"Plurimos annos, plurimos" – śpiewały siostry boromeuszki Stefanii Mysiurze. Zaproszeni goście zaintonowali "sto lat", które ostatecznie przekształciło się w "dwieście i trzysta". Był tort, prezenty i kwiaty. Jubilatka i jej dwie córki miały łzy w oczach. Tak świętowano 106 urodziny Stefanii Mysiury w zakładzie leczniczo-opiekuńczym sióstr Boromeuszek przy ul. Rydygiera we Wrocławiu.
Stefania Mysiura, jak wspominają jej córki, ukończyła cztery klasy szkoły powszechnej, jeszcze przed II wojną światową jeździła kilkakrotnie na "saksy" do Niemiec, a po ślubie (wyszła za mąż w roku 1930) zajęła się prowadzeniem domu. Urodziła trzy córki.
– Rodzice mieli spłachetek ziemi – śmieje się pani Agnieszka. – Trudno to nawet nazwać gospodarstwem. Tato pracował zarobkowo. Po śmierci taty przeprowadziła się z Brzezin na Śląsk, aż w końcu namówiłyśmy ją z siostrą, żeby przejechała do nas do Wrocławia.
W lutym Stefania Mysiura trafiła do sióstr Boromeuszek. – Mama złamała nogę i po operacji musiała przejść rehabilitację – Do sióstr przywieziono ją na noszach. Bałam się, że już nie wstanie z łóżka – wzdycha pani Stanisława. – Miałyśmy dużo szczęścia, że trafiła do sióstr boromeuszek. Wszyscy tutaj są wspaniali, same anioły – uśmiecha się. – Mama samodzielnie już siada, staje, a nawet potrafi zrobić parę kroków. I tylko trzeba do niej trochę głośniej mówić, bo ma kłopoty ze słuchem.
A czym się zajmuje w wolnym czasie? Bierze udział w różnych zajęciach, jeździ na rehabilitację, ogląda telewizję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?