Do tej pory strażnicy zajmowali tylko taki towar jak ubrania czy obuwie. Z jedzeniem był problem, bo to produkty szybko psujące się. Strażnicy nie mieli co z nimi zrobić, bo zabrany towar musi czekać w nienaruszonym stanie aż do orzeczenia sądu. Trwa to ok. miesiąca. Jeśli sąd przyzna rację handlarzowi – towar musi do niego wrócić. W przypadku jedzenia byłoby to niewykonalne. Wtedy właściciel towaru mógłby np. pozwać strażników o zwrot pieniędzy za straty, które poniósł.
Dlatego wrocławscy strażnicy znaleźli inny sposób. Planują zajmować sprzedawany na ulicy towar, a następnie od razu sprzedawać go legalnym handlarzom po cenach hurtowych. Pieniądze ze sprzedaży mają trafiać do sądowego depozytu. Gdyby kupiec, któremu zarekwirowano towar, wygrał sprawę, dostałby pieniądze czekające w depozycie. Podobne rozwiązanie wprowadzono już rok temu w Łodzi.
Strażnicy podkreślają, że nie chodzi im o gnębienie przysłowiowych „babć z pietruszką”, tylko osób prowadzących na chodnikach prawie hurtowy handel, którzy z ulicznej sprzedaży uczynili biznes życia. A takich we Wrocławiu nie brakuje.
Pozostaje jeszcze kilka niewiadomych. Na przykład kto od strażników towar odkupi? Wiele wskazuje na to, że chętnych nie będzie brakować, bo strażnicy wejdą w sojusz z legalnymi sprzedawcami, którym nie w smak jest nieuczciwa konkurencja. Strażnicy czekają jeszcze na opinię biegłych, czy taki system na pewno jest zgodny z prawem i czy strażnicy mogą np. sprzedawać żywność nieznanego pochodzenia. Odpowiedź z sądu ma pojawić się jeszcze w tym miesiącu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?