Irytuje mnie określenie "sztuka z PRL-u". Sztuka jest albo dobra, albo zła. PRL skończył się 20 lat temu. Cały XX wiek należał w sztuce, także polskiej, do nowatorów i eksperymentatorów. Były jedynie dwie kilkuletnie wpadki związane z ideologią. Przed wojną za Hitlera i Mussoliniego, po wojnie za Stalina. Powstawała wtedy sztuka nacechowana ideologią i wyraźną manierą. Słaba.
Jeśli określenie "sztuka z PRL" dotyczyłoby cezury czasu, to warto przypomnieć naszych wrocławskich peerelowskich artystów i ich dzieła. W teatrze prym wiedzie Laboratorium Grotowskiego, Pantomima Tomaszewskiego. Ale jest też Kalambur Bogusława Litwińca czy Gest Andrzeja Leparskiego.
W tym czasie powstała większość poezji Tadeusza Różewicza, Urszuli Kozioł, Tymoteusza Karpowicza, Marianny Bocian, Janusza Stycznia. Swoje obrazy namalowali: Waldemar Cwenarski, Eugeniusz Geppert, Józef Hałas, Alfons Mazurkiewicz. W fotografii eksperymenty twórcze prowadzili Natalia i Andrzej Lachowiczowie. Na styku poezji i plastyki działał Stanisław Dróżdż. Gdzieś w tle tego wszystkiego wielki nowator, autor linii nieskończonych - Wacław Szpakowski.
Tak więc wrocławska twórczość w PRL miała się całkiem dobrze. Zwłaszcza tam, gdzie nie dawały się we znaki przeszkody technologiczne, materiałowe. Takie niestety dotyczyły rzeźby i architektury. Dlatego ważne jest, aby prace o wysokim walorze artystycznym, ale naruszone zębem czasu, przetrwały. Należą do nich niewątpliwie mozaiki Hałasa na budynkach Podwale 45 i 47, rzeźba Jagusi Tadeusza Tellera przed Hutmenem i para łabędzi Jerzego Boronia przed Dolmedem. One są tak samo z PRL, jak wiersze Różewicza!
Ale największego psikusa w miejskiej sztuce dostarczyły nam nowe czasy, ostatnich kilkanaście lat. Powstawały wtedy dzieła nie tylko słabe, ale wręcz urągające poczuciu dobrego smaku i estetyki. Psujące miasto. Do tego w nadzwyczajnych kontekstach, często nieopodal i pod okiem instytucji wielkiej sztuki. Rzeźba poświęcona polskim ofiarom na Kresach Wschodnich - przed budynkiem Akademii Sztuk Pięknych, pomordowanym w Katyniu - przed Muzeum Narodowym, nieszczęsny Chrobry pręży się i rozpiera między gmachem opery Langhansa, gotycką świątynią i wspaniałą Renomą Dehnburga i Maćkowa.
Najsmutniejsze, że prawdziwą ofiarą tych obiektów są ważne idee, dla których powstawały. A przecież wiadomo, że silne wrażenie na odbiorcach robi znakomita forma! Nie krzyk.
Najlepszym przykładem jest tutaj pomnik Ofiar Holokaustu autorstwa Richarda Serry i Petera Eisenmana, zrealizowany w sercu Berlina. Wchodząc w labirynt ciemnych, nierównych prostopadłościanów, czujemy lęk i samotność. Chociaż trochę zbliżamy się wtedy do ofiar. Współczujemy im.
Jeśli określenie "sztuka z PRL" miewa zabarwienie lekceważące i wypowiadane nieco z góry, to warto podkreślić, że wokół pojawiło się nowe zjawisko - sztuka obciachu. I tak będziemy odbierani przez potomnych.
***
Ewa Kaszewska, kuratorka galerii 2. Piętro we Wrocławiu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?