Zdawałem maturę w 1984 roku we wrocławskim Technikum Żeglugi Śródlądowej. Na egzaminie z polskiego trafiłem na ten sam temat, który był na maturze próbnej. Napisałem wypracowanie w dwie godziny. Oddałem brudnopis i wyszedłem. Dostałem czwórkę, ale potem zmieniono mi ją na trójkę, bo wspomniałem coś o powstaniu warszawskim i o Sowietach.
Przez to też o mało nie wyleciałem z egzaminu z historii. Ówczesny dyrektor szkoły, Tadeusz Cieśla, był członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a ja naczytałem się bibuły i nieostrożnie opowiadałem, co wiedziałem na temat powstania warszawskiego. I było gorąco. Moja matura przypominała tę z filmu "Ostatni dzwonek", ale skończyła się lepiej. Zdałem. O tym, że nie było łatwo, świadczą liczby. Na 80 zdających z trzech klas egzamin przeszły tylko 24 osoby. Nawet nasza wychowawczyni, polonistka, nie miała dla nas litości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?