Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławianie pokazali, że Ossolineum to skarb

Jacek Antczak
Dobrosława Platt, prezes wydawnictwa Ossolineum
Dobrosława Platt, prezes wydawnictwa Ossolineum Fot. Paweł Relikowski
Rozmowa z dr Dobrosławą Platt, prezesem wydawnictwa Ossolineum.

Opublikowała Pani kiedyś monografię "Kazań pogrzebowych". Może to zabrzmi jak czarny humor, ale nie przydadzą się Pani podczas pracy w wydawnictwie?

Ależ ja mam nadzieję, że tu nie będzie żadnego pogrzebu, tylko zmartwychwstanie. Choć sytuacja jest rzeczywiście bardzo trudna. Tak było już rok temu, gdy w maju 2008 roku wydawnictwo przejęła Fundacja Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Gdy w czerwcu obejmowałam funkcję prezesa, wieszczono, że natychmiast ogłoszę upadłość. Postanowiłam jednak walczyć o przetrwanie i wydaje mi się, że dziś mamy szansę wyjścia na prostą.


Jak Pani walczy?

Musiałam podjąć bardzo trudne kroki, związane ze zwolnieniami pracowników, z likwidacją księgarń i sprzedaniem drukarni. Otrzymaliśmy też dwie pożyczki z Fundacji Ossolińskich. Wszystkie pieniądze przeznaczyliśmy na spłacenie wierzycieli, którzy mogli przyczynić się do upadku wydawnictwa. Jednak sytuacja nadal jest dramatyczna, mamy ok. 3 milionów złotych długu z czasów, gdy wydawnictwo było przedsiębiorstwem państwowym. Na dodatek za chwilę w naszej siedzibie rozpocznie się remont i nie mamy się gdzie podziać.

A nie traficie do pomieszczeń Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, gdzie Pani pracowała przez ostatnie 30 lat? Dlaczego dyrektor Adolf Juzwenko nie zabiera głosu w sprawie ratowania wydawnictwa?

Nie wiem, jest mi bardzo przykro z tego powodu. Miało nastąpić połączenie dwóch instytucji, o które zabiegał dyrektor Juzwenko od lat, a ja nie odczuwam tego połączenia. Od roku staram się, by Fundacja Ossolińskich przyznała nam miejsce, które było planowane dla wydawnictwa. Dyrektor odmówił. Nie rozumiem dlaczego.

Wydawnictwo Ossolineum nie radziło sobie w warunkach rynkowych. To może, mimo swojej 192-letniej historii, nie jest po prostu potrzebne?
Zadaję sobie to pytanie od momentu, kiedy tu przyszłam. A akcja bicia rekordu Guinnessa w sprzedaży naszych książek ma być próbą uzyskania odpowiedzi: Czy wydawnictwo Zakładu Narodowego jest instytucją narodową, czy po prostu "spółką z o.o.", czy też zwykłą "firmą"? I zobaczyłam wiele wzruszających scen. Przychodzą ludzie i mówią, że ich rodzice i dziadkowie mieli w domu nasze książki. Są emocjonalnie związani z Ossolineum, wspominają tytuły, które tylko my wydawaliśmy. Emocjonalny stosunek do wydawnictwa jest dziś bardziej zauważalny na Dworcu Głównym we Wrocławiu niż w księgarniach, gdzie nasze tytuły są chowane po kątach, choć wydajemy świetne książki - biografie, tytuły z serii Biblioteki Narodowej, historie narodów. W ubiegłym roku wydaliśmy 55 tytułów, w tym planujemy 60.
To dlaczego w księgarniach leżą w kącie?

Ossolineum od wielu lat nie miało środków na reklamę. Jeśli pojawiały się pieniądze, to szły na bieżące potrzeby, oddłużanie i wydawanie książek, a nie na wizję marketingową. Teraz też nie mamy na to pieniędzy. Dlatego akcja bicia rekordu Guinnessa była dla mnie próbą zapytania, na ile wydawnictwo Ossolineum jest jeszcze potrzebne i czy może po prostu splajtować.

I jak sobie Pani odpowiedziała?

Czy jako Polacy mamy wiele własnych znaków towarowych? Wydaje mi się, że nie. Czy nie można by z tego wydawnictwa zrobić marki, jaką miało przed wojną, a nawet w czasach PRL-u? Czy naprawdę to mające 192 lata wydawnictwo, jedno z najstarszych w świecie, zasługuje tylko na to, by potraktować je jako zwykłą spółkę i ogłosić jego plajtę? A może warto z niego zrobić sztandarowy znak wśród polskich wydawnictw. Przecież sama seria "Biblioteka Narodowa" ma 90-letnią historię. Nie warto wyrzekać się tradycji i dorobku kulturowego. Polska ma zbyt mało tego, co przetrwało dziejowe burze, jeśli chodzi o zabytki, dzieła sztuki, kulturę. Wydawnictwu Ossolineum udało się przetrwać wiele kataklizmów dziejowych. I właśnie teraz, gdy wróciło do prawowitego właściciela, ma splajtować?

Z pewnością nie ma w Polsce studenta humanistycznego kierunku, który by nie miał w ręku książek "Biblioteki Narodowej".

Gdybym zdecydowała się sprzedać "Bibliotekę Narodową", to w jednej chwili zaspokoiłabym wszelkie długi wydawnictwa i wyszlibyśmy na prostą. Mój poprzednik wydawał dzieła "Biblioteki Narodowej" w kioskowych kolekcjach "Arcydzieła kultury antycznej" i "Skarby Biblioteki Narodowej" w kilkudziesięciotysięcznych nakładach. Okazało się, że nasze książki są potrzebne, przydatne i trafiają pod strzechy.

Nawet prosto ze stoiska na dworcu. Czy Ossolineum pobiło rekord Guinnessa?

Pobiliśmy. Gdy pytano mnie, jaką liczbę sprzedanych egzemplarzy uznałabym za pobicie rekordu, to wstrzemięźliwie odpowiadałam, że gdy uda się przekroczyć standardową dzienną sprzedaż we wszystkich księgarniach, czyli około 300 egzemplarzy. Okazało się, że w 24 godziny sprzedaliśmy niemal 1000 egzemplarzy na jednym stoisku we Wrocławiu. Byłam szczęśliwa, że wrocławianie tak chcą nam pomóc. W tym widzę sygnał, że jest to instytucja narodowa. Że ludzie potrzebują Biblioteki Narodowej, historii narodów czy biografii wydanych przez Ossolineum. I to nie tylko z powodu akcji, ale dlatego, że te książki są warte, by je kupować.
O historii wydawnictwa Ossolineum i akcji jego ratowania napiszemy też w sobotnim "Słowie Polskim".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska