Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niby różni, ale podobni

RED
Fot. Janusz Wójtowicz
W środę odbyła się pierwsza z zapowiadanych debat jedynek Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, jakie zaplanowano w Polsce. We Wrocławiu zmierzyli się Jacek Protasiewicz z PO i prof. Ryszard Legutko z PiS.

Pytania przygotowali: Katarzyna Kaczorowska ("Polska-Gazeta Wrocławska"), Wojciech Szymański ("Gazeta Wyborcza") i Łukasz Medeksza (Polskie Radio Wrocław). Poniżej prezentujemy fragmenty dyskusji.


Pięć lat Polski w Unii Europejskiej to pięć dobrych lat. Nikt nie ma co do tego wątpliwości i nawet najwięksi eurosceptycy dzisiaj okazują się europragmatykami. Ale ponieważ o sukcesach zawsze mówi się łatwiej, porozmawiajmy też o porażkach.

Jacek Protasiewicz:
Bilans zysków jest bezspornie pozytywny: mamy do czynienia z prawie trzykrotną obniżką bezrobocia od wejścia do Unii Europejskiej, wzrostem wynagrodzeń o jedną trzecią, zyskały też najbardziej zacofane obszary, na przykład polska wieś. Z perspektywy zwykłego obywatela bardzo ważna jest kwestia mobilności - zarówno w takim prostym znaczeniu, jak zniesienie granic, jak i w otwarciu rynków pracy. Z możliwości tych skorzystało prawie milion Polaków. Nieważne, czy była to decyzja wymuszona, czy też świadomy wybór życiowej drogi, pokazuje to, jak wejście do Unii Europejskiej - w społecznym wymiarze - zmieniło życie Polaków.

Zmiany nastąpiły także w wymiarze gospodarczym. Posłużę się dolnośląskimi przykładami. To dzięki pieniądzom z unijnych funduszy rozwiązane zostaną kluczowe problemy, takie jak budowa autostradowej obwodnicy Wrocławia, przypomnę: to są cztery miliardy złotych. Prawdopodobnie w tym tygodniu zostanie podjęta decyzja o przekazaniu 800 milionów na projekt EIT+. A dolnośląska kultura otrzyma 200 milionów złotych. To pokazuje, jak z tego wielkiego skoku cywilizacyjnego, który się dokonał, korzysta Wrocław, korzysta nasz region, korzysta Polska.

Ryszard Legutko:
Zyski z przystąpienia Polski do Unii Europejskiej są niekwestionowane. Trzeba zwrócić uwagę na to, że są one niekwestionowane jeszcze z tego powodu, że startowaliśmy z bardzo niskiego pułapu. Wobec tego nasze członkostwo w Unii ustawiło nas od razu w sytuacji beneficjenta. Były oczywiście także jednorazowe przegrane, takie jak przyjęcie niekorzystnej dla polskich producentów definicji wódki. Były też rozczarowania, które wynikały między innymi z niekorzystnego układu sił. Takim rozczarowaniem była choćby dyrektywa usługowa. Są też zagrożenia z tym związane, najgroźniejsze z nich to sprawa wykorzystania środków unijnych. Powiem tylko, że gdyby wykorzystywano je w tempie z roku 2008, to czas zawierania umów wynosiłby 31 lat, a czas wypłaty pieniędzy trwałby 284 lata.

Ponieważ w pierwszym kwartale tego roku tempo wykorzystania funduszy strukturalnych wzrosło, to odpowiednio czas zawierania umów wyniósłby 8,5 roku, a ich finalizacji 69 lat. Chciałbym też powiedzieć o problemach długoterminowych, decyzjach, których efekty będziemy odczuwali za 10, 20, 30 lat. Pierwsza to sprawa biurokracji. Druga to pakiet energetyczno-klimatyczny, który niesie ze sobą zagrożenia związane z tym, że ceny energii mogą gwałtownie pójść w górę. Wreszcie ostatnia rzecz - nasz traktat przedakcesyjny sprawił, że nie tworzymy nowych technologii. Jeśli się to nie zmieni, grozi nam to, co prof. Staniszkis nazwała rozwojem uzależnionym.
Jaka jest dzisiaj pozycja Polski w Unii Europejskiej? Zadowala nas? Czy może jest zbyt niska w stosunku do naszych oczekiwań?

Ryszard Legutko:
Samo postawienie pytania o pozycję Polski w Unii Europejskiej o czymś świadczy. To znaczy, że my nie wiemy, jaka jest ta pozycja. A jeśli nie wiemy, to znaczy, że coś jest nie tak. Nie mamy poczucia pewności co do naszej pozycji w Europie. Istnieje dysproporcja pomiędzy naszą wielkością terytorialną oraz liczebnością a siłą ekonomiczną i polityczną. Ta dysproporcja przekształciła się w kompleks niższości. Niedawno przedstawiciel pańskiej partii, panie pośle (Jacek Protasiewicz jest europosłem PO), powiedział, że jesteśmy przedszkolakami w Unii. I to prawda, nie potrafiliśmy stworzyć polskiego lobby w UE, takiego jak francuskie czy niemieckie.

Skąd się bierze takie niedookreślenie naszego miejsca w Unii? Brakuje w Polsce myśli politycznej dotyczącej polityki integracyjnej. Wyszło jednak jeszcze coś innego. Jeszcze przed akcesem Polski do UE słychać było takie głosy: nie ma myśli integracyjnej? No i dobrze, że nie ma. To by było tylko mącenie. Lepiej zintegrujmy się, a nie myślmy, jak to rozgrywać.
Nie ma więc krążących w przestrzeni publicznej pomysłów, idei, koncepcji określających naszą pozycję w UE. Instytuty europejskie w Polsce zajmują się propagowaniem Unii w naszym kraju. To jest absurd, ponieważ nasze społeczeństwo jest najbardziej unijne w Europie. I u nas się Unię propaguje, zamiast określać rolę Polski w UE, propagować Polskę w Unii.

Jacek Protasiewicz:
Na pewno nie jesteśmy przedszkolakami w UE, natomiast w sposób naturalny potrzebujemy czasu, by zaakcentować naszą pozycję w Unii. Jestem przekonany, że umacnia się ona. Zacznę od nieco dawniejszych czasów - momentu, gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz. Przypomnijmy sobie, w ostatniej chwili dokonano zmiany budżetu, dodano specjalny fundusz na ścianę wschodnią oraz dodatkowe pieniądze - jak się później okazało, bardzo potrzebne - na dopasowanie infrastruktury związanej z wejściem Polski do strefy Schengen. To był sukces, który dowodził, że dobry premier, dysponujący dobrą administracją, jest w stanie załatwić sprawy, na których Polsce naprawdę zależy.

Ominę kilka lat i przejdę od razu do roku 2008, w którym udało się odnieść autentyczny sukces dotyczący pakietu klimatyczno-energetycznego. Pierwotnie ustalone dopuszczalne normy emisji gazów cieplarnianych byłyby zabójcze dla polskiej gospodarki, która oparta jest na węglu. Oznaczałoby to bowiem miliardowe koszty. Polsce, przy współudziale koalicji kilku państw, udało się złagodzić dotyczące naszego kraju zapisy, dzięki czemu zaoszczędziliśmy około stu miliardów złotych. Kolejnym sukcesem jest realna szansa, po zakończeniu pierwszej kadencji, na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego dla konkretnego polskiego polityka - profesora Jerzego Buzka.

Stosunek do traktatu lizbońskiego zaczęto utożsamiać ze stosunkiem do Unii Europejskiej. Zwolennicy tego dokumentu są postrzegani jako euroentuzjaści, przeciwnicy jako eurosceptycy. Czy tak jest w rzeczywistości?

Ryszard Legutko:
To jest taki trochę nieuczciwy sposób rozmawiania, ponieważ jeśli ktoś coś krytykuje, od razu traktuje się go jako wroga Unii, wroga integracji i zwolennika zaścianka. Tak oczywiście nie jest.

Jacek Protasiewicz:
Ten podział nie jest fałszywy, jest natomiast nieprecyzyjny. Ja jestem przekonany, że przeciwnicy traktatu lizbońskiego nie są przeciwnikami Unii Europejskiej jako takiej. Przeciwnicy Unii zasiadają w partiach, reprezentowanych także w Polsce, które uważają, że UE jest dziełem szatana.

Już 1 czerwca przeczytasz w "Polsce-Gazecie Wrocławskiej" debatę między liderami list okręgu dolnośląsko-opolskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska