Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażaczki tak, ale za biurkiem

Sylwia Królikowska
W Trzebnicach koło Chocianowa do pożarów jeździ m.in. kilkanaście pań, które należą do Ochotniczej Straży Pożarnej
W Trzebnicach koło Chocianowa do pożarów jeździ m.in. kilkanaście pań, które należą do Ochotniczej Straży Pożarnej Piotr Krzyżanowski
W dolnośląskiej straży panie są urzędniczkami. Na gaszenie pożarów nie mają żadnych szans.

Na Dolnym Śląsku nie ma w Państwowej Straży Pożarnej ani jednej kobiety, która wyjeżdżałaby na akcje. Powód - panie nie mają gdzie się przebrać, wykąpać i spać na dyżurze.

- To przecież niesprawiedliwe - narzeka Anna Janik spod Wałbrzycha. 24-letnia dziewczyna chciała złożyć dokumenty do pracy w straży, ale już dowiedziała się, że na uczestniczenie w akcji nie ma co liczyć. - Chciałam gasić pożary, a nie siedzieć za biurkiem - mówi rozgoryczona. Dziewczyna skończyła szkołę ratowniczą, bo - jak przyznaje - zawsze marzyła o takim zawodzie.

Większości jednostek nie stać jednak na to, by kobiety mogły pracować na takich stanowiskach. Trzeba by specjalnie dla nich przygotować prysznic, szatnię i sypialnię, bo kobiety nie mogą korzystać z tych samych pomieszczeń, co mężczyźni.

- Kobiety, które mają uprawnienia i starają się o pracę, są od razu kierowane na stanowiska administracyjne - mówi Krzysztof Gielsa, rzecznik dolnośląskiej komendy wojewódzkiej straży pożarnych. - Musiałyby być lepsze od mężczyzn, by przygotowanie dla nich zaplecza było uzasadnione - dodaje.

Anna Zalewska, posłanka PiS, przyznaje, że jest za tym, by kobiety miały równy dostęp do wszystkich zawodów.
- A argument braku zaplecza w ogóle do mnie nie przemawia - mówi.

W jeleniogórskiej straży pożarnej przyznają, że w ostatnich naborach nie było chętnych kobiet, które chciałyby zostać czynnymi funkcjonariuszkami. Jednak w nowoczesnej jednostce przy ul. Sokoliki jest możliwość zorganizowania szatni dla pań strażaczek, gdyby tylko pojawiły się takie, które są zainteresowane pracą i spełniły wszystkie kryteria.
Znakomicie poradzili sobie z tym problemem strażacy w Łodzi. W komendzie miejskiej kobieta jest oficerem, gasi pożary i zarządza grupą mężczyzn.
- I nieraz musi być twarda, żeby dojść z nimi do ładu - żartuje Artur Michalak, rzecznik komendy. Czy było warto organizować dla pani zaplecze? - To nawet nie o to chodzi. Zgłosiła się, spełniła wszystkie wymogi, więc dostała zatrudnienie - mówi. Jak dodaje, kobiety wcale nie muszą być tą słabszą z płci.

Dolnośląscy strażacy pewnie z zazdrością patrzą na remizy w Łodzi. Twierdzą, że bez osobnych szatni i pryszniców jakoś dałoby się przecież wytrzymać. Ale przepisy na to nie pozwalają.
Dlatego panie pracujące w straży pożarnej w ogromnej większości siedzą za biurkami, choć - tak jak mężczyźni - kończą kierunkowe szkoły.

Jedną z pierwszych w Polsce absolwentek Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie była Agnieszka Kalińska, która dziś pracuje w Wałbrzychu. Dostała się do jedynej w Polsce wyższej szkoły dla strażaków w 1997 roku. Takie są również rzadkością w Europie. Wtedy placówka pierwszy raz zdecydowała się przyjąć panie.
- Egzaminy może nie są łatwe, ale jak się chce, to można dać radę - zapewnia. Tłumaczy też, że nigdy nie chciała wyjeżdżać na akcje.

O tym, że kobiety świetnie sobie radzą w na pozór męskich zawodach, wie dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Wałbrzychu. Jako jedyny na Dolnym Śląsku zatrudnia ratowniczki, które są kierowcami karetek.
- Do nas należy noszenie chorych na noszach. Ale radzimy sobie bardzo dobrze - mówi Sylwia Mordak, kierowca karetki. - Panie pracują przecież w wojsku, są kierowcami ciężarówek. Sprawdzamy się wszędzie. Dlatego powinnyśmy mieć dostęp do każdego zawodu - mówi pani Sylwia.

Potwierdza to również Magda Bieleszuk, wałbrzyszanka, która sama zgłosiła się do służby wojskowej. - W jednostkach kobiety pracują w czołgach, jeżdżą na misje. Potrafimy sobie poradzić - mówi.

Współpraca: KAK, MIS
Mężczyźni są lepsi, ale się dobrze uzupełniamy
Z Agnieszką Lisowską z Ochotniczej Straży Pożarnej w Trzebnicach, zawodowo - pracownicą apteki, rozmawia Sylwia Królikowska.

Czy strażak to zawód tylko dla mężczyzn?

Jestem żywym przykładem na to, że nie - jeżdżę do pożarów, uczestniczę w akcjach i razem z koleżankami, których w naszej OSP jest kilkanaście, nieźle sobie radzimy. W przeciwnym wypadku pewnie nikt by nas nie przyjął. Może nie jesteśmy lepsze od mężczyzn, bo oni są bardziej doświadczeni, ale pracując w zespole, znakomicie się uzupełniamy. Zresztą sam mężczyzna też by nie dał rady, również, tak jak my, potrzebuje wsparcia podczas akcji. Praca strażaka opiera się na działaniu w zespole. Wtedy może być skuteczna.

Skąd pomysł, by zgłosić się do OSP?

Najpierw byłam w młodzieżowej drużynie pożarniczej. Wtedy nie miałam ukończonych 18 lat i nie mogłam uczestniczyć w akcjach. Jednak przygotowywaliśmy się teoretycznie do pracy w Ochotniczej Straży Pożarnej. Od czterech lat jestem już w OSP i normalnie wyjeżdżam do pożarów.

W ilu akcjach Pani uczestniczyła?

Myślę, że w kilkudziesięciu - zarówno w tych poważnych, jak na przykład pożary domów, jak i mniejszego kalibru, gdy ludzie nie są zagrożeni. Byłam świadkiem pożarów, w wyniku których ludzie tracili cały swój dobytek, a my ratowaliśmy, co się da. Czy się wtedy bałam? Muszę przyznać, że nigdy nie czułam strachu. Podczas akcji trzeba być opanowanym i uważać, żeby nie popełnić żadnego błędu, bo kogoś może to kosztować życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska