18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na razie interesują nas tylko korzyści

Hanna Wieczorek
Jacek Protasiewicz
Jacek Protasiewicz Fot. Tomasz Hołod
Rozmowa z Jackiem Protasiewiczem, kandydatem do Parlamentu Europejskiego z listy Platformy Obywatelskiej.

Do wyborów zostało niewiele czasu...

Tak

Kampania wyborcza toczy się raczej leniwie?

To prawda. Ale dynamika każdej kampanii jest taka, że jej najbardziej intensywny okres przypada na ostatnie dwa tygodnie, kiedy rozpoczyna się emisja bloków wyborczych w telewizji.

Spoty telewizyjne nie zastąpią kontaktu z wyborcami. Spotyka się Pan z ludźmi?

Tak, regularnie od kilku tygodni, a ostatnio prawie codziennie wyjeżdżam do różnych miejscowości Dolnego Śląska na spotkania z wyborcami.

Brał Pan udział w pierwszej w Polsce debacie jedynek (pierwszych osób na liście kandydatów PO i PiS) nie zapełniła auli Wydziały Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Ile osób przychodzi na spotkania, kiedy Pan jedzie do mniejszych miejscowości?
Debata była organizowana praktycznie z dnia na dzień i to jest chyba powód, że aula była wypełniona jedynie w dwóch trzecich. Wiem, że było wielu chętnych, nawet studentów Wydziału Prawa, którzy zbyt późno dowiedzieli się o miejscu i czasie tej dyskusji.

To nie zmienia faktu, że wybory do PE spotykają się z mniejszym zainteresowaniem niż posłów i senatorów, lub lokalnych władz , zwłaszcza wśród mieszkańców niewielkich miejscowości. Europa cały czas wydaje się bardzo odległa od spraw zwykłego Dolnoślązaka.

Ze wszystkich badań wynika, że Polacy są dobrze nastawieni do Unii Europejskiej, to jednak nie przekłada się na zainteresowanie sprawami Unii i wyborami do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego?

To paradoks, ale chyba typowy dla większości nowych krajów członkowskich. Ci, którzy niedawno przystąpili do Unii, korzystają w większym stopniu, niż wieloletni członkowie, z dobrodziejstwa funduszy europejskich. Także tu sympatia oraz akceptacja Unii Europejskiej jest dużo większa, niż w tych społeczeństwach, które więcej dokładają do wspólnego budżetu, niż z niego korzystają.
Ale dlaczego, tylko niewielki procent Polaków deklaruje udział w europejskich wyborach?

U nas akceptacja Unii jest większa, niż w krajach, które do UE należą od dawna. Ale równocześnie, w Polsce jest znacznie mniejsze zrozumienie obecnych wyzwań i problemów przed, którymi stoi Unia. Ale jestem przekonany, że gdybyśmy mieli dzisiaj decydować czy zostajemy w Unii czy też się z niej wycofujemy to do wyborów poszłoby 60 procent dorosłych Polaków.

Tak postawione pytanie wywoływałoby emocje, ludzie rozumieliby problem. Ale tak nie jest, a Polacy jeszcze nie rozumieją różnic pomiędzy głównymi siłami politycznymi startującymi do Parlamentu Europejskiego. Są w stanie odróżnić tych, którzy są przeciwnikami Unii, głównie spod szyldu Radia Maryja, natomiast reszta jawi im się jako jej zwolennicy. Nie wiemy natomiast jakie są różnice w postrzeganiu przyszłości Unii między PO, SLD czy PiS. Choć w tym przypadku mamy do czynienia z kompletnym zagubieniem doktryny europejskiej...

W tym przypadku czyli w przypadku Prawa i Sprawiedliwości?

Tak. PiS rozpiął swój program między zwolennikami integracji europejskiej i zaciekłymi jej przeciwnikami. Wracając do pytania - gdyby spór dotyczył być, albo nie być w Unii, frekwencja byłaby ogromna. Wszyscy widzimy, że Unia działa, daje nam pieniądze i dzięki UE zmienia się nasze życie: zarówno w infrastrukturze, jak i w wymiarze społecznym. Ale, gdyby zapytać przeciętnego wyborcę czy chce bardziej, czy mnie zintegrowanej Unii? Socjalnej czy bardziej wolnorynkowej? Na tak postawione pytania nie otrzymalibyśmy odpowiedzi, ponieważ w Polsce nie ma zrozumienia sporów, jakie się toczą w krajach starej UE.

Przecież odpowiedź na te pytania będzie miała realny wpływ na nasze życie?

Po pierwsze, nasz staż w UE ciągle jeszcze jest krótki. Po drugie, temperatura sporów na krajowym podwórku przyćmiewa jakąkolwiek inną debatę publiczną. Tego nie ma w innych krajach unijnych. Nigdzie nie spotykamy permanentnego sporu w Sejmie i Senacie praktycznie o każdą sprawę.

Jest Pan przekonany, że w codziennym życiu odczuwamy pozytywne zmiany, które zachodzą dzięki Unii Europejskiej?

Tak. Zmiany te są już dzisiaj doświadczane przez miliony Polaków. Na przykład na wsi jest to dotacja bezpośrednia - przelew na konto kwoty, której pochodzenie jest jednoznacznie unijne..Dalej - blisko milion osób wyjechało do pracy za granicę, a to dotyka także ich rodzin i to szeroko rozumianych, bo, nie tylko najbliżsi interesują się, gdzie znaleźli pracę, jak zarabiają pieniądze, gdzie mieszkają, itp. Zwiększyła się liczba wyjazdów zagranicznych, a przez to bardzo odczuwalne jest także zniesienie granic po wejsciu Polski do strefy Schengen. To są najbardziej zauważalne zmiany, które dotykają życia codziennego Polaków. Nie chcę przez to powiedzieć, że są tylko " plusy dodatnie", bo oczywiście zmiany te rodzą także nieznane do tej pory problemy.
Proszę powiedzieć, z jakiego powodu wrocławianin, który nigdzie nie wyjeżdża, nie ma rodziny pracującej legalnie w krajach Unii Europejskiej, ma się przejmować eurowyborami?
Moim zadaniem, ale także innych kandydatów do Parlamentu Europejskiego jest staranie, by taki właśnie wyborca zainteresował się tematyką unijną.

Dlaczego?

Po to, żeby w proces kształtowania się Unii Europejskiej wciągać coraz szersze kręgi obywateli. Inaczej grozi nam, że stanie się to dziedziną interesującą wąskie grono specjalistów. A to może prowadzić do bardzo niebezpiecznego zjawiska. W demokracji władza potrzebuje legitymizacji i oparcia w społeczeństwie. Inaczej, prędzej czy później, może zostać odrzucona (...) właśnie z powodu braku zrozumienia.

Przykładem tego zjawiska jest Konstytucja Europejska. Projekt przygotowany przez specjalistów, przedyskutowany, wynegocjowany w gronie elit polityczno-intelektualnych został odrzucony przez dwa społeczeństwa w referendum. Głównie z powodu kompletnego braku zrozumienia treści oraz braku potrzeby wprowadzenia zmian w UE.

Przeciętnego Dolnoślązaka nie interesują pytania związane z tym, jaki kształt za 10-15 lat przyjmie Unia Europejska?

Polacy zrozumieli, że Unia jest to różnorodne korzyści - od dopływu środków inwestycyjnych, po możliwość podróżowania po UE bez paszportu. Przekonali się też, że Unia nie jest zagrożeniem dla suwerenności naszego państwa, że nikt na Zachodzie nie dybie na nasze ziemie, nie chce nikogo rugować z majątków, że przez pięć ostatnich lat polska polityka rzadko była pod presją Brukseli Jeśli mieliśmy kłopoty to były one zawinione przez kiepskich polityków w kraju, a jeśli mieliśmy sukcesy to zapracowali na nie sprawni i kompetentni politycy i administracja państwowa. Natomiast do Polski nie dotarły jeszcze problemy wokół, których toczy się na Zachodzie przedwyborcza dyskusja.

O czym się rozmawia w starych krajach unijnych?

A tam czasami oczywiście rozmawia się czy warto mieć umownego prezydenta UE i umownego ministra spraw zagranicznych. Ale częściej dyskutuje się tam czy Europa powinna się otwierać na emigrantów spoza naszego kontynentu, zwłaszcza z krajów arabskich? Czy powinny zostać wprowadzone jednolite w całej Unii zabezpieczenia socjalne dotyczące minimalnego wynagrodzenia, minimalnej emerytury. Na Zachodzie właśnie wokół tych problemów toczy się debata.
Jednak Polska wciąż nie jest krajem atrakcyjnym dla emigrantów, cały czas też odczuwamy poprawę naszej sytuacji socjalne na skutek wejścia do UE. A więc, dla nas te zagadnienia nie stały się jeszcze istotne. My ciągle jesteśmy na etapie, na którym tamte społeczeństwa były kilkanaście czy kilkadziesiąt lat wcześniej.

Musimy się jednak liczyć z tym, że w końcu i do nas te problemy dotrą. W mojej ocenie jest to kwestia kilku, najwyżej kilkunastu lat. Natomiast przed ekspertami i politykami stają pytania o to czy należy Unię bardziej scalać i czy należy tworzyć prawo, które ułatwiałoby prowadzenie wspólnej polityki europejskiej. Ta decyzja oznacza jednak, że kraje członkowskie zredukują swoje własne ambicje, zwłaszcza w sferze polityki zagranicznej.

Oddadzą kawałek swoich kompetencji?

Tak. Z punktu widzenia zwykłych obywateli ta sprawa jest drugorzędna. Przeciętny obywatel państw unijnych, np. Niemiec jeśli się interesuje polityką zagraniczną to patrzy na nią poprzez pryzmat ekonomii. Chce,żeby stosunku niemiecko-rosyjskie były poprawne, bo to skutkuje niższymi cenami energii, ekspansją firm niemieckich na rosyjskim rynku, co za tym idzie, nowymi miejscami pracy w Niemczech...

Jest Pan przekonany, że dla przeciętnego Niemca liczy się tylko ekonomia?

Jestem o tym przekonany. Polskie elity patrzą na politykę zagraniczną przede wszystkim poprzez pryzmat prestiżu państwa. Oczywiście prestiż też jest ważny, ale dla przeciętnego Francuza, Niemca czy Brytyjczyka najważniejsze jest unikanie konfliktów zbrojnych i i dobry interes.. Ludzie boją się wojen, nawet tych odległych, jeśli wysyłane są tam oddziały ich rodaków - bo myślą sobie: "nasi chłopcy mogą stracić tam życie". Ważne są też dla nich stosunki z innymi krajami, zwłaszcza takimi gigantami gospodarczymi jak Rosja czy Chiny, bo to odbija się pozytywnie lub negatywnie na gospodarce ich krajów.

Dla Polaków kwestie ekonomiczne się nie liczą?

Są istotne, ale jakby nie zauważane w obecnych dyskusjach. Na przykład w debacie przedwyborczej umknęła nam jedna kwestia związana z integracją europejską: sprawa euro. Jakie są z tym związane ewentualne korzyści, a jakie koszty? Szkoda, że na skutek tonu kampanii nadanego przez PiS tego typu sprawy zeszły na dalszy plan. Wybiły się natomiast spory żywcem przeniesione z Wiejskiej.

Wróćmy do pytań o integrację. Dlaczego Irlandczycy obawiają się traktatu lizbońskiego?

Boją się, że neutralność Irlandii, akceptowana przez ogromną większość społeczeństwa, zostanie naruszona przez traktat lizboński.

Jak Pana zdaniem będzie wyglądała Europa za trzydzieści lat?
Nie będzie w niej większości barier, które jeszcze istnieją, w przepływie osób, usług czy firm. Zdecydowana większość krajów unijnych będzie się posługiwała wspólną walutą - euro. Zaakceptujemy też fakt, że na szczeblu międzynarodowym może nas reprezentować wspólny minister spraw zagranicznych. Nie będziemy się obawiali, że będzie on prowadził politykę niekorzystną z naszego punktu widzenia, nawet jeśli nie będzie Polakiem.

Tak można opisać Europę za 10 lat. Za trzydzieści lat to jest taka perspektywa, w której trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: federacja czy też nie?

Jeśli nie nastąpi jakiś, dzisiaj nieprzewidywalny konflikt militarny na świecie, to w dalekiej perspektywie Europa może być rodzajem państwa federacyjnego. Ale z bardzo dużą autonomią państw członkowskich, dużo większą niż mają stany w USA.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska