Pewnie już każdy zauważył, że film pod tym tytułem robi w Polsce furorę. Wprawdzie w jego (filmu) tytule „prawda” obywała się bez cudzysłowu, ale przecież nie o to chodzi. Zresztą niewielu film widziało, a jeżeli nawet widziało, to nie pamięta, że policja podsłuchiwała i nagrywała złodzieja, który akurat wyszedł z więzienia, ale fachu nie chciał rzucić, co i tak dla naszego opowiadania jest bez znaczenia. Wystarczy sam tytuł.
Jeden z moich przyjaciół, skądinąd wierny czytelnik, więc niniejszym go pozdrawiam, od jakiegoś czasu robi mi wyrzuty, że nie piszę o polityce. A przecież tyle się dzieje. Tyle spraw do opisania, skomentowania i „wyciągnięcia wniosków na przyszłość”, żeby się nie powtórzyło.
Najspokojniej jak potrafię, odpowiadam mu, że polityka, zwłaszcza w naszym zaściankowym wymiarze na tyle mi obmierzła, że nawet najskromniejsze poświęcenie jej minimalnej choćby uwagi obraża moją inteligencję, że nie wspomnę o inteligencji przyjaciela. Ale on ciągle wierzy, choć nie bardzo wiem w co.
Żeby jednak dać mu choćby namiastkę satysfakcji, zapytałem go, jakim narzędziem najchętniej posługują się politycy. „Ty – powiadam – obracasz nieustająco skalpelem, ja tłukę w klawiaturę komputera. A polityk?”.
Zgadł, oczywiście. Najważniejszym narzędziem każdego polityka jest dyktafon. Tak jak w każdym współczesnym filmie czy serialu głównym bohaterem jest komórka, tak nieodzownym atrybutem polityka stał się dyktafon. Co bardziej rozgarnięci politycy (bywają i tacy) potrafią nawet uruchomić ukrytą kamerę. A potem? Jak to, co potem?
W 1969 roku odwiedził Wrocław sławny offowy teatr „Bread and Puppet”. Teatr chleba i lalki. Przyjechał z przedstawieniem „Wołanie ludu o mięso”. Niewielu spektakl widziało, niewielu wie, co się działo na scenie (i nie tylko), ale tytuł wbił się w pamięć. Dziennikarzom przede wszystkim. Bo oni doskonale wiedzą, czego pragnie lud. Lud woła o mię-so. A najlepsze „mięso” jest na „taśmach prawdy”. I do tych taśm należy dotrzeć. I dziennikarze, którzy kiedyś nagrywali sami, dziś „docierają”. Mróz, tajga, minus 60 stopni, a oni na golasa przez żyto i patrzą, a na wycieraczce leży kolejna „taśma prawdy”. Hurra, jest mięso! Można rzucić ludowi.
I rzucają, choć doskonale wiedzą, że nie jest to mięso „pierwszej świeżości”. Ani nawet drugiej czy trzeciej. Bo to zwyczajna padlina. Skoro jednak lud tę padlinę łyknął (w końcu od czego są polepszacze, utrwalacze i inne detergenty zamieniające ścierwo w wołowinę Kobe za 3000 dolarów/kilogram), należy mu się repeta. Więc znowu mróz, tajga, żyto i wycieraczka. I coraz więcej polepszaczy, bo im dalej w tajgę, tym nawet jakość padliny jest gorsza.
Oto dlaczego obmierzła mi polityka i, jak widać, pisanie o niej. Bo dlaczego pisać o czymś, co budzi niechęć albo, co gorsza, wręcz wstręt.
Znalazłem w internecie anegdotę o „tropicielu prasy socjalistycznej, szefie żandarmów Orłowie”, którą przed wojną przytaczał Józef Piłsudski.
Wysyłając agenta do Niemiec, Orłow wydał mu polecenie służbowe: „Gdy będziesz pan w Norymberdze, zajdź pan pod pomnik Gutenberga i pluń mu pan ode mnie w oczy”.
Pomnik Edisona stoi w Detroit.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?