Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

1976/1977 - mistrzowski sezon Śląska

Mariusz Wiśniewski
Piłkarze Śląska do sezonu 1976/1977 przystępowali jako obrońcy Pucharu Polski. Mimo to wcale nie byli wymieniani w gronie zespołów mających walczyć o mistrzostwo.

W sobotę Śląsk zmierzy się w Krakowie z Wisłą. Ma to być mecz niezwykły, bo gospodarzom wystarczy punkt, aby zdobyć mistrzostwo Polski.

Z Wrocławia pod Wawel wybiera się około tysiąca kibiców, którzy z zaprzyjaźnionymi szalikowcami Wisły będą świętowali mistrzostwo. Dla klubu spod znaku Białej Gwiazdy będzie to już 12. korona. Śląsk może tylko pozazdrościć. W takich momentach wrocławscy kibice na pewno powrócą myślami do 1977 roku, kiedy to Śląsk był najlepszy w Polsce...

Piłkarze Śląska do sezonu 1976/1977 przystępowali jako obrońcy Pucharu Polski. Mimo to wcale nie byli wymieniani w gronie zespołów mających walczyć o mistrzostwo. To Stal Mielec, Legia Warszawa, Górnik Zabrze, czy ŁKS Łódź miały bić się o koronę. We wrocławskiej ekipie nie brakowało indywidualności jak Janusz Sybis, Zygmunt Kalinowski czy Tadeusz Pawłowski, ale siłą był kolektyw, zespół jako całość.

Już w pierwszej kolejce, 22 sierpnia Śląsk remisując na wyjeździe z aktualnym mistrzem Polski, Stalą Mielec, pokazał, że nie należy na nim stawiać krzyżyka.

Ponieważ trwały eliminacje do mistrzostw świata w Argentynie, rozgrywki ligowe toczyły się w ekspresowym, jak na na tamte czasy tempie. Śląsk już po kilku kolejkach usadowił się w czołówce, ale prawdziwym testem miał być pojedynek z ŁKS-em w. W ekipie z Łodzi grały takie gwiazdy jak Jan Tomaszewski, Marek Dziuba czy Stanisław Terlecki. Na stadionie pojawiło się około 30 tysięcy ludzi. Początek spotkania się jednak opóźniał, bo nie dojechał sędzia. Ostatecznie Śląsk zgodził się, aby mecz sędziował... łodzianin (!) Wiesław Karolak.

Obie ekipy stworzyły nieprawdopodobnie emocjonujące widowisko. Decydującego gola na pięć minut przed końcem strzelił filigranowy Janusz Sybis i Śląsk ostatecznie wygrał 3:2. Wrocławianie byli na drugim miejscu.

Na ligowe czoło ekipa wrocławska prowadzona przez Władysława Żmudę wyszła po 12. kolejce, kiedy pokonała ROW Rybnik. Śląsk zagrał jednak słaby mecz, co było zapowiedzią zbliżającego się spadku formy.
Zespół z Oporowskiej następnie przegrał z Ruchem w Chorzowie 1:3 i na czoło wysunął się ŁKS. Rundę wiosenną Śląsk rozpoczął obiecująco, bo pokonał u siebie Stal Mielec. Później jednak było źle. Może nawet nie z grą, ale brakowało szczęścia. W spotkaniu z Arką w Gdyni, kiedy gospodarze strzelili gola z wyraźnego spalonego, piłkarze Śląska chcieli zejść z boiska. Do skandalu nie dopuścił trener Żmuda, który powstrzymał swoich piłkarzy i kazał im grać dalej.

Niestety, kolejna porażka, tym razem z Widzewem Łódź 0:4 o remis z ŁKS-em sprawiły, że Śląsk znalazł się na czwartym miejscu. Nikt już nie wierzył we wrocławskich piłkarzy. Nikt poza samymi piłkarzami, trenerem i wiernymi kibicami.

Od tego momentu zaczął się jednak cudowny pościg Śląska. Wrocławianie najpierw zremisowali z groźnym Górnikiem Zabrze 2:2. W kolejnych spotkaniach ograli między innymi na wyjeździe wicelidera Pogoń Szczecin (2:1) i Legię Warszawa (1:0). Zadyszkę złapał ŁKS i nagle okazało się, że Śląsk będzie walczył o mistrza z Górnikiem Zabrze.

Co ciekawe, Śląsk w tamtym czasie swoje ligowe spotkania rozgrywał na dwóch stadionach - na Oporowskiej i na Stadionie Olimpijskim. Kiedy kameralny obiekt na Oporowskiej już nie mieścił kibiców, Śląsk powrócił na Olimpijski. Powrócił, bowiem tam wrocławski zespół rozgrywał mecze zanim powstał obiekt na Oporowskiej a w europejskich pucharach Śląsk grał tylko na Olimpijskim. Na spotkania wrocławskiej drużyny przychodziło wówczas po 30-40 tys. kibiców!

18 maja rozpoczął się korespondencyjny pojedynek między Śląskiem a Górnikiem. Wrocławianie grali na wyjeździe z ROW-em Rybnik, a zabrzanie w Sosnowcu z Zagłębiem. Nieoczekiwanie Górnik do przerwy przegrywał 0:1. Śląsk jednak spisywał się niewiele lepiej, bo ze słabym ROW-em remisował 0:0.

Kiedy kończył się mecz w Sosnowcu (3:1 wygrało Zagłębie) w Rybniku nadal był remis (1:1). Wówczas do akcji wkroczyła złota para wrocławskich napastników - Janusz Sybis i Józef Kwiatkowski. Na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem przeprowadzili dwójkową akcję na miarę mistrzowską, po której do siatki trafił Sybis. W tym momencie Śląsk był Mistrzem Polski!

W pamiętnym sezonie w lidze grała też Wisła, ale nie odegrała wielkiej roli. Chociaż akurat tak się składa, że Śląsk doznał z krakowianami najwyższej w sezonie porażki. W Krakowie wrocławski zespół bez Janusza Sybisa, Władysława Żmudy II i Zygmunta Kalinowskiego przegrał aż 0:5. We Wrocławiu było już lepiej, bo Śląsk wygrał 2:0.

W sobotę na Reymonta kolejny odcinek historii meczów Wisły ze Śląskiem. Tym razem to jednak ci pierwsi będą mogli się cieszyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska