewska, przewodnicząca klubu PO w radzie miasta. - A tak oszczędności są chaotyczne i nieefektywne, a my budżet traktujemy bardzo poważnie - dodaje.
Radni Platformy Obywatelskiej dziś spotykają się na posiedzeniu klubu. Poświęcone będzie właśnie budżetowi miasta. Na najbliższej sesji mają zaproponować swój pakiet działań i zmiany do budżetu.
Urząd powinien być jak firma
Z Andrzejem Sadowskim, ekonomistą i prezesem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Janusz Krzeszowski
Kryzys przycisnął urzędników - muszą oszczędzać. Nie za późno?
Myślę, że lepiej późno niż wcale. Pewnie dopiero teraz skonfrontowano budżety z rzeczywistymi dochodami z podatków i okazało się, że pieniędzy na wszystko nie wystarczy.
Czy oszczędności na papierze do drukarek, długopisach i innych materiałach biurowych naprawdę będą odczuwalne? Obowiązuje tu zasada ziarnko do ziarnka?
Tego typu oszczędności służą raczej pozorom i zaspokojeniu chwilowych potrzeb, bo pieniędzy z nich będzie niewiele. Urząd powinien być w czasach kryzysu jak przedsiębiorstwo. Grupa Volkswagen na samych tylko wewnętrznych procedurach i procesie decyzyjnym zaoszczędziła dwa miliony euro. A w tym samym czasie nasz rząd w całym 40-milionowym kraju zaoszczędził tylko pięć milionów złotych.
Czyli mówiąc wprost: chodzi o przerośniętą strukturę w urzędach?
Tak. Oszczędności można znaleźć właśnie na rozbudowanej do granic możliwości strukturze polskiej administracji. Likwidacja różnych szczebli pośrednich w kadrze urzędniczej mogłaby przynieść realne pieniądze. Wiele decyzji o wiele szybciej byłoby też podejmowanych.
W tym wypadku wydzielanie papieru do drukarek niewiele zmieni?
Takie oszczędności będą trwały tylko dotąd, aż znajdą się znowu pieniądze na ten papier. Jeśli w gminie przyjdą lepsze czasy, zacznie wpływać więcej pieniędzy do budżetu, oszczędności się skończą. Zmiany systemowe - logistyczne - dałyby natomiast trwały efekt.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?