Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słów cięcie-gięcie, czyli "Jaja" od kuchni

Andrzej Górny
Karykatura Andrzeja Górnego, autorstwa Mirka Kuźmy, była jedną z nagród w mistrzostwach Dolnego Śląska w rozwiązywaniu "Jaj" Grubego, rozegranych w Kamiennej Górze
Karykatura Andrzeja Górnego, autorstwa Mirka Kuźmy, była jedną z nagród w mistrzostwach Dolnego Śląska w rozwiązywaniu "Jaj" Grubego, rozegranych w Kamiennej Górze Reprodukcja: Michał Pawlik
O blaskach i cieniach sławy, mścicielach i wrogach oraz o kulisach powstania kultowej krzyżówki "Polski-Gazety Wrocławskiej" opowiada pomysłodawca i autor "Jaj Grubego" od wielu, wielu, wielu lat - Andrzej Górny.

Jako osobnik jeszcze niepełnoletni trafiłem w tygodniku "Przekrój" na niesamowitą krzyżówkę i przywiązałem się do niej na długo. Niektóre hasła były tak przewrotnie albo dowcipnie zaszyfrowane, że wiedza podręcznikowa ani nawet encyklopedyczna nie zdawała się na nic; trzeba było kombinować lewą nogą przez prawe ramię, albo jeszcze bardziej zawile. Do dziś pamiętam swoje katusze przy określeniu "specjalista od kółek"- ze trzy dni zajęło mi znalezienie odpowiedzi, która brzmiała "cyrkiel".

Od tamtej pory podczas lektury każdej książki, a pochłaniałem ich co roku sterty, wyczulony byłem na wszelkie gry słowne, cięte aluzje, wieloznaczności i tym podobne zabiegi wystawiające umysł na próbę. A było z czego wybierać, bo autorów ceniących dobry żart i soczystą anegdotę nigdy u nas nie brakowało.

Od Tuwima i Słonimskiego dowiedziałem się, że "Traviata" to opera, której akcja toczy się na pastwisku, pilot Meissner wymyślił podczas startu, że jego pozostawiony na ziemi pies jest właśnie świadkiem wniebowstąpienia pańskiego, a jeden z rycerzy-robotów Lema używa rodowego zawołania bojowego "awruk", co czytelnik przywykły do antycenzorskich szyfrów od razu czytał od tyłu.

Później, podczas pracy w redakcji, sporo skorzystałem od kolegów dziennikarzy, bo wielu z nich wyćwiczyło się w przewrotnym i aluzyjnym dowcipie, aby choć w ten sposób złagodzić skutki ustrojowego kagańca. Któryś z nich pobożne życzenie towarzysza Gierka, aby Polacy żyli dostatniej, przerobił na - dostali żytniej. Nikt się specjalnie na to świętokradztwo nie obruszał, bo, co tu ukrywać, za kołnierz się wówczas nie wylewało.

Przymrużenie oka
W latach osiemdziesiątych przybył do redakcji młody człowiek i zaoferował nietuzinkową krzyżówkę. Było w niej i coś z tej dawnej "Przekrojowej", i całkiem nowe pomysły autora. Widać trafił na odpowiedniego redaktora, z tych, co to czują bluesa, bo odtąd w sobotnich wydaniach ukazywała się "Krzyżówka z przymrużeniem oka" podpisana pseudonimem X. Patok.

W drukarni na Piotra Skargi, w której powstawała gazeta, jeszcze przed jej oddaniem do druku zecerzy, dyżurni redaktorzy, korekta i obsada dalekopisów wyrywali sobie świeże odbitki strony z Patokiem. Tworzyły się rywalizujące pary i większe grupy współzawodników - kto pierwszy odgadnie wszystkie hasła. Także wśród czytelników zyskała krzyżówka wielu fanów. Trwało to kilka lat, aż autor założył własną gazetę szaradziarską i nie miał już czasu na współpracę z naszym tytułem.
Powstała luka, bo wielu odbiorców przywykło do tej formy rozrywki, więc kierownictwo zaczęło się rozglądać za następcą. Nieśmiało zadeklarowałem, że mógłbym spróbować i, z braku laku, zostałem zaklepany.

Jakiś czas produkowałem pod starym tytułem "Z przy-mrużeniem oka", ale gdy krzyżówka na nowo ugruntowała swoją pozycję, a wreszcie została przeniesiona z soboty do piątkowego Magazynu, redaktorowie Iwona Zielińska i Krzysiek Kucharski uznali, że czas na zmianę tytułu - musi być bardziej osobisty i wyrazisty. Nie jestem pewien, ale chyba mój kumpel Kucharek uszczęśliwił mnie "Jajami Grubego", który to nagłówek przyjąłem niechętnie, jako że nie każdy lubi, gdy mu wypominają niewielką nadwagę, ale cóż było robić, przegłosowali mnie.

Fani i recenzenci
Przez minione 19 czy 20 lat (nie zdążyłem sprawdzić) "Jaja" dorobiły się wielu zwolenników, ale czy zbierze ich się kilkanaście czy więcej tysięcy, nie sposób wyliczyć. Początkowo autor był anonimowy, znany tylko jako Gruby, i do redakcji, jeszcze na Podwalu, przybywało sporo interesantów, z przewagą interesantek, żądnych obejrzenia faceta, który ma tak pokrętny sposób myślenia, a w dodatku zaraził nim innych, wmawiając, że to świetna zabawa.
Za sławą nie tęsknię, więc niejednokrotnie informowałem takich ciekawych, że pan Gruby wyszedł do prokuratury, albo że jest w terenie. Teraz trudniej mnie znaleźć, choć bywa, że rozpozna mnie taksówkarz podjeżdżający pod Millenium Tower, lekarz w przychodni, fryzjer czy sprzedawczyni w kiosku.

Razu pewnego udałem się do restauracji hotelu Monopol na spotkanie ze znajomym, który się spóźniał. Zachciało mi się palić i wyszedłem na zewnątrz, choć lało. Po chwili wyszli za mną pan i pani w służbowych uniformach i zaczęli mnie ciągnąć do środka.
- Panie Andrzeju, proszę sobie usiąść, tu jest popielniczka, po co ma pan moknąć na dworze. Pierwszy raz ludzi na oczy widziałem, ale wszystko stało się jasne, gdy któreś zapytało:
- Czy jutrzejsze "Jaja" będą bardzo trudne? Okazało się, że krzyżówką pasjonuje się większość obsady hotelowej recepcji.

Są i tacy jajcarze, którzy wyłapują wszelkie błędy. Wytykają mi, jeśli miasto włoskie pomylę z francuskim albo opuszczę literę w stanowiącym hasło główne nazwisku artysty.

Mściciele i wrogowie
Czasem ktoś, głównie studenci, ale nie tylko, unosi się ambicją i przysyła mi krzyżówkę własnej produkcji wzorowaną na "Jajach". Niektórzy piszą, że to ich zemsta za ból głowy, którego się nabawili podczas rozwiązywania, niech więc teraz ja się pomęczę.
Jakiś wyjątkowo zajadły wróg nadesłał sporo jajcarskich haseł, obraźliwych wobec "Jaj" i autora.

Nowe drogi?

Kilka lat temu Dom Kultury w Kamiennej Górze zorganizował dolnośląskie mistrzostwa w rozwiązywaniu "Jaj". Znaleziono sponsorów, którzy sypnęli nagrodami, dołożyła swoje redakcja. Zgłosiło się ponad dwieście osób z różnych okolic Dolnego Śląska, ale na miejsce, z powodu problemów komunikacyjnych i innych dotarło tylko sto kilkadziesiąt.

Niektóre określenia nie były odczytywane przez prowadzącego, bo hasło należało odgadnąć na podstawie scenek odgrywanych przez kamiennogórskich licealistów. Wychodziła np. przed publiczność urodziwa panienka, a prowadzący szeptał jej coś do ucha. Dziewczyna zdejmowała jedną część garderoby, rzucała na ziemię i kilkakrotnie kopała. Prowadzący pytał uczestników:
- Jakie polecenie wydałem tej pani? Większość (ostatecznie przybyły same wygi) odgadła, że hasło brzmi "Kopciuszek" (kop ciuszek).

Sporządziłem później kilka scenariuszy z takimi "żywymi" hasłami, ale żadna ze stacji telewizyjnych, do których wysłałem ofertę, nie wyraziła zainteresowania.
Trudno, świetnie, teraz jest czas tańców z gwizdami i łamańców na lodzie, śpiewających Elektrod i burz ćwierćmózgów.

Nie wątpię jednak, że myślenie wciąż ma przyszłość i ta tendencja kiedyś wróci do łask.
Tymczasem ja i moi łaskawi odbiorcy jeszcze trochę sobie umysły pogimnastykujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska