Ratownicy z pogotowia w Wałbrzychu dostają wezwanie do chorego, który ma objawy zawału. Natychmiast zespół wyrusza w drogę. Karetka pędzi przez miasto, by ratować ludzkie życie. Nagle koło erki wpada w wyrwę, których w mieście nie brakuje.
Ratownicy gwałtownie hamują, zatrzymują się, wzywają policję, sporządzają protokół, robią zdjęcia. A chory dostaje informację, że pomoc dotrze do niego później. To wygląda jak koszmarny sen pacjenta. Jednak dokładnie tak powinno działać pogotowie - według Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei - aby bez problemu dostać zwrot pieniędzy za naprawę zniszczonej na dziurze erki.
- To jakaś bzdura - nie przebiera w słowach Ryszard Kułak, dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Wałbrzychu. - Zespół karetki, który jedzie do chorego, ma robić zdjęcia dziury, w której skrzywił felgę?
Od kilku tygodni DSDiK i pogotowie wymieniają się pismami. Dyrektor Kułak przesłał żądane faktury i opis tras, na których erki zostały uszkodzone. Stracił nerwy, gdy w jednym z ostatnich pism przeczytał, że powinien jeszcze dołączyć do dokumentów zdjęcia z miejsc, gdzie doszło do szkody.
Co na to dolnośląska służba? Dla urzędników sprawa jest w toku. - Pogotowie uzupełnia dokumentację powstania szkody - mówi krótko Joanna Jarocka z DSDiK.
Chodzi o prawie 23 tys. zł, które pogotowie wydało na prostowanie felg, wymianę amortyzatorów i innych części zniszczonych na dziurach. Miesięcznie to koszt blisko 10 tys. zł.
Wałbrzyscy ratownicy i i kierowcy mogą tylko z zazdrością patrzeć na stan dróg w innych dużych miastach w regionie. Ani pogotowie w Legnicy, ani w Jeleniej Górze nie ma problemów ze zniszczonymi na dziurach erkami.
- Drogi w naszym regionie są w dobrym stanie, w odróżnieniu od regionu wałbrzyskiego - wyjaśnia Norbert Kaczmarek, zastępca dyrektora pogotowia ratunkowego w Jeleniej Górze.
Jak dodaje, w czasie wyjazdów w region Wałbrzycha karetki zwalniają. Dotyczy to między innymi dojazdu do szpitala w dzielnicy Piaskowa Góra.
Dla urzędników sprawa jest w toku: Pogotowie uzupełnia dokumentację powstania szkody.
Jak opowiada Mirosław Adamczyk, mechanik w pogotowiu, właściwie nie ma dnia, żeby na kanał nie trafiała jakaś erka. W warsztacie są sterty uszkodzonych lub nawet pękniętych elementów zawieszenia i i skrzywionych stalowych felg.
Ryszard Kułak, dyrektor pogotowia, postanowił nie odpuścić i zwrócił się o oddanie pieniędzy: o prawie 700 zł do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad i ponad 22 tys. zł - do Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei.
Wyliczył te kwoty za okres od grudnia do marca. Kolejne szkody cały czas powstają, dlatego dyrektor nie wyklucza, że będzie się starał również o następne zwroty.
Tylko od początku tego roku do Dolnośląskiej Służby wpłynęły aż 382 wnioski o odszkodowania. Wypłacono już około 180 tys. zł odszkodowań.
O tym, że odzyskanie pieniędzy za zniszczone auto wcale nie jest łatwe, przekonała się Iwona Magierska z Wałbrzycha. Niedawno uszkodziła samochód na ulicy Andersa w dzielnicy Biały Kamień. To najbardziej zniszczona droga w mieście. I tak jak trzeba, wezwała policję, która sporządziła protokół i zrobiła zdjęcia. Wszystkie dokumenty wysłała do DSDiK i dostała odpowiedź, że zwrotu nie będzie.
Fachowiec od utrzymania infrastruktury odpisał, że stan nawierzchni jest dostateczny, a ubytki uzupełniane na bieżąco. Poza tym prowadzone są tam roboty drogowe i stoją znaki, które uprzedzają, że z nawierzchnią mogą być problemy.
- Uznano, że skoro wpadłam w wyrwę, to nie stosowałam się do przepisów drogowych. To jakaś bzdura. Tamtą drogą nie da się jechać tak, żeby ominąć dziury, bo są wszędzie - denerwuje się pani Iwona i zapowiada, że od decyzji będzie się odwoływać.
Tak fatalnych dróg jak w Wałbrzychu nie ma w żadnym innymi mieście w regionie.
Jeszcze dalej poszedł inny kierowca z Wałbrzycha, który w czwartek zgłosił do prokuratury, że Piotr Kruczkowski, prezydent Wałbrzycha, naraża mieszkańców na utratę mienia, i domaga się ścigania szefa miasta jako sprawcy.
- Ten pan wylicza drogi, których zarządcą nie jest gmina, więc prezydent za nie nie odpowiada - mówi Ewa Frąckowiak z Urzędu Miejskiego w Wałbrzychu.
I zapewnia, że sytuacja się zmieni, kiedy miasto odzyska prawa powiatu. Wówczas wszystkie ulice na jego terenie będą mieć jednego szefa - właśnie prezydenta.
Ale doprowadzić je do dobrego stanu wcale nie będzie łatwo. Bo tak fatalnych dróg jak w Wałbrzychu nie ma w żadnym innymi mieście w regionie. Potwierdzają to chociażby szefowie pogotowia w Jeleniej Górze czy Legnicy.
- U nas nie ma problemu z dziurawymi drogami, po których jeżdżą karetki. Nie było jeszcze przypadku, aby uszkodzony został pojazd w czasie jazdy - mówi Norbert Kaczmarek, zastępca dyr. pogotowia ratunkowego w Jeleniej Górze.
I nie ukrywa, że z wielką obawą wjeżdżają do Wałbrzycha, kiedy trzeba przetransportować pacjenta na przykład do miejscowego szpitala w dzielnicy Piaskowa Góra. - Kierowcy muszą zwalniać, żeby nie uszkodzić karetki - wyjaśnia.
Legnickie Pogotowie Ratunkowe również nie martwi się o zniszczone na wyrwach pojazdy. Dyrektor Andrzej Hap przyznaje, że w porównaniu z wałbrzyskimi drogi w Legnicy są naprawdę dobre.
Wreszcie naprawią najgorszą drogę w Wałbrzych
Kierowcy, którzy muszą korzystać z ulicy Andersa w Wałbrzychu, wreszcie odetchną z ulgą.
Niedługo ma się rozpocząć oczekiwany przez wszystkich remont nawierzchni. Droga jest bardzo ważna, prowadzi między innymi do uzdrowiska Szczawno-Zdrój i w kierunku Jeleniej Góry.
Jak zapewnia Dolnośląska Służba Dróg i Kolei, już we wtorek, 26 maja, będzie podpisana umowa z wykonawcą - firmą ABM z Legnicy. - Po wykonaniu przez firmę projektu ruchu zastępczego i zatwierdzeniu przez Dolnośląski Urząd Marszałkowski ruszą prace na Andersa - mówi Joanna Jarocka, rzecznik DSDiK we Wrocławiu.
Prace na tej drodze mają się zakończyć jesienią, prawdopodobnie w listopadzie. Inwestycja będzie kosztować 3 mln złotych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?