Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodzieje wśród chorych

Eliza Głowicka
Złodzieje kradną ze szpitali nawet wózki inwalidzkie
Złodzieje kradną ze szpitali nawet wózki inwalidzkie Michał Pawlik
Wrocławskie szpitale zmagają się z plagą kradzieży wyposażenia.

Ze szpitala kolejowego przy al. Wiśniowej ktoś wyniósł muszlę klozetową, w tym przy ul. Koszarowej notorycznie giną gaśnice. Z placówki przy ul. Kamieńskiego "wyjeżdżają" wózki, które rodzina pacjenta zabiera z nim do samochodu. W tym samym szpitalu z jednego z gabinetów w biały dzień na oczach ludzi przebrany w biały fartuch człowiek wyniósł monitor od komputera z gabinetu lekarskiego.

W szpitalu wojskowym przy ulicy Weigla trzeba było przyspawać metalowe wycieraczki przed wejściem, bo ciągle znikały. Wszędzie normą są kradzieże elementów armatury sanitarnej. Dyrektorzy placówek przyznają, że skala zjawiska jest ogromna, a straty wynoszą kil-kanaście tysięcy złotych rocznie. Nie są to profesjonalni złodzieje, ale sami pacjenci i goście, którzy ich odwiedzają.

- Nie ma takiej rzeczy, której by ludzie nie wynieśli. W ciągu miesiąca ginie nam ponad 20 żarówek, cztery deski sedesowe, co dwa dni giną korki od umywalek, 20 siatek do baterii. Ostatnio straciliśmy dwie suszarki do rąk, mydło w płynie, a nawet szczotki do sedesów - wylicza Zdzisław Czekierda, rzecznik szpitala wojskowego.

Szpitale na ogół nie zgłaszają takich kradzieży policji. Robią tak tylko wtedy, gdy zginie jakiś bardzo cenny sprzęt lub pieniądze czy dokumenty.
- Zgłosiliśmy kradzież grzejnika elektrycznego z kaplicy szpitalnej, ale nie będziemy powiadamiać policji o kradzieży kurków czy słuchawek od pryszniców - mówi Janusz Jerzak, dyrektor szpitala przy ul. Koszarowej.

Czekierda: Nie ma takiej rzeczy, której by ludzie nie wynieśli

Nic dziwnego - policja i tak na ogół umarza dochodzenie z powodu niewykrycia sprawcy.
Dr Maciej Rataj, dyrektor szpitala kolejowego przy al. Wiśniowej, nie jest w stanie podać dokładnie, ile wynoszą straty jego placówki z powodu wszystkich drobnych kradzieży.
- Nie liczymy tego, ale w skali roku uzbiera się kilka tysięcy złotych - ocenia.
W szpitalu wojskowym szacują, że miesięcznie placówka traci na kradzieżach wyposażenia, które trzeba uzupełniać, około 1000 złotych. To oznacza prawie 12 tysięcy złotych rocznie.

Jak się przed złodziejami bronią szpitale? Zdaniem Małgorzaty Tobiś, wicedyrektor ds. eksploatacji placówki przy ul. Kamieńskiego, szpital jest praktycznie bezbronny.
- Przecież nie będziemy każdego, kto wchodzi i wychodzi, kontrolować. Choć zaczynamy się nad tym zastanawiać - przyznaje. Aby zapobiec nasilającym się kradzieżom, zaczęli wprowadzać zamykane na kod wejścia na oddziały.

W szpitalu przy ul. Koszarowej zamontowano kamery w głównych korytarzach. Dyrekcja ma w planach zakup zamków szyfrowych otwieranych na karty. O monitoringu myśli też szpital wojskowy, który kamerę ma na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym.

Psycholog społeczny Tomasz Grzyb ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu uważa, że to pokłosie dawnego myślenia rodem z PRL-u o rzeczy niczyjej. Jego zdaniem w wielu z nas pokutuje przekonanie, że w instytucji publicznej przedmioty są niczyje. I można je sobie wziąć, bo nikt osobiście na tym nie ucierpi.
- A niska wartość przedmiotu powoduje, że ludzie nie mają nawet wyrzutów sumienia - stwierdza Tomasz Grzyb.

Grzyb: Niska wartość przedmiotu powoduje, że ludzie nie mają nawet wyrzutów sumienia

Wandale są też
Oprócz kradzieży szpitale walczą z wandalami. Regularnie niszczone są toalety i kabiny prysznicowe. Ludzie urywają kurki od baterii i klamki, traktują bidety, jakby to były sedesy. Wybijają szyby w oknach. Innym ulubionym ich zajęciem jest rysowanie po ścianach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska