Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RODZINA ŚLĄSKA. Karciana gra z Oporowskiej

Jakub Guder
Andrzej Ignyś ze swoją grą przed bramą stadionu na Oporowskiej - to u powstała, 50 lat temu
Andrzej Ignyś ze swoją grą przed bramą stadionu na Oporowskiej - to u powstała, 50 lat temu fot. JG
Jako 10-letni chłopak jadał na stołówkach, na których pojawiali się czołowi zawodnicy różnych sekcji Śląska Wrocław. Potem niektórzy przychodzili do niego słuchać muzyki. Pamięta wspaniały rok 1977, w którym po złoto sięgnęli piłkarze, koszykarze i szczypiorniści Śląska. Mimo że przeniósł się do Warszawy, to nigdy nie był na meczu Legii. Chyba że na Łazienkowską przyjeżdżał WKS.

Andrzej Ignyś do Wrocławia przeniósł się z mamą w 1961 roku. - Miałem 10 lat, a ona dostała pracę w gastronomii w Śląskim Okręgu Wojskowym. Chodziłem na stołówki przy ul. Pretficza czy do kasyna wojskowego przy Hallera. Tam spotykałem sportowców - wspomina.

Na pierwszy mecz piłkarskie-go Śląska poszedł tuż po przyjeździe na Dolny Śląsk. - Chodziliśmy z chłopakami sami. Stawaliśmy przed bramami stadionu na Oporowskiej i pytaliśmy starszych osób, czy nas nie wprowadzą za darmo. Wtedy taki był zwyczaj - wspomina. Jak pamięta, zawsze olbrzymia mobilizacja była na spotkania z Lechem, Górnikiem, Wisłą czy Legią. Był też na pamiętnym meczu z Liverpoolem w Pucharze UEFA w 1975 roku. - Z tych czasów pamiętam, że Śląsk zawsze miał dobrych bramkarzy. Nie miał za to szczęścia do napastników. Z wyjątkiem Janusza Sybisa i Ryszarda Tarasiewicza. Ten pierwszy to był taki nasz Messi. Do Wrocławia przyjeżdżali najlepsi polscy obrońcy - Oślizło, Gorgoń, Musiał - a on robił z nich wiatraki - uśmiecha się. Z tamtego okresu wspomina jeszcze wielkie okulary trenera Żmudy.

- Na stadion przychodziliśmy dwie godziny przed meczem, żeby zająć dobre miejsca. Nudziliśmy się, więc brat wymyślił karcianą grę... w piłkę nożną. Używaliśmy przy tym 52-kartowej talii do brydża - opowiada.

W 1979 roku Andrzej Ignyś przeprowadził się do Warszawy. Na Legię nigdy jednak nie chodził. - Jeśli za młodu utożsamisz się z jakąś drużyną, to trudno to zmienić. Dlatego w stolicy w gazetach wciąż śledziłem wyniki WKS-u - mówi. O swojej karcianej grze trochę zapomniał. Potem kupił na Stadionie Dziesięciolecia talię zwykłych kart z wizerunkami piłkarzy. To sprawiło, że postanowił kogoś zainteresować grą, która powstała 30 lat wcześniej na stadionie przy Oporowskiej. Udało mu się opatentować pomysł, a w 2002 (na MŚ w Korei i Japonii) karty ukazały się wraz z tygodnikiem "Piłka Nożna". Były na nich wizerunki piłkarzy kadry Engela. Łatwe to nie było, bo Zbigniew Boniek (wówczas odpowiedzialny za marketing w PZPN) powiedział, że za prawa do wizerunku zawodników trzeba zapłacić 200 tys. USD. To były za duże pieniądze.

W 2010 roku Andrzej Ignyś wrócił do Wrocławia. Marzy mu się, by grę wydać jeszcze raz. - Może ze zdjęciami piłkarzy Śląska? - rozmyśla. Póki co, każdy może spróbować swoich sił w sieci (soccercards.pl; pcfun.pl).
_____________________________________________________

"Rodzina Śląska" to nowa akcja "Gazety Wrocławskiej". W każdy piątek całą stronę będziemy poświęcać tylko wam - kibicom WKS-u. Chcemy prezentować wszystkich kibiców: małych, dużych, starszych, młodszych, całe rodziny, pojedynczych pasjonatów. Jeśli chciałbyś się z nami podzielić swoją historią, napisz lub zadzwoń do nas - na mejle czekamy pod adresem [email protected] (temat "rodzina Śląska"); na telefony pod numerem 71-37-48-199. JG

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: RODZINA ŚLĄSKA. Karciana gra z Oporowskiej - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska