Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naprawianie serca przez żyłę

Eliza Głowicka
Przez cztery godziny kardiolodzy operowali wczoraj serce starszemu mężczyźnie w placówce przy ul. Weigla we Wrocławiu
Przez cztery godziny kardiolodzy operowali wczoraj serce starszemu mężczyźnie w placówce przy ul. Weigla we Wrocławiu Fot. Tomasz Hołod
Wojskowi kardiolodzy leczą arytmię prądem. Chory na drugi dzień może wyjść już do domu

Jest nadzieja dla pacjentów z Dolnego Śląska, cierpiących na zaburzenia rytmu serca, czyli arytmię. Mogą wyzdrowieć dzięki nowatorskim zabiegom, które jako pierwsi w regionie zaczęli właśnie wykonywać kardiolodzy z Kliniki Kardiologii w szpitalu wojskowym we Wrocławiu.
Specjaliści szacują, że w regionie na arytmię cierpi nawet kilkadziesiąt tysięcy osób, głównie po 65. roku życia.

Kardiolodzy zaglądają do wnętrza serca chorego. Badają je, a potem naprawiają.

Jak wygląda taki zabieg? Za pomocą specjalistycznego aparatu, wyposażonego w miniaturową kamerkę, kardiolodzy zaglądają do wnętrza serca chorego. Badają je, a potem naprawiają. Wszystko dzieje się podczas jednego zabiegu, który trwa kilka godzin.

Do wnętrza serca lekarz dostaje się za pomocą specjalnej, cieniutkiej, ale długiej na ponad metr rurki cewnika, którą wprowadza się choremu przez żyłę w pachwinie lub szyi. Wyposażona jest w głowicę ultrasonograficzną, nieco większą niż główka szpilki. Kosztuje 10 tys. zł i jest jednorazowego użytku. Pozwala zbadać serce od środka i znaleźć jego słabe punkty.

- Wtedy przez kolejną rurkę przepuszcza się prąd o mocy zbliżonej do tej w kuchence mikrofalowej i za pomocą prądu niszczy chore tkanki - tłumaczy dr Artur Fuglewicz, kardiolog, który wykonuje zabiegi nową metodą. Podkreśla, że wielka jej zaleta polega na tym, iż pacjent nie cierpi jak po zwykłej operacji. Bo zamiast kilkucentymetrowej rany po cięciu nie ma prawie śladu. I już następnego dnia po operacji może wyjść do domu i iść do pracy.

- Ale nie wszyscy chorzy, którzy mają zaburzenia rytmu serca, kwalifikują się do takiego leczenia. Ważny jest ogólny dobry stan zdrowia, czy pacjent nie cierpi na inne choroby i w jakim jest stanie psychicznym - zwraca uwagę prof. Piotr Ponikowski, szef Kliniki Kardiologii.

Zabieg kosztuje 25 tys. zł i w całości płaci za niego Narodowy Fundusz Zdrowia.

Na zabieg czeka niecierpliwie 33-letni Artur Dziewięcki z Kępna. Choruje na częstoskurcz komór serca, który ujawnił się w tym roku. - Odczuwam kołatanie serca, duszności i ucisk w klatce piersiowej taki, że nie idzie złapać oddechu. Przy byle wysiłku strasznie się męczę - opowiada mężczyzna. Cieszy się, że dzięki zabiegowi będzie mógł wrócić do normalnego życia.

Rocznie lekarze będą mogli we wrocławskiej klinice wyleczyć nową metodą serca 100 najpoważniej chorym pacjentom. Zabieg kosztuje 25 tys. zł i w całości płaci za niego Narodowy Fundusz Zdrowia.
- NFZ nie robi problemów. Moglibyśmy robić ich więcej, ale mamy za mało fachowców do tego typu zabiegów. Specjaliści, którzy je wykonują, muszą mieć nie tylko olbrzymie umiejętności, ale też stalowe nerwy. Nie każdy jest na to gotowy - przyznaje prof. Ponikowski.

Dotąd tego typu zabiegi przeprowadzali tylko kardiolodzy w Zabrzu, Krakowie, Warszawie i Szczecinie. We Wrocławiu ich wykonywanie stało się możliwe po tym, gdy dyrekcja szpitala kupiła za 300 tys. zł aparat do badania i leczenia wnętrza serca ultradźwiękami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska