Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Miodek wspomina zmarłego Gerarda Cieślika

Jan Miodek
Gerard Cieślik, legendarny piłkarz Ruchu Chorzów
Gerard Cieślik, legendarny piłkarz Ruchu Chorzów fot. arc
Pogrzeb jednego z najlepszych polskich piłkarzy - Gerarda Cieślika, odbędzie się w piątek o godz. 11 w Chorzowie. Przypomnijmy, że legendarny piłkarz Ruchu Chorzów zmarł w ostatnią niedzielę w chorzowskim szpitalu, w wieku 86 lat. Bardzo osobiste wspomnienie Pana Gerarda wysłał do naszej redakcji prof. Jan Miodek.

Młodszym pokoleniom trudno sobie nawet wyobrazić, czym dla nas, roczników tużpowojennych, był Gerard Cieślik. Trawestując tytuł znanej ksiązki Krzysztofa Teodora Toeplitza Mieszkańcy masowej wyobraźni, można powiedzieć, że był największym bohaterem tejże masowej wyobraźni, i to bohaterem bezkonkurencyjnym, bo przecież futbol to od zawsze najpopularniejsza dyscyplina sportu, a i konkurentów zbyt wielu w tamtych latach chorzowianim nie miał. „Pan był dla nas Bogiem!” – wykrzyknął kiedyś do Cieślika... ksiądz prałat Kurzaj, duszpasterz Polaków w Teksasie, rodem z podkędzierzyńskich Sławięcic.
Zwieńczeniem, ukoronowaniem tejże popularności były dwie bramki napastnika Ruchu strzelone Lwowi Jaszynowi w pamiętnym meczu ze Związkiem Radzieckim na Stadionie Śląskim 20 października 1957. Na taką ogólnonarodową euforię trzeba było czekać do 16 października roku 1978, kiedy to Karol Wojtyła został wybrany na papieża.
Co więc czuję w tych dniach, trudno nawet opisać. A mój stan ducha w niedzielę, kiedy dowiedzieliśmy się o Jego śmierci, empatycznie odebrał mój starszy, ośmioletni wnuczek, bo gdy mi tę smutną wiadomość telefonicznie przekazywał, po prostu się rozpłakał.
A ja tyle mu zdążyłem o Panu Gerardzie naopowiadać! O pierwszym naszym spotkaniu w roku 1953, kiedy miałem siedem lat, w tarnogórskim „Sedlaczku”, gdzie Go mój Tata wypatrzył i do stolika, przy którym siedział, podprowadził, a ja – oczywiście – z wrażenia zaniemówiłem i w ogóle nogi mi odjęło. O moim krakowskim benefisie w Teatrze Stu w roku 1998, w czasie którego z Panem Gerardem główkowaliśmy, a taśmy telewizyjne i aparaty fotograficzne to utrwaliły! O wspólnych chwilach w czasie gwarowego konkursu „Pogodomy po naszymu”, o wspólnym rozdawaniu autografów w różnych miejscach na Śląsku. Zawsze w takich chwilach ogarniała mnie refleksja: czy ja mogłem przypuszczać, że kiedyś z Gerardem Cieślikiem – razem, w takich okolicznościach?! Że będę miał zaszczyt napisania słowa wstępnego do książki o Nim autorstwa Rafała Zaremby?
Żeby ten nieuchronnie trochę patetyczny nastrój rozładować, a był Pan Gerard człowiekiem niezwykle pogodnym, opowiem zdarzenie sprzed lat – z meczu Ruchu z Legią, któryśmy wspólnie oglądali. Już po pierwszych 45 minutach Ruch przegrywał dwa do zera. W przerwie – w kawiarence klubowej – pan Gerard mówi z nadzieją: „Może jeszcze wyrównamy?”. A ja Mu na to z całą szczerością: „Nie wyrównamy, bo dziś nad ranem mi się śniło, że dostaniemy cztery zero!”. W drugiej połowie Legia strzeliła jeszcze...dwie bramki. Co On wtedy o mnie pomyślał??!!
Kończąc zaś ten wspomnieniowy szkic, sięgnę do przywołanego tutaj wstępu do książki o Gerardzie Cieśliku, a mówiąc ściślej – do jego zakończenia. Przytoczyłem tam słowa Kazimierza Kutza, z którymi się całkowicie utożsamiałem. Teraz zamienię tylko – niestety – czas teraźniejszy na przeszły: „Był Pan, Panie Gerardzie, takim człowiekiem, już dzisiaj bardzo rzadkim, że jak się z Panem rozmawiało, jak się na Pana patrzyło i myślało o tym, co Pan mówił, to łatwiej było znosić życie, wszystko nabierało nagle lepszego sensu. Był Pan jak dobre lekarstwo na całe to współczesne zdziczenie, nie tylko w piłce. Był Pan wspaniałym człowiekiem, Panie Gerardzie!”.
JAN MIODEK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska