- Jeżdżę codziennie do Trójcy drogą krajową nr 30 i widzę leżące na szosie ciała rozjechanych zwierząt - alarmuje Michał Olchowski, doświadczony kierowca ze Zgorzelca.
Kiedyś na zaledwie siedmiokilometrowej trasie naliczył dwa zabite jeże, jednego lisa i dwa zające.
Szczątki zwierząt leżały przez kilka dni i nikt się nie kwapił, żeby je uprzątnąć.
- A przecież nie chodzi tylko o estetykę, ale też o zagrożenie sanitarne - niepokoi się Karol Król, kierowca ciężarówki, który często jeździ krajową czwórką. - Przy dużej prędkości, zwłaszcza nocą, gdy widoczność jest gorsza, można też wpaść na padlinie w poślizg - ostrzega.
Obowiązek dbania o stan dróg spoczywa na ich zarządcach. Nie ma jednak specjalistycznych ekip, które dyżurowałyby i na bieżąco kontrolowały pobocza dróg. A zanim zarządca sam zabrałby się za sprzątanie, ciała zwierząt zdążą już rozjechać auta.
Najwięcej wypadków jest w maju i kwietniu, gdy sarny, zające i lisy, czując wiosnę, przemierzają swoje terytoria stałymi trasami.
- Zwierzęta giną, bo przed laty, gdy szosy były budowane, nikt nie myślał o tym, żeby drogi wyposażyć w przepusty - tłumaczy Czesław Markiewicz z Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.
Według niego, w przypadku małych zwierząt, np. płazów, można by organizować akcje przenoszenia ich przez drogę, jeśli, oczywiście, znane są ich siedliska.
- Niestety, w wypadku pozostałych zwierząt, takich jak jeże, sarny czy lisy, uchronienie ich od kontaktu z cywilizacją jest w zasadzie niemożliwe - przyznaje Czesław Markiewicz.
Markiewicz; Zwierzęta giną, bo nikt nie myślał o tym, żeby drogi wyposażyć w przepusty
Czy powinniśmy bać się padliny? Magdalena Mieszkowska z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu wyjaśnia, że nie są badane zagrożenia, wynikające z obecności przy drogach martwych zwierząt.
- Nasza inspekcja nie zajmuje się tym zagadnieniem. To leży w kompetencji służb weterynaryjnych - podkreśla Mieszkowska.
Zofia Batorczak, wojewódzki lekarz weterynarii, przyznaje, że jest problem z zabitymi zwierzętami.
- Czasem nawet w nocy ludzie telefonują, że gdzieś na drodze leży zwierzę - relacjonuje Zofia Batorczak. - Jeśli istnieje podejrzenie, że było chore zakaźnie, wysyłamy tam naszego lekarza. Generalnie jednak za uprzątnięcie takiego zwierzęcia odpowiadają właściciele i zarządcy terenu czy drogi.
Dla samorządów byłby to dodatkowy wydatek, więc wolą udawać, że problem nie istnieje. Potwierdza to Kazimierz Szyposzyński, powiatowy lekarz weterynarii w Zgorzelcu.
- Gminy powinny w tej sprawie współdziałać i wypracować wspólne procedury - upiera się Kazimierz Szyposzyński. - Chciałem zorganizować w tej sprawie konferencję z udziałem przedstawicieli gmin, ale odzewu właściwie nie było - martwi się.
Ranne zwierzęta to też problem
Problem jest również z dzikimi zwierzętami, potrąconymi przez samochód. W środę na drodze koło Świdnicy auto uderzyło w przebiegającą przez jezdnię sarnę. Ogłuszone zwierzę leżało na środku szosy, a przypadkowi kierowcy kilka godzin szukali dla niej ratunku. O pomoc zwrócili się m.in. do powiatowego lekarza weterynarii. Ten jednak odmówił, twierdząc, że to nie leży w jego kompetencjach. W końcu wyjście znalazł leśniczy. Myśliwi z koła łowieckiego Głuszec zadeklarowali pomoc i miejsce dla sarny w prywatnym gospodarstwie. Zanim jednak przywieziono siatki do odławiania zwierząt, sarna wstała i uciekła do lasu. MM
Czy zarządcy skutecznie dbają o czystość i porządek na dolnośląskich drogach? Czekamy na Wasze opinie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?