Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z kamerą i radarem wśród piratów

Eliza Głowicka
Drogówka - postrach piratów drogowych i amatorów wsiadania za kółko po kilku głębszych
Drogówka - postrach piratów drogowych i amatorów wsiadania za kółko po kilku głębszych Mikołaj Nowacki
Najtrudniej jest wtedy, gdy trzeba pójść do domu i powiedzieć rodzinie, że ich dziecko, mąż, żona czy ojciec nie żyją, bo właśnie zginęli w wypadku. Oglądać łzy i rozpacz. Nieraz wzywać karetkę, bo niejeden zemdlał, gdy usłyszał hiobową wieść... Jak wyglądają kulisy służby policjantów z wrocławskiej drogówki.

Bez nich byłoby trudno wyobrazić sobie ruch na mieście. Jeżdżą do poważnych wypadków, ale i zwykłych stłuczek, bo kierowcy nie potrafią się dogadać. Są postrachem piratów drogowych i pijanych kierowców. To oni ratują miasto przed totalnym chaosem, gdy padnie sygnalizacja. O tym, jak od kuchni wygląda praca patrolu policji drogowej na nocnej zmianie, mamy okazję przekonać się sami.

Sobotnia noc, długi majowy weekend. O 21.30 spod siedziby drogówki na ul. Hubskiej ruszamy nieoznakowanym radiowozem. Czarny opel vectra to ich najnowszy nabytek. Nowoczesny, wyposażony w dodatkowe niebieskie, policyjne światła, wideorejestrator. Przy silniku o mocy 260 KM może rozwijać prędkość do 260 km na godzinę.

- W pościgach jest niezastąpiony: kierowca, który próbuje nam uciec, jest bez szans. Przegrywa na zakrętach - chwali możliwości auta sierżant Janusz Cywiński, pięć lat stażu w policji. Siada za kierownicą opla. Nie każdy policjant może go prowadzić. Obszar, na którym poruszają się radiowozy, obejmuje 80 km kw. Jedziemy na ul. Jana III Sobieskiego, wylotówkę na Warszawę.

- Za Wrocławiem kierowcy lubią przygazować, o, mamy już pierwszego - zauważa siedzący obok kolegi starszy sierżant Stanisław Kubicki, z 20-letnim doświadczeniem w drogówce. Przez chwilę jedziemy za białym renault megane w kierunku Mirkowa. Na ekranie wideorejestratora migają cyfry: 90, 100, 110 km na godzinę. Wolno jechać 70, przez wieś 50.

Radiowóz wyprzedza auto, daje znak, by się zatrzymał. Sierżant Kubicki prosi, by kierowca obejrzał nagranie z zapisaną prędkością w radiowozie. Mieszkaniec Kalisza ma 28 lat, jest wyluzowany i dość pewny siebie. - Zwykle mam CB-radio, które ostrzega przed policją- mówi.

Dostaje 300-złotowy mandat (mógł dostać 400 zł) i 8 punktów karnych za przekroczenie prędkości. Przyjmuje ze spokojem, choć miesiąc temu "zarobił" za to samo 6 punktów. - W tym kraju nie da się jeździć zgodnie z przepisami - rzuca na pożegnanie. Tej nocy takich kierowców nasz patrol złapie jeszcze kilku.
Wszyscy mają po 24-25 lat. Kierowca zielonej nubiry, złapany pół godziny później na Psim Polu, nie umie wyjaśnić, czemu jechał aż 122 km na godzinę. Jest skruszony.

- Ojej, nie może być mniej? - reaguje, gdy słyszy, że może zapłacić karę 500 zł. Sierżant Kubicki wpisuje jego PESEL do przenośnego terminalu. System pozwala ustalić, czy kierowca nie przekroczył maksymalnego pułapu 24 karnych punktów, czy był karany przez sąd lub jest poszukiwany.
- Dzięki temu niejednego poszukiwanego przez sąd alimenciarza złapaliśmy - uśmiecha się Kubicki.

Kierowca nubiry odjeżdża uboższy o 400 zł i z 10 karniakami na koncie. - Dla piratów nie ma litości, za dużo wypadków się naoglądałem - wzdycha Kubicki. Pokazuje filar na ul. Krzywoustego, o który miesiąc temu uderzyło bmw. Kierowca pędził ponad 170 km/h, stracił panowanie nad samochodem. Zginął na miejscu. Podobnie jak mieszkaniec Sobótki, który niedawno jechał od Bielan Wrocławskich.

Na Karkonoskiej nie wyrobił i wpadł w barierki energochłonne.
- Jego golfa dosłownie przecięło na pół. Straszny widok. Gdy później pojawiła się jego narzeczona, zatrzymałem ruch, aby jak najszybciej przejechała i na to nie patrzyła - wspomina Kubicki. Pamięta dobrze swój pierwszy dzień pracy i śmiertelny wypadek motocyklisty. - Na ul. Grodzkiej owinęło go wokół słupa. Głowę, mimo kasku, miał spłaszczoną jak cegłówka. Widok taki, że trząsłem się bardziej niż pasażer, który cudem ocalał.

Jedną z najtrudniejszych rzeczy w ich pracy są sytuacje, gdy muszą osobiście powiadomić rodzinę o śmierci bliskiego w wypadku, zwłaszcza dziecka. Tylko gdy rodzina mieszka poza Wrocławiem, telefonują.
- Ludzie płaczą, pytają: Dlaczego? Doszukują się winnych. Parę razy musiałem wezwać karetkę -
przyznaje Stanisław Kubicki. Sympatyczny i kontaktowy, co często myli zatrzymanych kierowców.

- Myślą, że mogą coś ugrać, niektórzy zaczynają odgrywać cwaniaków. Idą w zaparte, nawet gdy pokazuję im nagranie z wideorejestratora. "To nie mój samochód", upierają się - opowiada.

On i jego kolega przyznają, że przy stłuczkach najgorsi są kierowcy, którzy mają prawo jazdy od 30-40 lat. Uważają się za nieomylnych, nie chcą się przyznać do winy. A od zachowania kierowcy zależy często wysokość mandatu. Ci, którzy kłócą się z policjantem albo, co gorsze, obrażają go, nie mogą liczyć na taryfę ulgową.
Na wszelki wypadek policjanci mają przy sobie broń, bo "choć Polska to nie USA, to nigdy nic nie wiadomo". Agresywni trafiają przed sąd za obrazę munduru. Grzeczni są zawsze panowie o wyglądzie ruskich zapaśników, ogoleni na łyso. Inni negocjują.
- Błagają, aby dać im wyższy mandat, a mniej punktów i na odwrót: Proszą o punkty i mniejszy mandat - śmieją się mundurowi.

Jest okazja, aby się o tym przekonać. Na Karkonoskiej opel astra przejechał na czerwonym świetle. Kolejarz z Lwówka Śl. błaga o mały mandat, bo "leży finansowo", a to jego pierwsze przewinienie. Zamiast 500 zł, płaci 300. Panie na ogół próbują wymigać się od mandatu, wykorzystując swój urok: uśmiechają się, trzepoczą rzęsami. Bez skutku.

Tej nocy jest wyjątkowo spokojnie na mieście. - Ale nie zawsze tak jest. Jedziemy do stłuczki na skrzyżowaniu, a tu wezwanie do wypadku, albo trzeba się zająć nietrzeźwym kierowcą. Wezwać lawetę, zawieźć go do izby wytrzeźwień, zrobić notatkę na najbliższym komisariacie - mówi Kubicki.

Ma nosa do pijanych kierowców. Przydaje się w tym trochę psychologii. Ale tajemnic zawodowych zdradzać nie chce. Jak się tłumaczą winowajcy?
- To najczęściej pracownicy fizyczni. Młodzi ludzie po studiach rzadko się trafiają - podkreślają policjanci. Starsi złapani twierdzą, że promile są stąd, że pili lekarstwo lub jedli jabłka. Kobieta, która z ul. Komuny Paryskiej wjechała do fosy, w ogóle się nie tłumaczyła. Stojąc w wodzie po kolana prosiła bełkotliwym głosem, by nie wzywać policji, bo nic się nie stało.

Głos z radia: oficer dyżurny zgłasza, że na osiedlu Strachocin ktoś zauważył dziwnie jadącego kierowcę, chyba pijanego. Sierż. Cywiński zakłada na dach koguta i włącza syrenę. Pędzimy 170 km/h, tak że wciska nas w fotel.
- Niedawno na drodze do Borowej motocyklista na hondzie zaczął uciekać, 170 miał na liczniku. Potem tłumaczył, że chciał się popisać przed kolegami, którzy jechali obok autem - relacjonuje Cywiński. Na Strachocinie jest już inny radiowóz. Niestety, poszukiwany kierowca zniknął gdzieś.

Za kilka minut, dosłownie, bo w mieście już w większości nie działa sygnalizacja, jesteśmy na ul. Lotniczej. Policjanci demonstrują działanie nowego ręcznego radaru, który kilometr dalej mierzy i zapisuje prędkość samochodu.
- Cudeńko - mówią.

Jest po drugiej w nocy. Do końca służby zostały trzy godziny. Czas na 20 minut przerwy.
Sierżant Kubicki wreszcie może zapalić papierosa i wypić kawę.
- Próbuję rzucić, ale najpierw muszę trochę schudnąć, z siedem kilo jeszcze - wyznaje i zamawia w restauracji zapiekankę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska