Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk 98:68

Michał Lizak
Po niedzielnej porażce koszykarze ze Zgorzelca zrehabilitowali się wczoraj przed własną publicznością
Po niedzielnej porażce koszykarze ze Zgorzelca zrehabilitowali się wczoraj przed własną publicznością Marcin Oliva Soto
Remis w walce o finał. Gospodarze rozbili ekipę ze Słupska, nie zostawiając żadnych złudzeń, kto jest lepszy.

Kubeł zimnej wody, jaki w niedzielny późny wieczór dostali na głowy koszykarze wicemistrzów Polski, zdecydowanie poskutkował. We wtorek w Zgorzelcu nie było żadnej dyskusji - gospodarze rozbili ekipę ze Słupska, nie zostawiając żadnych złudzeń, kto jest lepszy. A do tego - w przeciwieństwie do niedzielnego pojedynku, gdy stracili w drugiej połowie nawet przewagę 21 punktów - ani na moment nie zlekceważyli rywala.

Nawet w samej końcówce, gdy nikt i nic nie mogło odebrać zwycięstwa wicemistrzom Polski.
- Ech, tak samo mogło być w niedzielę - wzdychał prezes PGE Turowa, Jan Michalski.

Miał rację. Scenariusz spotkania był podobny, choć dominacja gospodarzy w drugiej połowie tym razem była wręcz przygniatająca. Wzięło się to przede wszystkim z pełnej koncentracji. Ale swoje zrobiły wnioski z pierwszego meczu. Tym razem amerykańskim rozgrywającym Czarnych - Bennettowi i Burksowi - nikt po prostu nie pozwolił się rozhulać.

Zwłaszcza w przypadku Bennetta gospodarze wykonali kawał dobrej roboty. A zdecydowanie najlepiej radził sobie z nim Krzysztof Roszyk. Gdy on przyłożył się do obrony - Amerykanina jakby nie było na parkiecie.
Do składu Turowa powrócił Damir Milijković i od razu trafił do pierwszej piątki.

Pierwsza połowa była dość wyrównana, choć cały czas gra toczyła się pod dyktando gospodarzy.
W przerwie jednak - przy 8-punktowym prowadzeniu Turowa - nikt w ekipie gospodarzy nie przewidywał pogromu w drugiej połowie. Wręcz przeciwnie - gdy w trzeciej kwarcie przewaga wicemistrzów Polski zaczęła rosnąć, więcej było osób, które z przerażeniem obserwowały zbliżanie się różnicy do magicznej liczby "21" - najwyższego prowadzenia z niedzieli.
Obawy były jednak bezzasadne, bo Turów szybko taką przewagę wypracował, by wkrótce powiększyć ją do 30 oczek. I wtedy naprawdę było po meczu.

Gospodarze pokazali swoje prawdziwe oblicze, ale wciąż mogą grać lepiej. Edney brylował w ataku (8/8 za 2 pkt.), ale w obronie ma jeszcze wielkie rezerwy. Bailey znowu był królem kontrataku, zdobył najwięcej punktów, ale w krótkich, sytuacyjnych akcjach drży mu ręka. Lepiej też można wykorzystać graczy wysokich.

W walce o finał jest 1-1, ale dla Turowa ważniejsze jest odzyskanie zaufania do własnych możliwości. Bo zespół Pawła Turkiewicza z pewnością czuje, że w walce z naprawdę bardzo chaotyczną i nieobliczalną drużyną ze Słupska jest wciąż faworytem. Teraz trzeba to udowodnić na wyjeździe. Pierwsza okazja - już w piątkowy wieczór (relacja w TVP Sport, godz. 20).

PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk 98:68 (25:22, 22:17, 25:16, 26:13)
Stan rywalizacji (do 4 zwycięstw): 1-1

PGE Turów: Bailey 18 (1), Harris 17 (2), Edney 17, Daniels 11, Turek 9, Milijković 6 (2), Roszyk 5 (1), Drobnjak 5, Witka 4, Stefański 3, Bochno 2, Strzelecki 1.

Energa Czarni: Sroka 14 (3), Malesa 9 (2), Leończyk 9 (1), Booker 8, Burks 7, Bakić 7, Kedzo 6 (1), Bennett 6 (1), Barlett 2, Dutkiewicz 0, Pabian 0.

Kolejne mecze: 24 i 26 kwietnia w Słupsku oraz 29 kwietnia w Zgorzelcu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska