Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gender po wrocławsku, czyli jak trudno nam się pogodzić, że Breslau nie istnieje od prawie 70 lat

Arkadiusz Franas
Niedawno zostałem przebadany. Spokojnie, spokojnie, nie wzięło mnie na intymne zwierzenia o moim stanie zdrowia. Badała mnie bardzo dokładnie pani socjolog na okoliczność mojej dolegliwości ujętej w spisie chorób jako "wrocławskość". Czyli mówiąc najkrócej: dlaczego stolica Dolnego Śląska mi się tak podoba i co bym tu jeszcze zmienił, gdybym mógł.

Choć, jak wiadomo, mogę sobie tylko poopowiadać lub napisać. Od zmieniania są inni. I cała odpytywanka szła w miarę płynnie, gdy nagle zostałem oszołomiony następującym pytaniem: czy należy wymienić pomnik hrabiego Aleksandra Fredry na ten, który stał w tym miejscu wcześniej, czyli Fryderyka Wilhelma III Pruskiego. Naprawdę ktoś realnie o tym myśli?! To może jeszcze zamiast fontanny, pod drugimi oknami prezydenta Wrocławia, przywróćmy postument jego wuja Fryderyka II Wielkiego, który w XVIII wieku rozebrał nam Polskę, choć sam na przykład przyznawał: "Prusy nie posiadały tytułu do zaboru polskiego Pomorza. Nie chciałbym udowadniać tęgości praw do tej ziemi". Zostawmy Fryderyka o numerze drugim. Cała sprawa mnie trochę zirytowała też w kontekście konkursu na fontannę na placu Nowy Targ. Kilku breslauerofilom zamarzyło się, by tam przywrócić Neptuna. I gdy ich marzenia nie zrealizowano, zaczęli krytykować. Że brzydka, że nie pasuje, że... w ogóle beeee. Bo jak można było nie posłuchać tych, co zawsze mają rację.

Udało im się przepchnąć (choć jest duża opozycja) Halę Stulecia, choć we Wrocławiu była to zawsze Hala Ludowa. A z kawałka rozrośniętego pałacyku uczynili Pałac Królewski. Bo wszak wspomniany Fryderyk II Wielki podniósł miasto nad Odrą do rangi miasta rezydencjonalnego i kupił sobie tu willę. Król nie nasz, ale czemu mamy nie mieć Pałacu Królewskiego, z którego po wojnie zostały fragmenty? Dobrze, że owi zakompleksieni breslauerofile nie kazali się prezydentowi miasta tam przeprowadzać. Bo jak się ma kompleksy, to one szaleją... I żeby była jasność. Należę do najgorętszych zwolenników uszanowania dziedzictwa zostawionego nam przez poprzednich mieszkańców stolicy Dolnego Śląska. Wręcz mnie ono fascynuje. I już dość było burzenia "śladów germańskiej niewoli". Ale ja cały czas dość śmiało przypominam, że to miasto Wrocław się nazywa.

Prawie 70 lat oswajane jest przez nowych gospodarzy. Nie musimy czuć jakiejś presji odbudowywania Breslau. Do jasnej ciasnej, przecież to nie ja ani moi rodzice, ani rodzice moich kolegów nie zburzyli tego miasta. Zburzyli je dawni mieszkańcy oraz ci, którym wypowiedzieli wojnę. A na wojnie tak już bywa. Czy te wszystkie Neptuny, Hale Stulecia to ma być jakiś kolejny gender? To teraz takie modne słowo, które obrazuje to, co jedni popierają, a inni mocno zwalczają. A w bardzo dużym uproszczeniu chodzi o to, by człowiek nie przechwalał się swoją płcią i do niej też za bardzo nie przywiązywał, bo mu ją kulturowo (na szczęście na razie tylko tak, ufff) można zmienić.

Facet może sobie przecież włożyć sukienkę i przykleić tipsy, a kobieta zapuścić wąsy, że o brodzie nie wspomnę. Jak gender to gender. Że za duży skrót? Ale o to mniej więcej chodzi. I niektórzy próbują tak samo w przypadku naszego regionu czy jego stolicy. Niby Wrocław, ale gdzieś trochę Breslau. Szanowni, na polskich mapach Breslau nie ma już od 69 lat. Jest Wrocław. Ze swoimi fontannami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gender po wrocławsku, czyli jak trudno nam się pogodzić, że Breslau nie istnieje od prawie 70 lat - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska