Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Pijany śluzowy nie zawinił

Marcin Rybak
Teraz kajakarze wyciągają sprzęt na brzeg i przenoszą na drugą stronę Śluzy
Teraz kajakarze wyciągają sprzęt na brzeg i przenoszą na drugą stronę Śluzy Fot. Mikołaj Nowacki
Wrocławska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie wypadku kajaków w Śluzie Mieszczańskiej.

Pijany śluzowy oczyszczony z zarzutów. Chociaż obsługiwał wrocławską Śluzę Mieszczańską, mając we krwi 1,7 promila alkoholu, to przed sądem nie stanie - zdecydowała kilka dni temu wrocławska prokuratura, umarzając śledztwo w tej sprawie.

Podczas służby pijanego śluzowego (we wrześniu 2007 roku) doszło do poważnego wypadku. O sprawie było głośno w mediach. Kilkudziesięciu kajakarzy przepływających przez śluzę znalazło się w wodzie. Wywróciło się 20 łódek. Na szczęście nikomu nic poważnego się nie stało.

Prokuratura: Śluzowy miał 1,7 promila alkoholu, ale działał prawidłowo

Do szpitala z obrażeniami obojczyka trafiły tylko dwie osoby, które pospieszyły na pomoc kajakarzom. W akcji ratunkowej uczestniczyły motorówki z Komisariatu Wodnego Komendy Wojewódzkiej Policji i Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.

Wszystko zaczęło się zaraz po tym, gdy kajaki wpłynęły do śluzy. Radosław W. uruchomił urządzenie wlewające wodę. Wpływała do śluzy pod wielkim ciśnieniem i kajaki zaczęły się przewracać. Śledczy stwierdzili, że Radosław W. był co prawda kompletnie pijany, ale w obliczu zagrożenia zachował się jak najbardziej prawidłowo.

Problemem - zdaniem prokuratury - była wada urządzenia sterującego wlewaniem wody do śluzy. Radosław W., widząc, co się dzieje z kajakami, chciał zatrzymać dopływ wody. Ale elektryczne urządzenie sterujące śluzą nie zadziałało. Radosław W. wyrwał wtyczkę z kontaktu i dopiero wtedy woda przestała się lać.

Do wypadku doszło w czasie imprezy organizowanej przez wrocławski Klub Sportów Wodnych Pegaz. Kajakarze wypłynęli z przystani na Różance i przez Śluzę Mieszczańską mieli się dostać na Ostrów Tumski, a stamtąd wrócić na Różankę.

Śluza Mieszczańska była świeżo wyremontowana. Prace zakończyły się kilkanaście miesięcy przed wypadkiem.

- Ta śluza zawsze tak działa - tłumaczy Krzysztof Bar z Urzędu Żeglugi Śródlądowej. - Jest zabytkowa i została odrestaurowana. Wcześniej urządzenie wlewające wodę uruchamiało się ręcznie. Po modernizacji zainstalowano urządzenie elektryczne.
Poza tym, jak tłumaczył Krzysztof Bar, pływanie przez śluzę kajakami i małymi statkami jest niebezpieczne.

Teraz kajakarze wyciągają sprzęt na brzeg i przenoszą na drugą stronę Śluzy.

- Miesiąc przed wypadkiem przepływaliśmy przez tę śluzę i nie było kłopotu - dziwi się Piotr Gancarz, prezes klubu Pegaz. - Moim zdaniem, problem tkwi w tym, że ona jest prawie nieużywana i nie ma stałej obsługi.

Radosław W. nie znał tych urządzeń i nie wiedział, jak zadziałają.
Jak dodaje prezes Gancarz, od czasu wypadku z 2007 roku przez Śluzę Mieszczańską nikt nie może przepływać. - Teraz, gdy organizujemy spływy Odrą, to przed Mieszczańską wyciągamy kajaki na brzeg i przenosimy na drugą stronę - opowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska