18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemiana Turowa albo bardzo krótki finał PLK

Michał Lizak
Fot. Przemysław Świderski
Atmosfera przygnębienia i rozczarowania oraz robienie dobrej miny do złej gry - tak krótko, ale bardzo jednoznacznie można określić atmosferę w ekipie ze Zgorzelca po pierwszym meczu finałów. Nie ma co ukrywać - wszyscy spodziewali się innego rozstrzygnięcia.

O ile może nikt nie nastawiał się na pewne zwycięstwo gości, to na pewno oczekiwano walki i wyrównanego meczu. Była za to egzekucja.

- W pierwszej połowie na tle słabego Turowa ekipa Prokomu zagrała, po pierwsze - po profesorsku, a po drugie - praktycznie idealnie i bezbłędnie. Przy takiej dyspozycji podopiecznych trenera Tomasa Pacesasa trudno liczyć na jakiekolwiek emocje w walce o złoto - komplementował obrońców tytułu Mirosław Noculak, ekspert telewizyjny.

Z faktami trudno dyskutować. Prokom wyglądał na zespół, który nie tylko wie, czego chce, ale też ma dobry plan na realizację założeń. Goście chcieli powalczyć, ale za żadne skarby nie wiedzieli, jak. I to chyba było najbardziej bolesne, a zarazem zastanawiające...

Pacesas: Zagraliśmy normalnie, bez fajerwerków, na swoim przyzwoitym poziomie.

- Zagraliśmy normalnie, bez fajerwerków, na swoim przyzwoitym poziomie. Teraz musimy to powtórzyć w kolejnych pojedynkach - bardzo spokojnie mówi Pacesas. Litwin, szalejący podczas meczów przy ławce rezerwowych, przynajmniej podczas wypowiedzi dla mediów stara się unikać okazywania jakichkolwiek emocji. Chce, żeby wszyscy zdawali sobie sprawę, że panuje nad przebiegiem finałów. Wreszcie, od początku do końca, odpowiada za zespół z Sopotu. Dobrał graczy, przygotował ich i prowadzi.
Paweł Turkiewicz, szkoleniowiec PGE Turowa, takiego komfortu nie ma. Przede wszystkim zaś wie, że na brak problemów narzekać nie może. Jego drużyna sprawiała wrażenie nieprzygotowanej mentalnie do finału, a poza tym chyba już usatysfakcjonowanej srebrem.

Poza tym Turów ma problem i pod koszem (drastycznie przegrana walka pod tablicami), jak i na obwodzie. Dużym kłopotem jest uraz Branta Baileya. Amerykanin, od starcia z Marcinem Sroką w półfinałowej serii z Energą Czarnymi, narzeka na kontuzję barku i ma spore problemy z oddawaniem rzutów. A sam Tyus Edney to za mało, by walczyć z plejadą wartościowych graczy Asseco Prokomu.

Robert Witka: Bez Baileya pole manewru będziemy mieli bardzo ograniczone.

- Nie ma co ukrywać - bez Baileya pole manewru na pozycji rozgrywającego będziemy mieli bardzo ograniczone - przyznaje Robert Witka, skrzydłowy PGE Turowa.
Występ Baileya w dzisiejszym meczu stoi pod znakiem zapytania. Amerykanin miał nawet wracać wcześniej do Zgorzelca, ale ostatecznie został w Sopocie. Czy jednak będzie mógł pomóc drużynie? To duża zagadka.

Pewne jest jedno - bez drastycznej zmiany stylu gry Turów nie ma co liczyć na sukces nie tylko w Sopocie, ale nawet przed własną publicznością. Nikt w kilka dni nie zmieni swoich umiejętności, ale w kwestii zaangażowania, chęci i woli walki trzeba przeskoczyć na inny poziom. Bo bez tego czeka nas bardzo krótki finał Polskiej Ligi Koszykówki...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska