Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RODZINA ŚLĄSKA. Śpiewok: W szatni zawsze ktoś się przepychał. My potem szliśmy za sobą w ogień

Jakub Guder
fot. Kibice Razem
- To normalne, że piłkarze posprzeczają się w szatni - uważa Paweł Śpiewok, członek drużyny, która w 1964 wywalczyła dla Śląska I ligę.

Jak to się stało, że został Pan piłkarzem Śląska Wrocław?
Trafiłem do tej drużyny przypadkowo. Z Górnikiem Katowice byłem mistrzem Polski w... hokeju na lodzie. To była wtedy jedna z najlepszych ekip w Polsce. W tym samym czasie grałem też w III lidze w piłkę. Klub mi pomagał,bo na Śląsku była bieda. Ojca w czasie wojny wywieźli do Niemiec i tam zginął. Została nas piątka rodzeństwa. Na początku miałem trafić do koszar do Warszawy, ale ostatecznie przywieźli mnie tutaj i zostałem. Zamiast jeździć na łyżwach, zacząłem grać w piłkę. Potem podpowiadałem we Wrocławiu, kogo warto z Górnego Śląska tu ściągnąć.

Jak Pan wspomina drużynę, która w czerwcu 1964 roku wywalczyła pierwszy, historyczny awans do pierwszej ligi?
Przede wszystkim mieliśmy kapitalną atmosferę. Jak wszyscy szli do kawiarni, to nikt się nie wyłamywał. Zawsze były takie "posiedzenia". A za wejście do pierwszej ligi dostaliśmy po 1000 zł i jakiś talon.

Jakiś czas temu z szatni Śląska Wrocław wyciekła informacja, że po meczu pobiło się dwóch piłkarzy. U was też dochodziło do takich ostrych różnic zdań?
Zawodnicy się poprzepychali - co w tym takiego? Od zawsze tak się zdarzało. W naszej szatni dochodziło do podobnych zdarzeń. Najważniejsze było jednak to, że i tak jeden za drugim skoczyłby w ogień. Gdy wychodziliśmy na boisko, to była walka. No i tłumy kibiców - na Oporowskiej czy Stadionie Olimpijskim. Nawet jak człowiek odniósł czasem kontuzję, to owijał nogę i grał dalej. Do tego jeszcze trener Władysław Giergiel, który nas prowadził i był jak ojciec. Treningi to nie wszystko. Ważna jest atmosfera. To tak trochę jak z naszą reprezentacją - jest dwudziestu zawodników i trzeba zrobić dobry klimat. Dopiero wtedy można osiągać korzystne wyniki. To istotny element. Dlatego media nie powinny tak mocno rozgłaśniać takich wydarzeń, bo to psuje nastroje wokół drużyny.

Po awansie drużyna niejako naznaczyła na swojego trenera Władysława Żmudę, który był przecież waszym rówieśnikiem i kolegą z boiska.
Nazwaliśmy go "profesor". Kształcił się w tym kierunku. No i mówił nam, co mamy robić.

Rozmawiamy przy okazji spotkania byłych piłkarzy Śląska. To ciekawa inicjatywa.
Takie spotkania powinny być organizowane częściej, bo to tradycja klubu. Dzięki niej może łatwiej będzie znaleźć sponsora albo pomóc byłym piłkarzom, bo wielu z nich tej pomocy potrzebuje. Ja już dziś niewiele mogę zrobić, bo jestem najstarszy (rocznik 1940 - przyp. JG). Do Śląska przyszedłem jako pierwszy z tej grupy.

Pan wciąż śledzi wszystkie mecze Śląska?
Nawet meczu oldbojów nie odpuszczę.

Czego - jako kibic - życzyłby Pan dzisiaj Śląskowi Wrocław?
Żeby utrzymał formę z ostatnich sezonów. Uważam tylko, że popełniają jeden błąd: nie stawiają na młodzież. Może czasem warto zamiast na obcokrajowca postawić na juniora. Kiedyś WKS miał świetnych młodzieżowców: Tarasiewicz, Sybis, Prusik. Teraz jest właściwie tylko Przybylski, który wchodzi na kilka minut.

Rozmawiał Jakub Guder

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: RODZINA ŚLĄSKA. Śpiewok: W szatni zawsze ktoś się przepychał. My potem szliśmy za sobą w ogień - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska