Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz, naukowiec, nauczyciel

Tomasz Winnicki
Tomasz Winnicki
Tomasz Winnicki Fot. Archiwum prywatne
Nasza debata - czy duże ośrodki akademickie są zagrożeniem dla mniejszych uczelni?

Oddanie nauce było zawsze połączeniem artyzmu z rzemiosłem - mistrzowie odtwarzali czeladników na swoje podobieństwo, a następnie ich wyzwalali i ten proces był tym doskonalszy, im mniej było uczniów. Wzrost populacji naszego gatunku spowodował wzrost liczebności przedstawicieli wszelkich profesji, w tym naukowców, co spowodowało, że zaczęli się oni przekształcać w pracowników nauki oraz, mniej ambitni, w nauczycieli akademickich - zawody, które formalnie pojawiły się na rynku pracy.

Element ilości dotyczy, oczywiście, również żaków, których liczba rosła nie tylko jako pochodna demografii, ale również indywidualnych ambicji oraz zbiorowych aspiracji do osiągania coraz wyższego tak zwanego wskaźnika scholaryzacji. Na te prawidłowości nakładają się, zwłaszcza w takich społeczeństwach jak polskie, dotykanych okresowymi kataklizmami wojen, fluktuacje populacyjne, ale także efekty utraty całego pokolenia ludzi nauki najwyższej próby, których reprodukcja, w warunkach patologii ustrojowych, przeważnie nie przebiegała prawidłowo.

Wszystko to spowodowało, że Polska znalazła się na początku lat 90. minionego wieku wobec konieczności wykształcenia kolejnej, po II wojnie światowej, szczytowej fali młodzieży wieku studiów, dodatkowo zmotywowanej edukacyjnie poczuciem nowych szans, niesionych przez niedawny przełom ideologiczny i gospodarczy.

Nowa ustawa akademicka z 1990 roku do tego stopnia zachłysnęła się wolnością, że uruchamiając pluralizm kształcenia przez podmioty publiczne i prywatne, zapomniała o mechanizmach kontroli tej bardzo korupcjogennej sfery działalności społecznej. Ten stan utrzymywał się dłużej niż dekadę, w tym czasie były próby normalizacji sfery kontrolnej w ustawie o wyższych szkołach zawodowych z 1997 oraz nowelizacji ustawy z 1990, do pełnej legislacji w 2005 roku.

O ile masowa "produkcja" absolwentów w zasadzie się powiodła, jeżeli nie liczyć nieuniknionego spadku jakości, o tyle adekwatny do liczby kształconych przyrost liczby kształcących nie był możliwy, nawet przy najniższych wymaganiach dotyczących ich kwalifikacji naukowych - powszechnie uznawanych za nie-zbędne u nauczyciela szkół wyższych, którego wykształcenie to proces co najmniej dwudekadowy.
Oczywistą patologią było zatrudnianie kadry na wielu etatach, ale już zatrudnienie w dwóch szkołach wyższych - w uniwersyteckiej, na studiach magisterskich i zawodowej, na pierwszym stopniu, okazało się koniecznością, przy tak ambitnym programie kształcenia blisko 2 milionów studentów. Aby temu zadaniu sprostać, stworzono bazę dydaktyczną, zarówno ze środków publicznych (głównie w PWSZ), jak prywatnych, nie bacząc na znane przecież złe prognozy demograficzne, których ponury scenariusz już się realizuje.

W tak zwięzłej wypowiedzi trudno ukazać wielowymiarowość tego problemu, nie ulega jednak wątpliwości, że utrzymanie PWSZ, zlokalizowanych w ośrodkach miejskich, odległych od centrów akademickich na dystans wymuszający oderwanie od zaplecza domu rodzinnego, nie straciło na ważności, a może stać się ponownie jedyną szansą podjęcia studiów wyższych przez młodzież z rodzin słabych ekonomicznie, najbardziej dotkniętych coraz wyraźniejszymi skutkami globalnego kryzysu gospodarczego.

Zaczęła się prawdziwa wojna kapitalistyczna na rynku rekrutacji na studia, w której w najgorszej sytuacji znalazły się publiczne szkoły zawodowe - bez rezerw finansowych większości uczelni akademickich czy zasobów właścicielskich szkół niepublicznych, często zadłużone przez podjęte niezbędne inwestycje, nadal skazane są na korzystanie z kadry uniwersyteckiej, zwłaszcza samodzielnej lub profesury w wieku emerytalnym.

Wszelkie, podejmowane nieustannie, próby ustawowego odcięcia PWSZ od zasobów kadrowych, obok, na razie niezgodnych z prawem, praktyk niektórych uczelni sekowania pracowników, podejmujących legalną prace na drugim etacie, są etycznie naganne oraz społecznie szkodliwe - marnują olbrzymi wysiłek włożony w tworzenie tej opcji edukacyjnej i odbierają jedyną szansę podjęcia studiów znacznej części młodzieży.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska