Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kwiaty, wata i małe piwo

Hanna Wieczorek
Janusz Owczarek
Janusz Owczarek Magda Kołodzińska
Jak wyglądały wrocławskie pochody pierwszomajowe w czasach PRL-u i czym rzucano w trybunę honorową wspomina Janusz Owczarek, były wojewoda wrocławski i legnicki.

Gdyby Pan był trochę młodszy, zdrowie nie szwankowało, a przez Wrocław przechodził pochód pierwszomajowy, poszedłby Pan?

Tak, oczywiście.

Z sentymentu do dawnych czasów?

Nie, ja mam lewicowe poglądy. Tylko u nas lewicę uważa się, że to komuna. A przecież u nas komuny nie było, myśmy nawet socjalizmu nie mieli. A przecież lewica to co innego, partie lewicy troszczą się o ludzi pracy, żeby im się coraz lepiej żyło. I tak to rozumiał mój ojciec, ja tak rozumiałem i tak to dzisiaj rozumiem.

Przygotowanie pochodu pierwszomajowego to musiała być wielka logistyczna akcja?

Wszystko było zaplanowane: która dzielnica najpierw idzie, który zakład...

Ile trwało planowanie? Pół roku?

Tym zawsze zajmował się Komitet Wojewódzki PZPR, ale przygotowania nie trwały dłużej niż miesiąc. Poza tym różne zakłady organizowały imprezy pierwszomajowe. Jedna z nich odbywała się przy Hali Ludowej, z bufetami, kiełbaskami, balonikami. Zbierał się na niej aktyw partyjny. Tam każdy szedł z przyjemnością, bez przymusu, z rodziną, z dziećmi.

Miejsce wojewody było na trybunie honorowej. Ile czasu stał Pan na niej czekając, aż przejdzie pochód?

Długo to trwało, zwykle około trzech godzin. Ja zawsze mówiłem, że to za długo. Uważałem, że w pochodzie nie musi iść tak dużo ludzi. Po co miało maszerować kilka tysięcy pracowników Pafawagu? Lepiej, żeby przeszło 200 ładnie udekorowanych. Zajęłoby to tylko kilka minut. Ale innym nie podobało się to, co mówiłem. Raz nawet wsiedli na mnie i zaczęli pytać, dlaczego ja z takimi pomysłami występuję. Bo przecież pochody pierwszomajowe powinny być masowe.

A kto najbardziej przekonywał, że pochody muszą być masowe?

Sekretarze z partii, tylko jeden z nich mnie popierał, cała reszta była za masowością. Nie wiem, może mieli jakieś dyrektywy?
Nasze pochody musiały być podobne do tych radzieckich, w Moskwie na placu Czerwonym?

Tak sądzę, chcieli, żeby u nas wyglądało to podobnie. Tylko tam było to lepiej zorganizowane. Czasami pochód w Moskwie szybciej przeszedł, niż ten nasze we Wrocławiu.

Pochód był dokładnie zaplanowany. A jak wyglądało zajmowanie miejsc na trybunie honorowej? Był przygotowany specjalny protokół?

Tak, wszystko było ustalone: kto, koło kogo ma stać. Choćby ze względu na zapewnienie bezpieczeństwa, ochronę.

Najważniejszą osobą był pierwszy sekretarz KW PZPR?

Oczywiście. Pierwszy sekretarz, potem cała egzekutywa, wojewoda, później sekretarze komitetów dzielnicowych. Ale oni nie stali cały czas w tym samym miejscu. Było pięć wrocławskich dzielnic i kiedy przed trybuną przechodziła ich dzielnica, stawali koło pierwszego sekretarza KW PZPR, bo im też wtedy oddawali honory, wiwatowali.

Wojskowi też stali na trybunie honorowej?

Zawsze był dowódca okręgu, jego zastępcy i delegacja radziecka - generałowie z Legnicy.

Kto ochraniał pochód? Wojsko, milicja...

Wojska nie było. Żołnierze szli w pochodzie i nawet nie jako oddzielna grupa, poszczególne jednostki wojskowe były przydzielane do zakładów pracy. Razem z Pafawagiem szła jedna, z Polarem jednostka z Psiego Pola. Żołnierze szli wśród ludzi. Oprócz milicji byli także porządkowi, którzy pilnowali swoich zakładów i czuwali, żeby zakłady szły zgodnie z harmonogramem. To było zawsze duże zbiorowisko ludzi, wszystko musiało być zorganizowane, nie można było puścić tego na żywioł.

Trybuna zawsze stała w jednym miejscu?

Tak, we Wrocławiu zawsze na ówczesnej ulicy Świerczewskiego (dzisiaj Piłsudskiego - przyp. red.), prawie przy ówczesnym placu PKWN (dzisiaj Orląt Lwowskich - przyp. red.).
Pochód przechodził przed trybuną i dalej szedł...?

To był już koniec pochodu, zaraz za trybuną ludzie rozchodzili się do domów.

Od razu biegli do domów? A może szli razem na jakieś majówki?

Pochody trwały tak długo, że większość wracała do siebie. Tym bardziej że często szli z rodzinami, dziećmi.

Jak wybierano zakład, który rozpoczynał pochód?

We Wrocławiu Pafawag zawsze szedł pierwszy. Bo był największy i jako pierwszy został odbudowany po wojnie. Każdy zakład starał się też prezentować swoje produkty, szczególnie nowe uruchomienia. Na ciężarówkach jechały pralki z Polaru, Odra z Elwro, maszyny rolnicze, bo we Wrocławiu było sporo zakładów produkujących dla rolnictwa... Wszystkie nowe produkty prezentowano.

Na trasie pochodu stał zawsze spiker i opowiadał, co się dzieje przed trybuną honorową. Nigdy się nie pogubił?

Nie, takie rzeczy się nie zdarzały. Spiker miał plan i zawsze zapowiadał, jaki zakład przeszedł i jaki właśnie będzie maszerował przed trybuną. Był przygotowany, podawał co ten zakład produkuje, ilu ludzi zatrudnia, wymieniał przodujących pracowników, wyróżnionych, racjonalizatorów podawał. Organizacyjnie było to dobrze ujęte.

Dla wymienionych pracowników była to forma nagrody?

Tak. Choć ludzie się trochę śmiali z tych 150 procent normy, potem już takich rzeczy nie mówiono. Ale racjonalizatorów, którzy wnieśli coś do gospodarki kraju lub województwa, to wymieniano.

Przygotowywano jakieś specjalne atrakcje pierwszomajowe? Na przykład piwo w bufetach na trasie pochodu?

W czasie dłuższych postojów można było podejść do bufetów, w których sprzedawano coś do jedzenia, na przykład kiełbaski, były lody, napoje chłodzące. Początkowo dyskutowano czy sprzedawać także piwo, były nawet sprzeczki w tej sprawie. Ostatecznie w bufetach pojawiło się też piwo i okazało się, że nikt się nie upijał, żadnych awantur nie było.
Dzisiaj wszyscy się chwalą, że nie chodzili na pochody pierwszomajowe, choć nieobecność oznaczała nieprzyjemności, reperkusje w pracy...

To nieprawda. Być może na początku karano za nieobecność. Kiedy ja byłem wojewodą, nikt nie przymuszał do chodzenia na pochody, choć opowiadano, że za nieobecność obcinano premie w pracy. Może sekretarze partyjni (sekretarze komitetów zakładowych PZPR - przyp. red.) odnotowali sobie, kto przyszedł, a kto nie. Ale żeby z tego powodu kary były? To nie. Raczej namawiano, apelowano do ludzi, żeby brali udział w pochodach i większość z chęcią szła.

Pana żona brała udział w pochodach, stała obok Pana na trybunie?

Nie, żona przeważnie na pochody pierwszomajowe nie chodziła, zostawała z dziećmi w domu i oglądała w telewizji pochód pierwszomajowy w Warszawie i innych miastach Polski. Zawsze wypatrywała mnie, kiedy pokazywano Wrocław.

Czekała na Pana z obiadem?

Nie, zawsze po pochodzie był służbowy obiad.

Gdzie zapraszano gości?

Zwykle do stołówki w komitecie wojewódzkim, tam częstowano nas skromnym obiadem.

Nie fundowano wystawnych przyjęć we wrocławskich restauracjach?

Nie, alkoholu też nie było.

Skromny? Czyli?

Podawano nam to, co gotowano dla pracowników w stołówce komitetu. Zupę, zwykle ryżową lub rosół i jakiś kotlet, najczęściej schabowy. Żadne tam rarytasy.

Po cichu myślał Pan, że lepiej byłoby wrócić na domowy obiad przygotowany przez żonę?

Najlepszy obiad jest zawsze w domu. Jak wyjeżdżałem, byłem w terenie, to tęskniłem za kuchnią żony.
Jakieś wydarzenie szczególnie utkwiło Panu w pamięci?

Hmm, trudno powiedzieć. Kiedyś rzucono coś w stronę trybuny, milicja musiała wkroczyć.

To nie był bukiet kwiatów?

Nie, choć kwiaty często nam rzucano. To było takie serdeczne. Bo przecież nikt nie musiał nam dawać tych bukietów, ludzie nam w ten sposób dziękowali. Bo kiedyś jak czegoś nie dało się załatwić w urzędzie, można było pójść do komitetu (komitetu gminnego, wojewódzkiego PZPR - przyp. red.). I tam wysłuchano człowieka, a teraz ludzie narzekają, że nie mają się gdzie zwrócić ze swoimi problemami. Żeby się gdzieś dostać, muszą się zapisywać i czekają trzy tygodnie, miesiąc. Te kwiaty to były dowody wdzięczności, ktoś podchodził, dziękował mi i mówił: "Pan mi pomógł załatwić tę sprawę". Dziś to by nas posądzono o korupcję, a wtedy ludzie sami od serca dawali.

***
Czekamy na Państwa zdjęcia z pochodów na cześć 1 maja: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska