Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spalarnie śmieci - Niemcy mają ich siedemdziesiąt (ZDJĘCIA)

Bartosz Józefiak
Do obsługi instalacji Rothensee wystarczy tylko dziewięć osób, większość pracy wykonują automaty i komputery
Do obsługi instalacji Rothensee wystarczy tylko dziewięć osób, większość pracy wykonują automaty i komputery Bartosz Józefiak
U naszych sąsiadów, w Niemczech, znajdziemy ok. 70 spalarni śmieci. W Polsce jest jedna, w Warszawie. Ale tylko na razie, bo takie instalacje budowane są już w Poznaniu, Krakowie i Gdańsku, a przymierzają się Łódź i Szczecin. Na Dolnym Śląsku spalarnia jeszcze nie powstała, choć w wojewódzkim planie gospodarowania odpadami budowę jednej przewidziano w okolicach Legnicy, a drugiej - koło Wrocławia.

Spalarnie mają tyle samo zwolenników, co przeciwników, którzy przerzucają się argumentami z ekonomii i ochrony środowiska. Jednak nowe unijne normy zmuszają Dolny Śląsk do pilnej odpowiedzi na pytanie: budować czy nie budować?

Ma być taniej - za wszystko
Jedną z trzech największych spalarni w Europie postawiono na przedmieściach Magdeburga w Niemczech. Instalacja Rothensee kosztowała 250 mln euro i może przyjąć rocznie 650 tys. ton odpadów (dla porównania: cały Dolny Śląsk wytwarza rocznie ok. miliona ton śmieci). Zwożone są one ciężarówkami (a także drogą wodną i kolejową) z Magdeburga i sąsiednich gmin. Trafiają tam śmieci zmieszane z domów oraz resztki z punktów recyklingu, które nie nadawały się już do odzysku.

Śmieci zrzucane są do bunkra. Tam wielki chwytak o pojemności 5 ton przesypuje je na ruchomą taśmę. W komorze spalania płoną w temperaturze ok. 1000 stopni. Energia wytworzona w procesie zamieniana jest na ciepło i prąd. Niedopalone resztki to żużel, który jest wykorzystywany m.in. w budownictwie. Instalacja wyposażona jest w wielki system urządzeń do oczyszczania spalin, by mogła spełniać wyśrubowane unijne normy.

Podyskutuj: Spalarnia śmieci we Wrocławiu. Gdzie może powstać? (ZDJĘCIA)

Instalacja Rothensee dostarcza ciepło do 44 tys. domów w Magdeburgu, a także prąd do 40 tys. gospodarstw. Prąd może być także sprzedawany z zyskiem na giełdzie energetycznej. Spalarnia musi pracować całą dobę, by móc wytwarzać ciepło i prąd. Dlatego tak ważne jest, by miała zapewnione regularny transport odpadów. Zatrudnionych jest tam ok. 80 pracowników, ale do obsługi spalarni wystarczy tylko 9.

- To tani sposób na utylizację odpadów. Dodatkowo mieszkańcy dostają ciepło i prąd po dobrych cenach. A zakład płaci podatki, więc gmina się bogaci - przekonuje Ralf Oesterhoff, dyrektor instalacji w Rothensee.
Legnica prekursorem
Zwolennicy spalarni wskazują na jeszcze jeden ważny argument: ostre unijne dyrektywy. Zgodnie z nimi do 2016 roku nie będzie można składować odpadów wysokoenergetycznych (np. plastiku i papieru). Inaczej Polska zapłaci kary, które rząd na pewno przerzuci na samorządy. A śmieci nie można podrzucać sąsiadom, na przykład do spalarni w Poznaniu. Dziś polskie prawo nie pozwala na ich przepływ między województwami. Poza tym koszty takiego transportu wywindowałyby ceny odbioru śmieci pod sufit. Dlatego m.in. pomysł budowy spalarni lansowany jest przez urząd marszałkowski.

- To ekologiczne rozwiązanie, które pozwoli nam pozbyć się hałd śmieci. Choć oczywiście unijne dyrektywy nie są tu bez znaczenia - mówi Włodzimierz Chlebosz, członek zarządu województwa dolnośląskiego.

Najpoważniej rozważana jest lokalizacja legnicka. Firma EEW podobną instalację jak w Magdeburgu chce stawiać na terenie tamtejszej centralnej ciepłowni. Koszt budowy to ok. 350 mln zł. Gmina nie płaciłaby za nią ani grosza. Inwestorem ma zostać Energetyka, czyli spółka-córka Polskiej Miedzi. Legnicka spalarnia mogłaby przyjmować ok. 140 tys. ton odpadów rocznie. Produkowałaby też prąd i ciepło dla 1/3 mieszkańców Legnicy. Miasto musiałoby jednak zapewnić dostawę śmieci.
Bronisław Rybka, wiceprezes Energetyki, nie ma wątpliwości, że inwestycja się opłaci.

- W Niemczech instalacje przetwarzania odpadów, takie jak te, które teraz działają u nas, padły jedna po drugiej. Gminom bardziej opłacało się zawieść śmieci do spalarni - tłumaczy.- Legnica jest w wyjątkowej sytuacji, bo znalazł się prywatny inwestor, który jest gotowy wyłożyć swoje pieniądze.

- Jesteśmy po rozmowach, ale decyzje jeszcze nie zapadły. Musimy sprawdzić, jak wyjdziemy na tym finansowo. Nie wiemy też, ile kosztowałoby ciepło i prąd ze spalarni - tłumaczy wiceprezydent Legnicy Jadwiga Zienkiewicz.

Na północy województwa w grę wchodzą dwie lokalizacje - w Brzegu Dolnym i ewentualnie we Wrocławiu.

Ekologiczna spalarnia to mit

Ekolodzy nie podzielają optymizmu inwestorów. - Spalarnie śmieci to rozwiązanie dla bogatych leniuchów - takich, którzy mają pieniądze i nie chce im się segregować śmieci - mówi Radosław Gawlik, wrocławski ekolog, współtwórca partii Zieloni 2004.
Twierdzi, że historie o spalarniach przyjaznych środowisku są przesadzone.
- Nawet zakłady spełniające wszystkie normy produkują spaliny. Nie ma czystego spalania, to mit. Po spalaniu śmieci pozostają zanieczyszczenia gazowe i żużel. Poza tym co pewien czas trzeba wymieniać filtry, na których zatrzymują się metale ciężkie. Takie filtry muszą być zabetonowane, bo stają się materiałami wysokotrującymi, niemal jak odpady nuklearne - wyjaśnia Gawlik.
Zdaniem ekologa lepiej byłoby, gdyby samorządy postawiły na edukację ekologiczną i lepszą segregację. Bo im więcej śmieci trafia do recyklingu, tym mniej pozostaje odpadów zmieszanych do spalenia.

- W krajach skandynawskich z segregacji odzyskuje się 90 procent śmieci. We Wrocławiu to tylko kilka procent. Tu jest ogromna luka do zapełnienia i na tym należy się najpierw skupić - dodaje lider Zielonych.

Własnej spalarni nie chcą też władze Wrocławia.
- Teraz mamy trzy instalacje przetwarzania odpadów. Z firmami wywożącymi śmieci mamy podpisane umowy na ponad trzy lata i na razie nie planujemy zmian - tłumaczy Andrzej Wąsik, dyrektor wydziału środowiska i rolnictwa w magistracie.

Według niego, miasto nie musi martwić się o unijne kary, bo z odpadów już teraz w regionalnych instalacjach produkuje się paliwo alternatywne. A to może być sprzedawane i przewożone, np. do Niemiec. Wskazuje też, że Wrocław nie miałby co zrobić z prądem i ciepłem wyprodukowanym w spalarni. - Obecnie mamy nadwyżkę ciepła, a możliwe, że powstanie kolejna ciepłownia na Obornickiej - wyjaśnia dyrektor.

Dodaje, że Wrocławia dziś nie stać na ryzyko budowy spalarni za 600 milionów zł. W końcu nie opadł jeszcze kurz po wielkiej rewolucji śmieciowej. Nieznane są do końca jej skutki ani nawet to, ile osób w mieście segreguje śmieci.
- Najpierw zobaczmy, jak pomysł ze spalarnią sprawdzi się np. w Poznaniu. Potem wyciągniemy wnioski dla siebie - mówi Andrzej Wąsik.

Problem w tym, że nawet jeśli budowy spalarni wystartują, to i tak na zakończenie inwestycji potrzeba siedmiu lat. Nie ma więc żadnych szans, żeby zdążyć przed rokiem 2016.

Dolny Śląsk i tak musi więc szybko znaleźć inny pomysł na pozbycie się składowisk odpadów. Czasu na to jest już bowiem bardzo mało.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska