Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót Turowa z dalekiej podróży zakończony sukcesem

Michał Rygiel
Myles Mack i Stefan Balmazović wydatnie przyczynili się do powrotu Turowa Zgorzelec w meczu z Anwilem
Myles Mack i Stefan Balmazović wydatnie przyczynili się do powrotu Turowa Zgorzelec w meczu z Anwilem PGE Turów Zgorzelec
Koszykarze Turowa Zgorzelec pokonali Anwil Włocławek w hitowym starciu 4. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki, odrabiając 13 punktów straty w czwartej kwarcie i doprowadzając do dogrywki

Aż 27 razy zmieniało się prowadzenie w meczu Turowa Zgorzelec z Anwilem Włocławek. Przed tym spotkaniem goście byli niepokonani, ale szybko okazało się, że podopieczni Mathiasa Fischera nie mieli zamiaru pozwolić na przedłużenie tej serii.

Za sprawą swoich gwiazd, Stefana Balmazovicia i Camerona Ayersa zgorzelczanie szybko wyszli na sześciopunktowe prowadzenie, ale równie szybko Anwil doprowadził do remisu, jednego z dziewięciu w tej zaciętej konfrontacji. Co ciekawe, przewaga 8:2 uzyskana przez Turów była najwyższą, jaką udało się gospodarzom uzyskać. W drugiej kwarcie rozpoczęła się wymiana ciosów, z której zwycięsko wyszli zawodnicy Ivana Milicicia. Choć "Byki" starały się utrzymywać dystans, łatwe punkty z linii rzutów osobistych pozwoliły zespołowi z Włocławka zejść na przerwę z relatywnie bezpiecznym, ośmiopunktowym zapasem.

W trzeciej kwarcie ofensywa Anwilu nie działała już na najwyższych obrotach, ale wciąż grała na tyle skutecznie, że kontrolowała przebieg spotkania. Brylował zwłaszcza Jarosław Zyskowski junior, syn byłego koszykarza Śląska Wrocław, pięciokrotnego mistrza Polski i wychowanek WKS-u. Popularny "Zyzio" nie mylił się z dystansu, trafiał także z półdystansu. Wraz z Michałem Nowakowskim, który wszedł z ławki i dał fantastyczną zmianę (23 punkty w 23 minuty) poprowadzili Anwil do prowadzenia 60:41 na cztery minuty przed końcem trzeciej kwarty.

Wydawało się, że gościom raczej nic nie zagrozi, a Turów w pozostałych do końca spotkania 14 minutach co najwyżej zmniejszy straty. Zgorzelczanie zagrali bardziej agresywną koszykówkę, aż 9 z 11 punktów od momentu wyjścia Anwilu na 19 oczek przewagi zdobywając z linii rzutów osobistych. Gracze z Włocławka musieli uważać, żeby nie popaść w kłopoty z faulami, co mogło skutkować wykluczeniem z gry. Niemniej przed ostatnią kwartą mieli 13 oczek przewagi i wystarczyło tylko nie dać Turowowi złapać wiatru w żagle.

Dodatkowo tuż po rozpoczęciu tej odsłony trójkę trafił Ante Delas, lecz to tylko podziałało na zgorzelczan jak płachta na byka. Błyskawicznie rzutem za trzy odpowiedział Jakub Patoka, minutę później dokładając kolejny celny rzut z dystansu. W międzyczasie łatwe punkty zdobyli Karolis Petrukonis i Myles Mack. Obudził się także Stefan Balmazović i mimo kolejnej trójki Delasa Turów miał już tylko jednocyfrową stratę, która błyskawicznie zmieniła się w deficyt zaledwie jednego posiadania. Ton pościgowi nadały oczywiście gwiazdy - Balmazović i Ayers, którzy w minutę zdobyli osiem punktów, a gdy Ayers dwukrotnie trafił z linii osobistych, na dwie i pół minuty przed końcem meczu Turów niespodziewanie był na prowadzeniu.

Tercet Nowakowski-Zyskowski-Delas robił co mógł, żeby nie dopuścić do dogrywki, ale ostatnie słowo w regulaminowym czasie gry należało do serbskiego skrzydłowego Turowa, który na 27 sekund przed końcem trafił za trzy. W samej końcówce szansę na dobicie Anwilu miał jeszcze Bradley Waldow, ale na rozstrzygnięcie przyszło poczekać kolejne pięć minut.

Dodatkowa partia była niesamowitym widowiskiem, które w Zgorzelcu zapamiętają na długo. W USA mówi się, że prowadzenie chodzi w takich spotkaniach jak wycieraczki i rzeczywiście tak było. Trafiał Turów, to odpowiadał Anwil. Inicjatywę przejmowali goście, to zaraz mieliśmy celny rzut po stronie gospodarzy. Zwycięstwo graczom Mathiasa Fischera zapewnił czterema celnymi osobistymi Cameron Ayers, który w tym meczu wykorzystał wszystkie 11 prób z linii. Anwil miał jeszcze dwie szanse na doprowadzenie do drugiej dogrywki, ale wszystkie trzy osobiste spudłował Ivan Almeida, a z dystansu pomylił się Kamil Łączyński.

- Mój zespół dokonał dziś czegoś niewiarygodnego! Przegrywaliśmy 19-punktami z liderem ligi, a nasza drużyna pokazała, że nigdy się nie poddaje. Powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia. Chłopaki wykonali niesamowitą robotę. Zaczęli atakować rywali, trafili trzy trójki, kilka rzutów wolnych i uwierzyli, że mogą pokonać Anwil - mówił dumny ze swojego zespołu trener Mathias Fischer.

- Pokazaliśmy charakter, ale byliśmy też świetnie przygotowani do tego meczu. Takim naszym największym zwycięstwem jest to, że nie poddaliśmy się i wierzyliśmy w tę wygraną - dodał Jacek Jarecki.

PGE Turów Zgorzelec - Anwil Włocławek 99:96 (19:14, 19:32, 19:24, 31:18, d. 11:8).
PGE Turów: Waldow 7, Bochno 7 (1x3), Balmazović 18 (2), Ayers 24 (3), Han 8 (1) - Koelner 3, Mack 11, Jarecki 5 (1), Borowski 3, Patoka 11 (3), Petrukonis 2.
Anwil: Arlington 1, Łączyński 9 (1), Zyskowski 15 (3), Sobin 13, Leończyk 7 - Komenda, Nowakowski 23 (4), Almeida 9, Delas 13 (3), Szewczyk 6 (2).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska