Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Laska, skóra, fura i komóra

Małgorzata Moczulska
Beata kompromitowała świadka koronnego, opłacała ludzi, którzy mogli dać Stanisławowi S. (na zdjęciu) alibi. Wynajęła też najlepszego adwokata
Beata kompromitowała świadka koronnego, opłacała ludzi, którzy mogli dać Stanisławowi S. (na zdjęciu) alibi. Wynajęła też najlepszego adwokata Dariusz Gdesz
Inka - najbardziej znana w Polsce kobieta mafii - wyszła z aresztu. W więzieniu spędziła 8 lat. Silna, zdecydowana, piekielnie inteligentna. A jakie są kobiety dolnośląskich gangsterów?

Inka w więzieniu spędziła 8 lat za pomoc w zabójstwie byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Inka wystawiła go płatnemu zabójcy, który zastrzelił go na ulicy. Zaraz po opuszczeniu bram więzienia wyjechała z kraju, bo mafia nie wybacza zdrady, a ona powiedziała w śledztwie za dużo.
A kim są kobiety gangsterów z Dolnego Śląska?

Marta związała się z groźnymi bandytami, bo kilku z nich przyjaźniło się z jej młodszym bratem. Przerwała studia. Zaimponowały jej łatwe pieniądze, narkotyki, ciągła zabawa.
Beata, piękna pracownica kancelarii adwokackiej, zakochała się w szefie niebezpiecznego gangu. Urodziła mu dziecko, a potem broniła przed sądem.
Joanna wychowała się na podwórku, na którym zabawa w mafię była codziennością. Dla niej i jej kolegów stała się też sposobem na życie.

Marta
Na ławie oskarżonych siedzi szczupła brunetka. Długie, gęste włosy związane w koński ogon, delikatny makijaż, czarna skórzana kurtka. Co chwila spogląda w stronę mężczyzny, który siedzi za nią. Tak, jakby chciała mu coś przekazać. To Tadeusz K., pseudonim Kaczor, jeden z najgroźniejszych przestępców na Dolnym Śląsku. On, jego brat i kilku kolegów mają na sumieniu ponad 40 przestępstw, m.in. zabójstwo właściciela kantoru w Świebodzicach, usiłowanie zabójstwa właściciela kantoru w Wałbrzychu, napady z użyciem broni palnej, w tym na listonosza w Legnicy, jubilera i konwój z pieniędzmi na wypłaty do świdnickiej ciepłowni.

- Czy zrozumiała pani zarzuty i przyznaje się do działalności w zorganizowanej grupie przestępczej oraz brutalnego napadu na jubilera? - pada pytanie sędziego. Jej twarz się zmienia. Staje się surowa i nieprzystępna.
- Nie - rzuca krótko, ale stanowczo. Dwie godziny później w milczeniu słucha wyroku.
- Winna - słyszy. Na twarzy zero emocji. Pojawiają się dopiero, kiedy okazuje się, że w więzieniu ma spędzić 5 lat.
- Do napadu zmusili mnie brat i jego kolega - mówi cicho to, co powtarzała jak mantrę od początku procesu. Prokurator i sąd nie dali jednak temu wiary.

- To wyrachowana, pozbawiona emocji osoba - mówili o niej za to biegli psychologowie.
Kiedy Marta w milczeniu słucha wyroku sądu, przed salą siedzi starsza kobieta. To jej mama. Była na każdej rozprawie. Dziś wyszła, kiedy usłyszała, że jej córka i syn trafią do więzienia. Płacze. Z dziennikarzami nie chce rozmawiać.
- Nie wierzę... Nigdy w to nie uwierzę. Marta to taka dobra dziewczyna - mówi głośno, nagabywana o skomentowanie wyroku, i wychodzi z budynku.
Marta O. miała pecha, bo jej brat związał się z niewłaściwymi ludźmi. Miała jednak też i wybór. Wybrała drogę przez życie na skróty. Była piękną studentką polonistyki, kiedy poznała znajomych brata. Przyjeżdżali pod ich blok drogimi samochodami, rozmawiali zamknięci w jego pokoju. Któregoś dnia zaprosili ją na dyskotekę. Pojechała z nimi. Dobrze się bawiła, za nic nie płaciła, była adorowana. Wtedy, tego pierwszego wspólnego wieczoru, jeszcze nic nie podejrzewała, ale szybko musiała się zorientować, czym zajmują się jej nowi znajomi.

W sądzie tłumaczyła, że o nic nie pytała, nie interesowało jej to. Ważne było, że brat miał pieniądze i gest. W końcu było ją stać na drogie kosmetyki, ciuchy, o których mogła pomarzyć. Znudziły jej się studia. Przerwała je na drugim roku, znajomi mówili wtedy, że i tak by wyleciała z uczelni, bo była tam tylko gościem. W międzyczasie poznała Kaczora, a nowi znajomi zaczęli od niej wymagać posłuszeństwa i pomocy. To Kaczor wpadł na pomysł, że można wykorzystać jej urodę i fakt, że budziła zaufanie. Stała się wabikiem na bogatych biznesmenów i źródłem informacji dla gangsterów. Nikt nie dziwił się, że siedzi na ławce przed kantorem i opala buzię w słońcu, a przy okazji obserwuje, co dzieje się w środku, poznając zwyczaje właścicieli.

Kiedy w lipcu 2002 roku weszła do jubilera w Żarowie, też była czarująca. Pytała o pierścionki, zajmowała go rozmową. Nie zauważył nawet, kiedy do zakładu weszło jej dwóch kolegów. Marta przestała być czarująca. Wyciągnęła z torebki broń, groziła mu, biła po twarzy. Potem krępowała taśmą samoprzylepną i poganiała kolegów, by szybciej opróżniali gabloty z biżuterii. Dwa lata później została zatrzymana przez policję. Antyterroryści weszli rano do jej mieszkania. Była opanowana i spokojna. Plotkowano wtedy, iż do tego stopnia nie zrobiło to na niej wrażenia, że ironicznie patrząc na ich schowane w kominiarkach twarze spytała, czy przed wyjściem może pomalować usta.

Beata
- Nigdy nie byłam w żadnym gangu, nigdy nie miałam do czynienia z narkotykami i bronią - powtarzała podczas procesu Beata. Nie potrafiła jednak ukryć emocji. Co chwilę spoglądała w stronę siedzącego w klatce dla niebezpiecznych przestępców Stanisława S. Uśmiechała się do siebie, jakby przypominając sobie ich wspólne życie na wolności.

Był miłością jej życia.
- Miała pecha, bo zakochała się w gangsterze... Cóż, podobno miłość nie wybiera - mówią o Beacie jej dawni znajomi z liceum w Świdnicy i podkreślają, że to dziewczyna z dobrego domu, pracowała w kancelarii adwokackiej, studiowała zaocznie. Była ładna, mogła mieć każdego faceta. Wybierała jednak tych niewłaściwych. Z mężem rozwiodła się, bo ją bił. Stanisława poznała przypadkiem.
Urodziła mu dziecko i wciągnęła się w jego przestępcze interesy.
- Ona bardzo lubiła chwalić się w towarzystwie, że jest kobietą gangstera - mówił o Beacie świadek koronny. To on pomógł policji w rozbiciu i skazaniu jednej z najgroźniejszych grup przestępczych w regionie.

Stanisław S. - były mistrz polski w boksie , który reprezentował nasz kraj na międzynarodowych ringach w latach osiemdziesiątych - był jej szefem. To on rozdawał karty, organizował przerzuty narkotyków przez granicę, kontakty z przestępcami w innych krajach. Przez jego ręce przechodziły setki kilogramów narkotyków. Miał się za prawdziwego szefa mafii. Wysportowany, wyniosły, w twarzy miał coś niebezpiecznego. Kobiety miały do niego słabość.

Beata poznała go w 2000 roku przypadkiem, na dyskotece. Od razu wpadł jej w oko. Była wtedy świeżo po rozwodzie, samotnie wychowywała kilkuletnią córkę. Początkowo jednak podchodziła do tej znajomości ostrożnie. Jej były mąż dał jej się przez kilka lat wspólnego życia we znaki. Pił i bił ją. Przeszła swoje. Kiedy się rozwiodła, odetchnęła. S. też był wtedy świeżo po rozwodzie.

Wraz z siostrą prowadzili w Świdnicy sklep z farbami. Sklep bardzo dobrze prosperował i był przykrywką dla jego ciemnych interesów. Mężczyzna zaimponował jej. Zabierał na wycieczki, kupował drogie prezenty. Znajomi twierdzą, że początkowo nie wiedziała, czym S. się zajmuje, ale potem zaczęła poznawać jego kolegów, była coraz bardziej wtajemniczana w jego interesy. Mimo to nie odeszła.

Mijały lata, a ona była od niego coraz bardziej uzależniona i to nie tylko emocjonalnie. Mieszkała z nim, urodziła mu córkę, była na jego utrzymaniu. Kiedy Stanisława aresztowano, robiła wszystko, by ratować swojego faceta. Kompromitowała świadka koronnego, opłacała ludzi, którzy mogli dać S. alibi, wynajęła najlepszego adwokata. Policja aresztowała ją półtora roku później. Zarzucono jej działalność w gangu oraz utrudnianie śledztwa. Nigdy nie przyznała, że wiedziała, czym S. się zajmuje. Nie zrobiła tego, choć wiedziała, że to może złagodzić jej wyrok.

- Respekt dla takiej kobiety - mówiono o niej w lokalnym półświatku.
- Pytanie tylko, czy o taki szacunek jej chodziło - mówią jej dawni znajomi. Kilka tygodni po aresztowaniu starsza córka Beaty szła do Pierwszej Komunii Świętej. Młodsza, dziecko Stanisława, nie miała jeszcze trzech lat.
W 2007 roku sąd skazał ją na 3,5 roku więzienia.

Joanna
- Co się, k..., gapisz? - rzuca agresywnie dziewczyna, którą policja wyprowadza z jednej z sądowych sal. Blondynka, krótko obcięta, duże, niebieskie oczy. Ubrana w dżinsy i bluzę z kapturem. Męski chód i głos. Jest wściekła. Sąd właśnie zdecydował, że trafi na trzy miesiące do aresztu za brutalne pobicie dilera, który nie rozliczył się z nią z towaru, jaki wzięła do sprzedania. Nie wygląda jednak, by ta decyzja zrobiła na jej wrażenie.
Śledczy mówią o niej, że to bezwzględna kobieta, zimna i bardziej brutalna od niejednego faceta.

Od miesięcy handlowała narkotykami, do tego czasu bezkarnie.
- Pewnie jak wyjdzie z aresz-tu, to znów wróci do tego bagna - twierdzi jeden z policjantów. - Ona nie ma normalnych znajomych, nigdy nie pracowała, ciężko będzie ją zresocjalizować.
Ruda - bo tak mówią o niej znajomi - to dziewczyna z przeszłością. Rodzice pili, ojciec trafił w końcu do więzienia za włamanie. Ona do domu dziecka. Potem wróciła na stare śmieci, bo rodzina znów była w komplecie, ale żeby przeżyć, musiała stać się twarda.

Była wulgarna, zdecydowana, szybko zyskała uznanie w oczach wałbrzyskich bandziorów. To oni stali się jej rodziną. Nie była jednak ich mas-kotką, a równoprawnym członkiem grupy. Kiedy zaczęli handlować narkotykami, chciała rozdawać karty, kiedy szli w miasto, by kogoś pobić, ona prowokowała bójkę. W środowisku stała się "kimś", miała szacunek, a raczej budziła res-pekt, bo była nieprzewidywalna, potrafiła wpaść w szał, rzucić się z pięściami na kolegę, bo ten nie rozliczył się z nią w terminie z pieniędzy za narkotyki.

W końcu jednego pobiła tak brutalnie, że trafił do szpitala.
- Aż strach pomyśleć, co się będzie działo w mieście, jak ta dziewczyna wyjdzie z aresztu czy po wyroku z więzienia za dwa, trzy lata - mówi jeden z policjantów, którzy brali udział w jej zatrzymaniu. - Obawiam się, że będzie jeszcze bardziej bezwzględna, a zza krat wyniesie to, co najgorsze.
- Ruda zawsze powtarzała, że więzienia się nie boi, że to fajna odskocznia od codzienności i dużo się tam można nauczyć - mówi, jakby na potwierdzenie tego, jej dawny znajomy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska