Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziki zwierz grasuje w lesie

Małgorzata Moczulska
Leśniczy Jan Dominas jako jeden z pierwszych widział dziwne ślady pozostawione w lesie
Leśniczy Jan Dominas jako jeden z pierwszych widział dziwne ślady pozostawione w lesie fot. Dariusz Gdesz
Czy słynna puma dotarła na Dolny Śląsk? Mieszkańcy, którzy widzieli drapieżcę, są pewni, że tak

Choć alarm został odwołany, to leśnikom wciąż nie dają spokojnie spać ślady ogromnej łapy, które znaleźli tydzień temu w lesie pod Wałbrzychem.
Odciśnięte w błocie łapy zwierzęcia były tak nietypowe i duże (14 cm x 14 cm), że nadleśniczy zdecydował, by sprawę zgłosić na policję i zwołać sztab kryzysowy.

- Znamy się na tropach, ale takich śladów nie widzieliśmy - tłumaczy Jan Dzięcielski z Nadleśnictwa Świdnica. Dodaje również, że ich decyzja była spowodowana niepokojącymi sygnałami, które docierały od mieszkańców. Ludzie dzwonili i mówili o rudym, dużym kocie widzianym w lasach w Górach Sowich. Najpierw myśliwi zgłosili, że z ambony obserwowali przez kilkanaście minut ogromnego drapieżnika, który spacerował po polanie nieopodal lasu. Potem zadzwoniła też między innymi pani Irena, nauczycielka z Rościszowa.

Podczas spaceru z psem zauważyła ogromnego, rudego kota, który pił wodę ze strumyka. Dwa dni później w tym samym miejscu znalazła zająca z odgryzioną głową. Do nadleśnictwa dostarczono też amatorskie filmy, nakręcone telefonem komórkowym. Niestety, na jednym z nich, kręconym o zmierzchu, widać jedynie ogromną, ciemną plamę poruszającą się na leśnej ścieżce. Na drugim jest rudy kot, ale film jest kiepskiej jakości, a zwierzę filmowano z tak dużej odległości, że trudno określić precyzyjnie jego wielkość.

W całym Nadleśnictwie Świdnica przez kilka dni obowiązywał zakaz wstępu do lasu.

W całym Nadleśnictwie Świdnica przez kilka dni obowiązywał zakaz wstępu do lasu. Głównie ze względu na dziwne tropy znalezione pod Wałbrzychem. Miejsce zabezpieczono, ślady sfotografowano, zrobiono ich gipsowy odlew i przekazano fachowcom z wrocławskiego ogrodu zoologicznego, by ustali, do kogo mogą należeć. Ci jednoznacznie stwierdzili - to nie puma ani żaden inny dziki kot. Alarm więc odwołano. - Nie ma mowy o żadnej obławie czy zamykaniu lasów, bo brak dowodów na to, że grasuje jakikolwiek drapieżnik - mówi Kazimierz Siemieniecki, szef sztabu w powiecie świdnickim.

Ale leśnicy nie ukrywają, że cała sprawa jest dla nich bardzo tajemnicza. - Chcemy wiedzieć, do kogo należały ogromne ślady, które znaleźliśmy - mówią.
Dolny Śląsk to kolejny region, gdzie pojawia się dziwny zwierz. Tajemniczy stwór już kilka miesięcy temu był widziany na Opolszczyźnie. W marcu wielki dziki kot w pogoni za sarną wskoczył na samochód jadący szosą niedaleko Głubczyc. W okolicznych gospodarstwach znaleziono kilka zagryzionych cieląt, a w lasach rozszarpane przez drapieżnika sarny. W kwietniu tajemnicza bestia dotarła na Górny Śląsk. Widziano ją m.in. w Bytomiu. Grasowała też na Lubelszczyźnie. Trzy tygodnie temu kota zauważono w Kielcach.

Rozmowa z Radosławem Ratajszczakiem, dyrektorem wrocławskiego zoo.
Badał Pan ślady pozostawione w lesie koło Modliszowa. Skąd pewność, że nie należą do pumy?

Koty, chodząc, chowają pazury, tym samym nie zostawiają ich odcisków, a na śladach były wyraźne odciski pazurów. To jakieś zwierzę psowate. Zresztą podobne ślady znaleziono w lasach na Opolszczyźnie, gdzie rzekomo widziano pumę. One też nie należały do kota.

Ale ludzie są pewni, że widzieli ogromnego kota.

Nie. Myślę, że to wytwór ludzkiej wyobraźni. Dziś wiele jest dużych, wręcz przerośniętych zwykłych kotów. Być może widziane w lesie, gdy szybko biegną, wydają się większe niż w rzeczywistości.
A filmy nagrane telefonami komórkowymi?

Koty, chodząc, chowają pazury, tym samym nie zostawiają ich odcisków, a na śladach były wyraźne odciski pazurów.

Widziałem dwa, oba dotyczyły kota, który pojawił się rzekomo w lasach regionu wałbrzyskiego. Na jednym, kręconym o zmierzchu, widać tylko dużą, szarą plamę, na drugim, też kiepskiej jakości, moim zdaniem widzimy właśnie takiego dużego, rudego dachowca - nie pumę.

Ale przecież teoretycznie puma mogła uciec komuś z hodowli...

Tak. Mogła, zwłaszcza że mamy w Polsce mnóstwo nieodpowiedzialnych osób, które hodują dzikie zwierzęta. Jednak nie wydaje mi się, by taka hodowlana puma była w stanie przeżyć w lesie dłużej niż kilka tygodni.

Do kogo więc mógł należeć ogromny ślad?

Nie wiem. Może do jakiegoś dużego psa? Byłbym ostrożny w wydawaniu opinii, a tym bardziej w straszeniu ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska