Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zdaliśmy na prawo jazdy

Janusz Krzeszowski, Rafał Święcki
Podczas nowego egzaminu nie będą od nas wymagać znajomości technicznych szczegółów samochodu
Podczas nowego egzaminu nie będą od nas wymagać znajomości technicznych szczegółów samochodu Michał Pawlik
We Wrocławiu krótsza jazda po mieści okazała się fikcją.

Od wczoraj obowiązują nowe zasady egzaminów na prawo jazdy. Zakładają m.in. skrócenie czasu jazdy po mieście nawet do 25 minut. Ale już pierwszy dzień pokazał, że we Wrocławiu to fikcja. Wykonanie wszystkich zadań na zakorkowanych ulicach zajmuje co najmniej 35 minut.
- Najkrótszy egzamin zakończony sukcesem wczoraj trwał właśnie tyle. Średnio kierowcy jeździli dłużej, bo około 45 minut - mówi Łucjan Górski, egzaminator nadzorujący w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego we Wrocławiu.

W związku z tym egzaminy na nowych zasadach we Wrocławiu nie niosą rewolucji.
Dyrektor wrocławskiego WORD obiecuje jednak, że niedługo na egzamin czekać będziemy krócej. - Niebawem powstanie nowe stanowisko i zatrudnimy też nowych egzaminatorów. Zakładamy, że dzięki temu wszyscy, nie tylko ci, którzy zdają po raz pierwszy, poczekają na egzamin maksimum 30 dni - zapowiada Grzegorz Kajca. Dotąd na egzamin czekało się nawet półtora miesiąca.
Wczoraj zdawalność egzaminu była taka sama, jak w poniedziałek. Za pierwszym razem prawo jazdy uzyskał co trzeci.

Jak wczoraj oblaliśmy egzamin

Mój próbny egzamin na prawo jazdy, przeprowadzany według nowych, obowiązujących od wczoraj zasad, to miała być bułka z masłem. W tym przekonaniu utwierdzało mnie ponad 10-letnie doświadczenie za kierownicą, bezwypadkowa historia jazdy, kilkadziesiąt tysięcy kilometrów przejeżdżanych co roku i zero punktów karnych na koncie.
- Wszystko odbędzie się jak na prawdziwym egzaminie - zapewnił mnie Andrzej Palka, egzaminator z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Jeleniej Górze.

Na początek sprawdzian znajomości obsługi samochodu. Według nowych zasad nie muszę już wskazywać wszystkich świateł i płynów, tylko losuję dwa zadania. Przypadło mi sprawdzić poziom płynu chłodniczego i działanie świateł stop. Mam na to pięć minut. Zlokalizowanie zbiorniczka z płynem zajmuje mi chwilę, bo nigdy wcześniej nie zaglądałem pod maskę nissana, a tym autem jeździłem podczas egzaminu. Później wciskam pedał hamulca i proszę egzaminatora, by sprawdził, czy światła "stop" działają poprawnie.
- Zaliczone - odpowiada pan Andrzej. Teraz czeka mnie jazda po łuku przodem i tyłem oraz ruszanie z hamulca ręcznego. To też udaje się zaliczyć bez większych problemów.
Przede mną jazda po mieście. Według znowelizowanych zasad ma ona trwać minimum 25 minut. Wcześniej kandydat na kierowcę musiał jeździć przez co najmniej 40 minut. Jednak, by zakończyć egzamin w minimalnym czasie, muszę wykonać poprawnie wszystkie 11 zadań, które czekają mnie na drodze. Pierwszy błąd popełniam chwilę po wyjeździe z siedziby WORD. Egzaminator stwierdza jedynie, że zrobiłem coś źle. Według nowych zasad, ma obowiązek bieżącego informowania o błędzie. Nie oznacza to jednak, że powie na przykład: Nie włączył pan kierunkowskazu przy zmianie pasa ruchu. O konkretach powie potem.

Jadę dalej, zastanawiając się, jaki błąd wychwycił mój egzaminator. Choć wiem, że to tylko próba, znika moja pewność siebie za kierownicą. Chwilę później, podczas wjazdu na skrzyżowanie, minimalnie najeżdżam na podwójną ciągłą linię. - Zbytnio ściął pan zakręt. To koniec egzaminu - mówi pan Andrzej.
Nie pomagają moje tłumaczenia, że było to bezpieczne i inni kierowcy wybierają podobny tor jazdy. Wskazuję nawet na ślady wielu opon przecinających tę linię. Egzaminator jest nieubłagany.
- Przebieg całego egzaminu rejestrują kamery, nie mogę przymknąć na to oka - tłumaczy.

Wysiadając z samochodu, zdałem sobie sprawę, że egzamin nijak ma się do codziennej jazdy milionów polskich kierowców. By go zaliczyć, musiałbym wziąć kilka lekcji z instruktorem. Tylko tak pozbyłbym się nawyków, na które na co dzień nie zwracam uwagi.
- Sądzę, że kierowcy z 30-letnim stażem mieliby problem z zaliczeniem bez kilkugodzinnego kursu w szkole jazdy - pociesza mnie Andrzej Palka.
Rafał Święcki

Najważniejsze zmiany
Krócej w kolejce: zdający po raz pierwszy zaczekają na egzamin nie dłużej niż 30 dni. Wczoraj najszybszy termin był na 7 lipca.
Mniej pokazywania w aucie: kandydaci nie muszą pokazywać wszystkich płynów, świateł, kontrolek i bagnetów. Teraz omówią tylko dwa zagadnienia, które wcześniej wylosują. Jedno dotyczyć będzie oświetlenia, a drugie płynów eksploatacyjnych.
Jeden błąd i koniec: najechanie na wysepkę na jezdni oznacza teraz oblanie. Wcześniej było to traktowane tylko jako błąd i żeby nie zdać, trzeba było popełnić go dwa razy. Z kwitkiem odejdziemy też, gdy nie zatrzymamy się na znaku stop i przekroczymy podwójną ciągłą linię. Do tej pory, jeśli nasz błąd nie zagrażał bezpieczeństwu innych, egzamin trwał dalej.
Pojedynczo, nie grupami: wrocławski ośrodek zmienił sposób egzaminowania. Teraz nie zdaje się egzaminu grupami, tylko pojedynczo. Kandydaci po jeździe na placu jadą od razu do miasta. Ma to skrócić czas całego egzaminu i oczekiwania do 2 godzin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nie zdaliśmy na prawo jazdy - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska