Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W niedzielę rusza Turniej Czterech Skoczni. Na czym polega fenomen imprezy?

Wojciech Koerber
W niedzielę w Oberstdorfie rusza Turniej Czterech Skoczni (TVP1, godz. 16.20). Łukasz Kruczek zabiera sześcioosobową eskadrę.

Halny ustąpił, lecz wysoka temperatura nadal się utrzymuje. To one była przyczyną odwołania wczorajszych MP w Wiśle Malince i przełożenia imprezy na marzec. Łukasz Kruczek delegację na 62. Turniej Czterech Skoczni wyselekcjonował już jednak wcześniej. Dziś do Niemiec wyruszą Kamil Stoch, Jan Ziobro, Piotr Żyła, Maciej Kot, Klemens Murańka i Krzysztof Biegun. W tym czasie Dawid Kubacki będzie podtrzymywał formę w Zakopanem, by - według planu na dziś - zmienić jednego z kolegów przed austriacką częścią imprezy.

Do dziś trwają spory, w czym tkwi magia Turnieju Czterech Skoczni, rozgrywanego już od 1953 roku. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi fenomen imprezy polega na niezwykle umiejętnym wpasowaniu jej w kalendarz. Przełom roku to przecież chwila sportowej pustki, a największą konkurencję w tej części Europy robi tylko... koncert wiedeńskich filharmoników. No ale to już nieco inna branża.

To właśnie podczas Turnieju Czterech Skoczni, na przełomie 2000 i 2001 roku, eksplodowała małyszomania. Wtedy właśnie wszyscy się w Polsce dowiedzieli, że kiedy wieje w oczy, to jednak dobrze. Że powiedzenie „biednemu zawsze wiatr w oczy” sprawdza się wszędzie, ale nie na skoczni. Rok później również było historycznie, bo oto Sven Hannawald – jako pierwszy i do dziś jedyny zawodnik – triumfował na wszystkich czterech obiektach. A, przypomnijmy, mowa o zawodach w Oberstdorfie (29.01) i Garmisch-Partenkirchen (1.01, to Niemcy) oraz w Innsbrucku (4.01) i Bischofshofen (6.01, Austria).

Najczęściej królem przełomu roku zostawał wielki niemowa, Fin Jane Ahonen, który pięciokrotnie przemawiał do naszej wyobraźni – zwyciężał w latach 1999, 2003, 2005, 2006 i 2008 (trzykrotnie był też drugi). Teoretycznie znów ma na to szansę, bo już po raz drugi wznowił karierę. Po co? 36-latek wciąż marzy o złotym medalu olimpijskim, którego w kolekcji brak.

Przed rokiem, drugi raz z rzędu, tę legendarną imprezę wygrał Gregor Schlierenzauer (1100,2 pkt). Drugi był Anders Jacobsen (1087,2). Stoch zajął czwartą pozycję (1027,2), a do trzeciego Toma Hilde (1029,2) zabrakło mu ledwie dwóch punktów. Teraz jest faworytem imprezy. Śmiemy twierdzić, że głównym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska