Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzień, w którym w Polsce skończył się komunizm

Hanna Wieczorek, Marcin Torz, Artur Szałkowski, Rafał Święcki, Agata Grzelińska, Tomasz Woźniak, Zygmunt Mułek, Grażyna Szyszka
Jedno ze zdjęć prezentowanych na wystawie we wrocławskim Rynku "Wrocław 89 - Ostatni rok Peerelu"
Jedno ze zdjęć prezentowanych na wystawie we wrocławskim Rynku "Wrocław 89 - Ostatni rok Peerelu" Fot. Naf Dementi
Czwarty czerwca 1989 roku to data symboliczna - wyborów do Sejmu X kadencji, zwanego również Sejmem kontraktowym. Nikt nie spodziewał się, że wybory 4 czerwca przekształcą się w plebiscyt, w którym Polacy powiedzą "nie" PRL-owskim władzom

Zasady wyborcze ustalono kilka miesięcy wcześniej - podczas obrad Okrągłego Stołu. Wtedy też zapadła decyzja o utworzeniu Senatu.
Władze PRL zgodziły się, że 65% miejsc w Sejmie przypadnie przedstawicielom PZPR, ZSL, SD oraz stronnictw prorządowych, a o pozostałe 35% miejsc ubiegać się będą mogli kandydaci bezpartyjni. Całkowicie wolne miały być natomiast wybory do Senatu.

Natychmiast po nowelizacji ordynacji wyborczej oraz ponownym zarejestrowaniu Solidarności w całej Polsce zaczęto powoływać komitety obywatelskie, których zadaniem było przeprowadzenie kampanii wyborczej na rzecz kandydatów strony solidarnościowej do Sejmu i Senatu PRL.
Ks. biskup Bronisław Dembowski wspominał, że rozmawiał z ciężko już wówczas chorą Haliną Mikołajską.
- Będę się modliła, żebyśmy chociaż mieli 20 procent - mówiła znana aktorka i działaczka opozycji demokratycznej.

Wyniki wyborów zaskoczyły wszystkich. Frekwencja wyniosła aż 62 procent.

Wyniki wyborów zaskoczyły wszystkich. Frekwencja wyniosła aż 62 procent.
Na 161 możliwych mandatów poselskich Solidarność zdobyła w pierwszej turze 160 miejsc. Do Sejmu dostały się tylko dwie osoby z listy krajowej, a z okręgowych list tylko trzy, które miały wcześniej poparcie Solidarności.
W pierwszej turze spośród 460 mandatów sejmowych zajęto tylko 165 miejsc.
Solidarność w pierwszej turze zdobyła także 92 mandaty na 100 miejsc w Senacie.
W drugiej turze wyborów - 18 czerwca - o 294 wolne mandaty walczyli przedstawiciele reżimowych partii.

Oto jak posłowie i senatorowie z trzech dolnośląskich okręgów wyborczych, którzy dostali się do parlamentu w 1989 roku, wspominają wybory sprzed 20 lat, co ich zdaniem zmieniły w Polsce na dobre, a co na złe:

Janusz Dobrosz, Wrocław

Został wybrany na Sejm X kadencji z listy Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Trzykrotnie - w 1993, 1997 i 2001 - zdobywał mandat poselski z listy PSL. W wyborach 2005 r. z ramienia LPR został wybrany posłem na Sejm. Kandydował na urząd prezydenta Wrocławia - bezskutecznie.
- Dobrze wspominam Sejm X kadencji. Uważam, że był bardzo dobry dobór ludzi pełniących mandaty. Wszyscy mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w przełomie - wspomina Dobrosz. I dodaje, że on, podobnie jak większość kolegów partyjnych, głosował za powołaniem rządu Tadeusza Mazowieckiego.
Podkreśla, że jego zdaniem transformacja, choć konieczna, pociągnęła za sobą zbyt wielkie koszty. - Bo przecież uchwalone ustawy, takie jak popiwek, skazywały na zagładę nawet dobrze prosperujące zakłady - podkreśla.

Prof. Roman Duda, Wrocław

Jest matematykiem, profesorem i byłym rektorem Uniwersytetu Wrocławskiego. Na początku lat 80. związał się z Solidarnością. Był senatorem I kadencji wybranym z listy Komitetu Obywatelskiego. W rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego, Jana Olszewskiego i Hanny Suchockiej był wiceministrem edukacji narodowej.

Roman Duda: To był znakomity Senat i do dzisiaj słyszę opinie, że tak dobrego Senatu, jak wtedy, nie było.

Pan pamięta pierwszy Senat?

To był znakomity Senat i do dzisiaj słyszę opinie, że tak dobrego Senatu, jak wtedy, nie było. Dobrego pod względem składu, zasiadały w nim wielkie sławy nauki, kultury, teatru. Pierwszy Senat nie miał wiele do powiedzenia, ponieważ, inaczej niż teraz, byliśmy pozbawieni inicjatywy legislacyjnej. Nie mieliśmy także prawa interpelacji, zadawania pytań ministrom i innym ważnym osobom.

A było co poprawiać?

Tak, dlatego, że musieliśmy pospiesznie uchwalać duże ilości ustaw. Na przykład, przed nowym rokiem musieliśmy uchwalić cały pakiet reformujący finanse i gospodarkę - tak zwany pakiet Balcerowicza - w sumie kilkanaście ustaw. Trzeba było zdążyć na określony termin; gdybyśmy się spóźnili, reforma przesunęłaby się o cały rok. Pracowaliśmy dużo i bardzo intensywnie. A przecież dopiero uczyliśmy się parlamentu.
Senat borykał się nie tylko ze znalezieniem swojego miejsca w w systemie politycznym, ale także swojego miejsca w sensie materialnym - trzeba było ustalić, gdzie będzie się mieścił i gdzie będą toczyły się obrady.

To prawda. Pierwsze posiedzenie Senatu odbyło się w sali sejmowej, potem obradowaliśmy w sali kolumnowej. Było pytanie, czy odbudowywać przedwojenny budynek Senatu, ale marszałek zadecydował, że nie - zostaliśmy w budynku sejmowym. Musieliśmy się mieścić razem z posłami w hotelu sejmowym.

Co Panu zapadło szczególnie w pamięć?

Były dramatyczne momenty, choćby głosowanie nad kandydaturą Jaruzelskiego na prezydenta. Część naszych kolegów z Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego uznała, że rozum polityczny wymaga, żeby Jaruzelski został prezydentem. Ja nie miałem wątpliwości i głosowałem tak, jak obiecałem swoim wyborcom - przeciw. Natomiast do dzisiaj jestem dumny z uchwały Senatu, którą zainicjowaliśmy i przegłosowaliśmy po burzliwej dyskusji. A była to uchwała Senatu potępiająca Akcję Wisła. Był to jedyny, jak do tej pory, gest parlamentu w tej sprawie.

Radosław Gawlik, Wrocław

Był nauczycielem matematyki we wrocławskich szkołach, ale kariery w zawodzie nauczyciela nie zrobił - pożegnano się z nim, ponieważ działał w ruchu opozycyjnym. Zarabiał więc jako robotnik wysokościowy, m.in. szkląc Transbud przy ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu.
Przez trzy lata, w rządzie Jerzego Buzka, był sekretarzem stanu w Ministerstwie Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Jest jednym z liderów Partii Zielonych 2004. Jak sam o sobie mówi, jest wegetarianinem.

Radosław Gawlik: Sejm kontraktowy różnił sie od wszystkich późniejszych.

Pamięta Pan Sejm kontraktowy?

Tak. Był wyjątkowy. Różnił się od wszystkich późniejszych, a w czasie mojej bytności w Sejmie przewinęły się cztery garnitury posłów. Był wyjątkowy, ponieważ wszyscy mieli poczucie misji. Myślę o nas, posłach solidarnościowcach (wybranych z rekomendacji Solidarności), ale także nie chcę odmawiać poczucia misji posłom z partii reżimowych lub środkoworeżimowych, ludziom wybranym z rekomendacji PZPR, ZSL lub SD.
Poczucie misji u posłów wybranych dzięki rekomendacji PZPR?

Przecież rząd Tadeusza Mazowieckiego został wybrany dzięki temu, że złamały się dwie partie - satelity PZPR, czyli SD i ZSL. Wiele prac prowadzono przy ogólnej zgodzie. W Sejmie nie było zasadniczego sprzeciwu przeciw przemianom. Wszyscy mieli poczucie, że dokonuje się przełom i trzeba przygotować, a później uchwalić jak najwięcej ustaw, które dadzą podstawę prawną do przeprowadzenia tej rewolucji. Z mojej działki bardzo szybko uchwaliliśmy ustawę o lasach - przeniesienie leśnictwa z ministerstwa gospodarki do ministerstwa ochrony środowiska. Sejm kontraktowy szybko uporządkował sprawy związane z narodowym funduszem ochrony środowiska, przygotował zręby finansowania ochrony środowiska. Sprawił, że mamy w Polsce opodatkowane emisje - kto zanieczyszcza, ten płaci. To było wyjątkowe rozwiązanie w skali świata.

Jak Pan ocenia przemiany, które zaszły w ciągu ostatnich dwudziestu lat?

Najlepiej pokazują to zdjęcia - jak wyglądały półki sklepowe 20 lat temu i jak wyglądają dzisiaj. Przed nami jest jeszcze długa droga, ale już nawet urzędnicy zaczynają się zachowywać jak urzędnicy. Rzadko się zdarza, że każą czekać petentowi, aż zjedzą śniadanie.

Barbara Labuda, Wrocław

W 1989 roku zostaje wybrana do Sejmu RP X kadencji z listy Solidarności. Wstąpiła do Unii Demokratycznej, a następnie Unii Wolności. W Sejmie zasiadała przez trzy kadencje (do 1997 roku). Była autorką ustawy znoszącej cenzurę, trwającą w Polsce przez 45 lat. Założyła i przewodniczyła Parlamentarnej Grupie Kobiet.

Barbara Labuda była autorką ustawy znoszącej cenzurę, trwającą w Polsce przez 45 lat.

Z Unii Wolności została wykluczona w 1995 roku, po tym jak poparła w II turze wyborów prezydenckich Aleksandra Kwaśniewskiego. Jednak już wcześniej podejmowała decyzje budzące kontrowersje wśród partyjnych kolegów. Była uznawana za rzeczniczkę równouprawnienia kobiet i prawa do aborcji.

Od 1996 roku była ministrem w Kancelarii Prezydenta RP. Kierowała Biurem do spraw Społecznych, Kultury i Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi. Najbardziej zasłynęła z akcji "Bezpieczna droga", która miała zapewnić bezpieczeństwo dzieciom idącym i wracającym ze szkoły. W całej Polsce zatrudniano osoby, które miały przeprowadzać przez jezdnię uczniów podstawówek położonych przy najbardziej ruchliwych skrzyżowaniach. Pani minister apelowała, by zadanie to powierzać bezrobotnym.

W 2005 roku została ambasadorem w Luksemburgu i pełni tę funkcję do dzisiaj.

Andrzej Justyn Piszel, Wrocław

Do Sejmu został wybrany z listy Wrocławskiego Komitetu Obywatelskiego "Solidarność". Dzisiaj właściwie zniknął ze sceny politycznej.
Andrzej Justyn Piszel reprezentował w Sejmie ruch związany z samorządem pracowniczym. W 1989 roku był pracownikiem Elwro.
Zbigniew Mirosław Lech, Wrocław

Dziś jest rolnikiem, za dwa lata przechodzi na emeryturę.
Do sejmu Zbigniewa Mirosława Lecha desygnował Komitet Obywatelski. Był popularnym kandydatem, co starali się wykorzystać również... polityczni przeciwnicy. Bowiem w wyborach wystawiono również Lesława Lecha. Liczono bowiem, że część wyborców najnormalniej w świecie się pomyli. - A mało brakowało, żeby w wyborach wystartował trzeci Lech. Konkretnie mój brat - śmieje się teraz Zbigniew Mirosław Lech. - U schyłku lat 80. słowo ,,lech" - z oczywistych względów - było niezwykle popularne - żartuje.

Brat w końcu nie dał się przekonać i Z.M. Lech pozostał jedynym przedstawicielem rodziny w wyborach do Sejmu kontraktowego. - Sama kampania wyborcza była wielkim wydarzeniem - wspomina. - Ludzie mieli wielkie nadzieje, dało się wyczuć niesamowitą atmosferę. Moi przyjaciele pomagali mi na wszelkie możliwe sposoby, np. wozili mnie z jednego miejsca na drugie na spotkania z wyborcami, organizowali je. Już im za to dziękowałem, ale po 20 latach chciałbym raz jeszcze.
Pracę w Sejmie wspomina z sentymentem. - Dla większości z nas to było coś zupełnie nowego. Dlatego też ci, którzy wcześniej nie zasmakowali polityki, otaczali się grupą doradców.

Jerzy Regulski: Przed wyborami robiono nam fotografie z Wałęsą. Dzięki nim później mieliśmy plakaty, które odegrały wielką rolę w kampanii.

Jerzy Regulski, Jelenia Góra

Ekonomista i ekspert z zakresu samorządu terytorialnego, senator I kadencji. Kierował pracami parlamentarnymi nad pakietem reformy samorządowej, by następnie, jako pełnomocnik rządu ds. reformy samorządu terytorialnego, koordynować od 1990 wprowadzanie jej w życie. W latach 1992-1997 pełnił funkcję ambasadora, stałego przedstawiciela RP przy Radzie Europy w Strasburgu.
- Przed wyborami robiono nam fotografie z Wałęsą. Dzięki nim później mieliśmy plakaty, które odegrały wielką rolę w kampanii. Wałęsa stał na scenie i kolejno podchodzili do niego wszyscy kandydaci, a fotograf pstrykał zdjęcia. Ale każdy tak dość sztywno stawał przy Lechu. Pomyślałem, że muszę mieć lepsze zdjęcie. Więc kiedy przyszła moja kolei i do niego podszedłem, to objąłem go ręką i lekko przycisnąłem. On dość automatycznie spojrzał na mnie i uśmiechnął się. W efekcie miałem jeden z najlepszych plakatów. Po prostu dwóch uśmiechniętych przyjaciół - wspomina profesor.

O kandydowaniu z Jeleniej Góry zdecydował przypadek.
- Ani Warszawa, ani Łódź, gdzie wykładałem na uniwersytecie, nie wchodziły w rachubę, bo tam byli mocni lokalni kandydaci - wspomina Jerzy Regulski.
Lokalni działacze z jeleniogórskiego zgodzili się, by profesor kandydował z ich regionu. Choć był tu nieznany, mieszkańcy przyjęli go niezwykle ciepło.

Jan Żukowski, Wrocław

Startował z listy Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Od 2002 roku pełni funkcję wójta podwrocławskiej Żórawiny.

- Nie liczyłem na zwycięstwo - przyznaje Żukowski. - Konkurowałem z prawdziwymi rekinami. A jednak udało mi się zdobyć wystarczającą ilość głosów i trafiłem na Wiejską.
Z sentymentem wspomina kampanię wyborczą. - Opierała się głównie na spotkaniach z ludźmi. Było ich mnóstwo, wszystkie ze sporą frekwencją - opowiada.

Posiedzenia Sejmu również były dla Żukowskiego wielkim wydarzeniem. - Poznałem wspaniałych ludzi. Przeżyłem piękne chwile. To było coś niesamowitego: budować wolną Polskę.
Uważa, że 20 lat od wyborów do Sejmu wykorzystaliśmy dobrze. - Przede wszystkim Polska jest Polską, możemy być dumni z naszego kraju - twierdzi.

Karol Modzelewski, Wrocław

Dziś jest wiceprezesem Polskiej Akademii Nauk.

Karol Modzelawski do Senatu trafił dzięki... Służbie Bezpieczeństwa.

Został wybrany senatorem. Co ciekawe, do Senatu trafił dzięki... Służbie Bezpieczeństwa. - Nie chciałem startować w wyborach - opowiada teraz profesor Modzelewski. - Władek Frasyniuk namawiał mnie do tego, bo sam uznał, że woli skupić się na pracy w związkach. Również Basia Labuda chciała, abym spróbował swych sił - wspomina.

Jednak Modzelewski tłumaczył, że nie może wziąć udziału w wyborach, bo ma zaplanowany cykl wykładów we Francji. - Ale bezpieka nie przyznała mi paszportu i nigdzie nie wyjechałem - śmieje się. - Wtedy Basia powiedziała: to teraz musisz wystartować - dodaje.
Wystartował i bez trudu dostał się do Senatu.
Stanisław Rogowski, Wrocław

Po zakończeniu przygody z polityką został rzecznikiem ubezpieczonych. Przez 12 lat dbał o interesy Polaków, którzy mieli kłopoty z ubezpieczalniami. Teraz pracuje na wydziale prawa na Uniwersytecie Wrocławskim.

Dostał się do Sejmu z ramienia Unii Chrześcijańsko-Społecznej. - Do wyborów namówili mnie koledzy z Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie pracowałem - wspomina teraz. - Nie spodziewałem się, że trafię na Wiejską. Kiedy więc ogłoszono wyniki, zaskoczenie było wielkie - dodaje.

Jak wspomina wybory i prace Sejmu? - To było coś niesamowitego. Mieliśmy wielkie marzenia, wolnością wręcz się zachłystywaliśmy - opowiada. - To były dziwne czasy. Kiedy Sejm ruszył, w sklepach brakowało jeszcze towarów. Pamiętam, że ze sklepu przy Sejmie przywoziłem do Wrocławia mięso, bo u nas był problem z jego zakupem - dodaje.

Zdaniem Lecha, Polska poszła w dobrym kierunku. 20 lat od czasów wyborów uważa za dobry okres.

Lesław Lech, Wrocław
Startował z ramienia Stronnictwa Demokratycznego i nadal w nim działa.
- Doskonale pamiętam tę kampanię wyborczą - wspomina. - Była siermiężna, co w dzisiejszych czasach jest nie do pomyślenia - opowiada. - Jednak wtedy nie mieliśmy wzorców, nie wiedzieliśmy, jak się do pewnych rzeczy zabrać.

Lesław Lech został wówczas wybrany. - To był czas wielkiej radości, nadziei i oczekiwań. Polacy odzyskali prawo wpływania na bieg życia politycznego w kraju. Początek prac Sejmu to wielka gorączka i koncentracja; opowiada. Rodziło się w nas - posłach różnych orientacji politycznych - poczucie historycznej misji.

Zdaniem Lecha, Polska poszła w dobrym kierunku. 20 lat od czasów wyborów uważa za dobry okres, w którym nasz kraj się rozwinął - zwłaszcza gospodarczo. - Jesteśmy wolnym krajem, Polska stała się członkiem NATO oraz Unii Europejskiej. Wiele naszych celów udało się zrealizować. Stronnictwo było jednym z twórców pierwszego niekomunistycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego. Z inicjatywy Klubu Poselskiego SD Sejm przywrócił tradycyjne godło państwowe: orła w koronie, suwerenną nazwę Rzeczpospolita Polska i święto 3 Maja - dodaje.

Jednak, zdaniem Lecha, nie obyło się bez porażek. - Za największą uważam dysproporcję ekonomiczną w społeczeństwie - dodaje, tłumacząc, że w Polsce obok ludzi bardzo bogatych wciąż są jeszcze obywatele bardzo biedni.
Janusz Trzciński, Wrocław

Na Wiejską trafił z listy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
W latach 1993-2001 pełnił funkcję sędziego oraz wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego. Następnie krótko zajmował stanowisko sędziego NSA. Od 2002 do 2004 znów zasiadał w Radzie Legislacyjnej, której przewodniczył. 21 maja 2004 roku objął funkcję prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Trzciński został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (2001). W 2004 roku wybrano go wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Rad Stanu i Najwyższych Sądów Administracyjnych Unii Europejskiej. Od czerwca 2006 pełni funkcję przewodniczącego tej organizacji.

Teresa Malczewska, Jelenia Góra

Teresa Malczewska: W Sejmie miałam szansę być świadkiem przełomu, uczestniczyć w wydarzeniach, które już przeszły do historii.

Z wykształcenia geograf. Przez wiele lat pracowała jako nauczycielka geografii, pełniła też funkcję zastępcy dyrektora Liceum Ogólnokształcącego w Mirsku. Zasiadała w Wojewódzkiej Radzie Narodowej we Wrocławiu. W latach 1985-1991 przez dwie kadencje zasiadała w Sejmie z ramienia Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego z okręgu Jelenia Góra. W 1976 założyła Zespół Folklorystyczny "Podgórzanie", który w swym repertuarze do dziś ma ludowe tańce, przyśpiewki i obrzędy.

- Od 1985 do 1991 roku tydzień w tydzień dwie noce spędzałam w pociągu - gdy jechałam na sesję Sejmu i gdy z niej wracałam. Gdyby dziś ktoś spytał, czy godziłabym się spędzić 7 lat z torbą podróżną, której praktycznie nie miało się czasu porządnie rozpakować, bo tylko się ją wciąż przepakowywało, pewnie bym odpowiedziała odmownie. Miałam to szczęście, że zasiadając w Sejmie zwanym kontraktowym, miałam szansę być świadkiem przełomu, uczestniczyć w wydarzeniach, które już przeszły do historii. Sprawy, jakimi się zajmowaliśmy, miały bardzo ludzki wymiar, wtedy po raz pierwszy zetknęliśmy się przecież z jawnym bezrobociem i jego skutkami.

Andrzej Piesiak, Jelenia Góra

W 1989 roku został kandydatem do Senatu z ramienia Komitetu Obywatelskiego. W latach 90. organizował struktury Kongresu Liberalno-Demokratycznego w województwie jeleniogórskim. Został przewodniczącym zarządu wojewódzkiego. W 1991 roku został senatorem II kadencji. Bezskutecznie ubiegał się o mandat senatora w wyborach uzupełniających w 2004 roku . Był wówczas kandydatem Platformy Obywatelskiej. Obecnie zajmuje się biznesem.
- Wybory z 4 czerwca 1989 roku zapamiętałem na zawsze jako nieprawdopodobny powiew wolności. Szczególnie utkwiły mi w pamięci dwa dni z kampanii wyborczej: 27 maja wiec na stadionie w Jeleniej Górze z udziałem francuskiego aktora Ives'a Montanda oraz znakomitej polskiej aktorki Ani Nehrebeckiej, a później spontaniczny, wielotysięczny pochód ulicami Jeleniej Góry, zakończony spotkaniem przy krzyżu pod kościołem garnizonowym. 28 maja niesamowite spotkanie z mieszkańcami Lubania w amfiteatrze na Kamiennej Górze, prowadzone przez Annę Nehrebecką, z udziałem kandydatów - Jerzego Regulskiego, Zbyszka Bobaka i Jana Kisiliczyka.

W trakcie spotkania nastąpiło oberwanie chmury i ogromna ulewa, która spowodowała, że kandydaci i wyborcy "zintegrowali się" na scenie amfiteatru - wspomina Andrzej Piesiak.

Jak z perspektywy 20 lat ocenia tamte wybory? - Mamy wolną, demokratyczną Polskę, niezależną zewnętrznie i pluralistyczną wewnętrznie. Ja osobiście w latach osiemdziesiątych marzyłem o takiej Polsce, ale przyznam szczerze, że nie wierzyłem w spełnienie się tych marzeń w moim życiu. Jestem dumny, że mogłem brać w tym udział - tłumaczy Piesiak.

Zbigniew Bobak został wybrany w okręgu Bolesławiec jako kandydat bezpartyjny z ramienia Komitetu Obywatelskiego.

Jerzy Modrzejewski, Jelenia Góra
Ukończył studia na Politechnice Wrocławskiej. W latach 1979-1987 należał do PZPR. We wrześniu 1980 wstąpił do Solidarności, był jednym z liderów związku w województwie jeleniogórskim. Sprawował także mandat posła z listy PZPR, wybranego w drugiej turze przy wsparciu Komitetu Obywatelskiego. Należał do założycieli Unii Demokratycznej, następnie działał w Unii Wolności. W latach 90. był radnym Jeleniej Góry, współtwórcą i prezesem Krajowej Izby Gospodarczo-Rehabilitacyjnej, zasiadał też w radzie nadzorczej Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Zmarł w 1998 r. w wieku 67 lat w Jeleniej Górze. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Zbigniew Bobak, Jelenia Góra

W 1989 uzyskał mandat posła na Sejm kontraktowy. Został wybrany w okręgu Bolesławiec jako kandydat bezpartyjny z ramienia Komitetu Obywatelskiego. Należał do Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, z którego przeszedł do Unii Demokratycznej. Po zakończeniu kadencji współtworzył Fundację Ochrony Środowiska Rejonu Zgorzelecko-Bogatyńskiego. W latach 90. przeszedł na emeryturę. Dwukrotnie bez powodzenia kandydował do parlamentu, a w 2006 ubiegał się o mandat radnego powiatu zgorzeleckiego.

- Rok 1989 wspominam bardzo mile. To był czas euforii i ogólnego entuzjazmu. Czuliśmy, że zaczynamy tworzyć coś nowego. Byłem mocno zaangażowany w ówczesne działania Solidarności i liczyliśmy na to, że zmienimy rzeczywistość. Tak też się stało, jednak patrząc na to, co jest teraz i co się teraz dzieje, to dochodzę do wniosku, że nie o to walczyliśmy. Dzisiejsza sytuacja polityczna jest totalnym zaprzeczeniem naszych ówczesnych oczekiwań. Wybieramy teraz do polityki ludzi, którzy nie powinni tam się znaleźć. To świadczy o tym, że z narodem źle się dzieje, a zły wpływ mają na to m.in. środki masowego przekazu.

Roman Niegosz, Jelenia Góra

Organizował podziemne struktury Solidarności w Kotlinie Jeleniogórskiej. Działał w Duszpasterstwie Ludzi Pracy, gdzie inicjował zbiórki leków, żywności i pieniędzy dla osób potrzebujących i represjonowanych. W wyborach 4 czerwca 1989 roku został posłem ziemi jeleniogórskiej. Zmarł nagle 1 maja 1995 r.

Jan Kisiliczyk, Jelenia Góra

Jan Kisiliczyk kampanię wyborczą wspomina jako wyczerpującą.

Pochodzi z Bolesławca. Z wykształcenia jest geodetą. Przed wyborami 4 czerwca pracował w Wojewódzkim Biurze Geodezji i Terenów Rolnych. Aktywnie działał też w Duszpasterstwie Ludzi Pracy. Po dwóch latach pracy w Sejmie, gdy go rozwiązano, wrócił do pracy geodety. Zaangażował się w pracę samorządów. Był zatrudniony w starostwie w Bolesławcu, a obecnie jest naczelnikiem Wydziału Mienia i Gospodarki Przestrzennej w Urzędzie Miejskim w Bolesławcu.

- Organizowaliśmy w latach 80. cykl katechez i spotkań, które miały integrować społeczność. Zapraszaliśmy na nie między innymi znanych opozycjonistów, np. Jacka Kuronia. Byłem znany z tej działalności, dlatego zaproponowano mi kandydowanie do Sejmu - mówi Jan Kisiliczyk.
Kampanię wyborczą wspomina jako wyczerpującą. W ciągu kilku tygodni odbył ponad 50 spotkań przedwyborczych z mieszkańcami.

- Wszystkie wiece monitorowała Służba Bezpieczeństwa. Później nauczyliśmy się już rozpoznawać tych panów. Dawaliśmy im do zrozumienia, że wiemy, kim są i to ich trochę peszyło. Już po tych spotkaniach wiedziałem, że ludzie nas poprą w wyborach. Najbardziej obawialiśmy się ich sfałszowania - wspomina. - Choć ten Sejm nie był w pełni demokratycznie wybrany, teraz z perspektywy czasu oceniam go najlepiej w 20-letniej historii wolnej Polski - mówi Jan Kisiliczyk.
Andrzej Glapiński, Legnica

W wyborach do Sejmu 4 czerwca 1989 roku startował z ramienia Solidarności z okręgu 53 z Lubina. Pracował wtedy we wrocławskim Okręgowym Urzędzie Górniczym jako nadinspektor górniczy. Już będąc posłem, w 1990 roku został wojewodą legnickim. Teraz 65-letni Glapiński jest na emeryturze.
Wybory sprzed 20 lat wspomina bardzo ciepło.

- Bo wygrałem - żartuje Andrzej Glapiński i dodaje: - Wtedy wierzyłem, że zmiany w Polsce kiedyś nastąpią, ale nie byłem pewny, że to się stanie szybko. Dlatego tamte wybory cieszyły z dwóch powodów. Po pierwsze, że się w ogóle odbyły. Po drugie, utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak demokracja może nastać szybciej, niż się spodziewałem i że dotychczasowe działania nie pójdą na marne. Dziś jednak jestem trochę rozczarowany, bo nie wszystko idzie we właściwym kierunku i nie w takim tempie, jak bym oczekiwał. Polska rozwija się, ale za wolno. Widać wprawdzie olbrzymią przemianę, ale wciąż daleko nam do Hiszpanii, Grecji czy Portugalii. Ogólny bilans jest za słaby.

Andrzej Glapiński wybory sprzed 20 lat wspomina ciepło: - Bo wygrałem.

Andrzej Kosmalski, Legnica

Głogowski działacz NSZZ Solidarność zostając posłem miał 38 lat. Zasiadał w sejmowej Komisji Obrony Narodowej i Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, gdzie zajmował się m.in. rozwiązaniem SB, reformą milicji i wojska oraz wyprowadzeniem wojsk radzieckich z terytorium RP. Działalność związkową i polityczną Andrzej Kosmalski przypłacił chorobą serca i operacją wszczepienia bypassów. Po roku 1991 wycofał się z życia publicznego. Po odejściu z polityki żył w zapomnieniu ze skromnej renty inwalidzkiej.
Andrzej Kosmalski zmarł 10 grudnia 2007 roku.

Władysław Papużyński, Legnica

Senator z listy Komitetu Obywatelskiego "Solidarność". W 1989 roku miał 56 lat. Działacz Solidarności Rolników Indywidualnych. Prowadził gospodarstwo rolne.
Stanisław Obertaniec, Legnica

Ma 61 lat. Przed wyborami był działaczem opozycji demokratycznej. Pracował w przychodni jako technik dentystyczny. Startował z lity Komitetów Obywatelskich. Obecnie jest dyrektorem katolickiego Radia Plus. Zakładał Radio Legnica - L. Należy do PiS, ale nie jest aktywnym działaczem.

- Pamiętam mityngi wyborcze na wsiach i miastach. - Ludzi z nadzieją patrzących w przyszłość. - Dzięki tym wyborom żyjemy w kraju niepodległym i wolnym. Weszliśmy do NATO i Unii Europejskiej.

Zbigniew Mackiewicz, Legnica

Zbigniew Mackiewicz: Pamiętam spotkania z ludźmi i ich nadzieję, że my i demokracja zmienimy rzeczywistość.

Miał 42 lata, gdy startował w Legnicy w wyborach z komitetu wyborczego NSZZ Solidarność. Obecnie na rolniczej rencie.
- Najbardziej pamiętam z wyborów spotkania z ludźmi i ich nadzieję, że my i demokracja zmienimy rzeczywistość. W parlamencie należał do Komisji Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Był współautorem słynnego projektu ustawy o uznaniu SB i PZPR za organizacje zbrodnicze i przestępcze.

Jan Lityński, Wałbrzych
Polityk, matematyk, działacz opozycji w czasach PRL, poseł na Sejm X, I, II i III kadencji.
- Wybory parlamentarne z 4 czerwca 1989 roku wspominam jako zaczątek wolności. Do Sejmu kandydowałem z regionu wałbrzyskiego, bo byłem z nim związany od początku września 1980 roku. Wówczas po objęciu mnie amnestią i wypuszczeniu z więzienia, zostałem skierowany do pracy w strukturach wałbrzyskiej Solidarności. W Wałbrzychu zamieszkałem na pół roku i ten okres wspominam jako jeden z najlepszych w moim życiu. Samo miasto ze względu na funkcjonujące w nim zakłady przemysłowe wspominam jako ciężkie. Nawiązałem jednak wówczas wiele przyjaźni i przede wszystkim bardzo dużo się nauczyłem.
Marian Kowal, Wałbrzych

Polityk, księgowy, poseł na Sejm X kadencji. Od lipca ubiegłego roku jest na emeryturze.
- Dzięki wydarzeniom z 1989 roku mogłem po ponad czterech latach bezrobocia powrócić do wykonywania zawodu księgowego w ZOZ w Dzierżoniowie. Za działalność w Solidarności w 1984 roku przestałem być księgowym w spółdzielni mieszkaniowej i wyrzucony z pracy. Nie żałuję, że za swoje przekonania przesiedziałem w więzieniu rok i dwa miesiące z trzech lat, na które mnie skazano. Mimo różnych losów, które stały się udziałem Polaków po 1989 roku, uważam, że warto było. Przede wszystkim dlatego, że możemy teraz żyć w wolnym kraju. Naszym dzieciom już nikt nie narzuca z Warszawy, do jakich organizacji mają należeć i nie ogranicza, ile słodyczy ze względu na system kartkowy mogą zjeść w ciągu miesiąca.

Stanisław Tomkiewicz, Wałbrzych

Stanisław Tomkiewicz w 1989 roku zajmował się hodowlą owiec w Bielice koło Ząbkowic Śląskich.

Działacz opozycyjny Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej, dziennikarz, rolnik, poseł na Sejm X kadencji.
- W 1989 roku zajmowałem się hodowlą owiec w górskiej wiosce Bielice koło Ząbkowic Śląskich. Mam mieszane uczucia, patrząc z perspektywy czasu na owoce, które przyniosły obrady Okrągłego Stołu. Dopiero teraz, po latach, ujawniane są kulisy tamtych wydarzeń i towarzysząca im piramida kłamstw.

Wtedy większość kandydatów na posłów i senatorów, podobnie jak większość społeczeństwa, nie zdawała sobie sprawy, w czym tak naprawdę uczestniczy. Efektem tego był później upadek całych branż, nie najlepsze rezultaty negocjacji naszego członkostwa w Unii Europejskiej, likwidacja polskich stoczni, rybołówstwa czy tak zwana złodziejska prywatyzacja. Do dzisiaj wstydzę się spojrzeć ludziom w oczy, bo jako ówczesny poseł także w jakimś stopniu się do tego przyczyniłem. Dlatego zerwałem z polityką. Teraz zajmuję się hodowlą koni i prowadzę gospodarstwo agroturystyczne na ziemi kłodzkiej.

Mieczysław Tarnowski, Wałbrzych
Urodzony 25 grudnia 1945 roku w Mönchengladbach w Niemczech, zmarł 11 maja 1991 roku w Wałbrzychu. Działacz Solidarności, górnik, senator I kadencji.

Włodzimierz Bojarski, Wałbrzych

Polityk, energetyk, profesor doktor habilitowany, senator I kadencji.
- Kiedy zostałem senatorem reprezentującym region wałbrzyski, stałem się rzecznikiem zamknięcia miejscowych kopalń węglowych. Chciałem, aby przekształcić te tereny z górniczo-rolniczych w region zdrowia i rehabilitacji w oparciu o zrekonstruowane uzdrowiska. Postulowałem także wykorzystanie wysokich kwalifikacji wałbrzyskich górników na przykład przy prowadzonych na terenie kraju budowach obiektów hydrotechnicznych lub tuneli. Po latach zobaczyłem wałbrzyskie biedaszyby i doszedłem do wniosku, że mój pomysł przekształcenia regionu nie był błędny. Niestety, w trakcie jego realizacji za dużo było oszustw i niszczenia gospodarki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska