Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mała Korea nie tylko w Kobierzycach

Małgorzata Matuszewska
Zamieszkali razem na wrocławskim Szczepinie. Ich żony są sopranistkami, razem z dziećmi mieszkają w Kolonii
Zamieszkali razem na wrocławskim Szczepinie. Ich żony są sopranistkami, razem z dziećmi mieszkają w Kolonii Fot. Janusz Wójtowicz
Max Ax i Joo Lee, tenorzy z Korei Południowej, śpiewają na deskach naszej opery. We Wrocławiu czują się prawie jak w domu.

Zanurzoną w polskiej tradycji premierę "Strasznego dworu" Moniuszki oglądał z loży Max Ax. - Wydawało mi się, że to będzie nudna historia. Wcale nie była nudna! - śmieje się. - Interesująca muzyka, świetna reżyseria Laco Adamika. Byłem ciekaw, jak poradzi sobie tenor. Tego dnia był w świetnej formie - dodaje.

Obaj panowie mieszkali w Seulu, ale nie znali się - to w końcu ponaddziesięciomilionowe miasto. Obaj wcześniej pracowali w Niemczech, opiekuje się nimi agencja artystyczna Aliny Wodnickiej w Bremie. Agencja wysłała ich do Wrocławia na przesłuchanie. Spodobali się tak bardzo, że zamiast propozycji gościnnych występów dostali stałe angaże.

Max: - Gdybym nie śpiewał, zostałbym kucharzem

- Opera zaproponowała doskonałe warunki, możliwość śpiewania wielu głównych partii repertuaru - mówią zgodnie. Te dobre warunki zdecydowały: przyjechali do Wrocławia.

Joo Lee studiował w seulskim konserwatorium. Wyjechał z Korei w 1997 roku, miał wtedy 24 lata. Dobrze, że nie trafił od razu do Wrocławia, bo pobyt w stolicy Dolnego Śląska zacząłby od znanych wrocławianom przeżyć związanych z powodzią. Kształcił się w Mediolanie.

- Nasze pokolenie urodziło się i uczyło w czasie dużego rozkwitu gospodarczego. W Korei modne było wysyłanie dzieci do artystycznych szkół. Moi koledzy uczyli się tańca i śpiewu, a z Europy przyjeżdżało mnóstwo świetnie wykształconych nauczycieli - opowiada Joo Lee.
Max Ax wyjechał z ojczyzny pięć lat temu. Mógł wybrać, czy chce uczyć się w Niemczech, czy we Włoszech. Wybrał Niemcy, bo polecił mu je jeden z nauczycieli muzyki w Korei.

We Wrocławiu zamieszkali razem, na Szczepinie. Ich żony są sopranistkami, razem z dziećmi mieszkają w Kolonii, a rodzice w Korei. Nawał pracy sprawia, że tenorzy nie mają zbyt wiele czasu. Max częściej jeździ do Kolonii, odwiedzić żonę i dwuletnią córeczkę o dźwięcznym imieniu Cicho. - Cicho wymawia się twardo, ale mimo różnic jej imię śmiesznie brzmi po polsku - śmieje się.

Joo: - Małe dzieci robią wielki hałas

Syn Joo, Sean, gra na skrzypcach i pianinie. Córka Joanne też będzie uczyć się muzyki.
Joo śpiewał Nemorina w "Napoju miłosnym" Donizettiego w reżyserii Michała Znanieckiego. W maju wystąpi w premierze "Kobiety bez cienia" Richarda Straussa w reżyserii Hansa-Petera Lehmanna. W przyszłym sezonie wystąpi jako Fantom w "Falstaffie" i w "Czarodziejskim flecie". W "Traviacie" Verdiego Max śpiewa partię Alfreda. Obaj wystąpią w "Cyganerii".
Obaj chcieliby ściągnąć do Wrocławia swoich bliskich. Joo Lee: - Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zrealizować to marzenie. Jednak w Niemczech mamy inne warunki mieszkaniowe, a tu, jak żona przyjedzie z dziećmi, nie wyśpię się przed spektaklem. Małe dzieci robią wielki hałas - śmieje się.

Joo marzy też o partii Don Josego. Śpiewał ją już w konserwatorium w Kijowie i w Bredzie. Mieszkają razem, razem spędzają wolny czas. Chodzą do sauny, bardzo popularnej w Korei. Wciąż uczą się muzyki, studiują nuty. Joo kocha spacery po mieście, bo w ten sposób je poznaje. Więcej niż przyjaciel poświęca czasu na porządki domowe. - Wydaje mi się to niesprawiedliwe - śmieje się.

- Na pewno nauczymy się polskiego - deklarują Max i Joo

Jeśli komuś z naszych czytelników Wrocław wydawałby się nudny, może pod wpływem gościa z Korei odkryje na nowo pasję poznawania piękna miasta. Joo Lee zachwyca się harmonijnym połączeniem tradycji z nowoczesnością. - Opera jest piękna, nocą oświetlona. Dobrze współgra z pobliskimi centrami handlowymi - mówi.
Do Opery chodzą pieszo, bo mają blisko. Ale narzekają, że nieznajomość polskiego powoduje dyskomfort we wrocławskim życiu. Kiedy Joo bolał żołądek, w aptece zastosował mowę ciała, żeby kupić odpowiedni lek. - Na pewno nauczymy się polskiego - deklarują.

Gdzie jadają? Dziś koreańskie produkty potrzebne do gotowania bardzo łatwo kupić we Wrocławiu. Jeśli czegoś nie mogą znaleźć, zamawiają przez internet. Max bardzo lubi gotować ("Gdybym nie śpiewał, zostałbym kucharzem" - uśmiecha się).

Joo: - Czasem chodzę do koreańskich restauracji

Czasem chodzą do koreańskich restauracji. Polskie, domowe jedzenie przynosi im kolega z orkiestry. - Gołąbki, bigos, golonka, szaszłyk - wylicza (po polsku!) Joo. I dodaje: - Czekam na pierogi. I żartobliwie żali się, że wciąż musi sprzątać kuchnię po wyczynach przyjaciela.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska