Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia: Belltafel gra mieszczan z Wrocławia

Hanna Wieczorek
Jeszcze niewiele ponad 100 lat temu nieznane były kino, radio, telewizja, o internecie nie mówiąc. Jak więc się bawili i wypoczywali wrocławscy mieszczanie? Między innymi grając w Belltafel. Gra musiała być fascynująca, jeśli w 1865 roku towarzystwo skupiające jej miłośników obchodziło jubileusz 300-lecia. Nie trzeba oczywiście dodawać, że do Towarzystwa kobiety wstępu nie miały.

Belltafel to gra, która w różnych odmianach i pod różnymi nazwami pojawiała się w całych Niemczech. Odmianę, którą uprawiali wrocławscy mieszczanie, znano także w Świdnicy. Część badaczy uważa, że to właśnie stamtąd przywędrowała ona do stolicy Śląska.

– Część badaczy uważa, że Belltafel jest grą, z której wywodzi się dzisiejszy bilard – mówi Bernard Bednorz z Muzeum Architektury we Wrocławiu. – Moim zdaniem to nie do końca prawda. Choćby dlatego, że nie była to gra wyłącznie zręcznościowa jaką jest bilard. Sami członkowie Towarzystwa określali ją jako grę strategiczną. Choć trzeba przyznać, że
wymagała ona dużej zręczności, siły i wieloletnich treningów. Wymagała też wysiłku intelektualnego, gracze musieli jak w szachach nieustannie analizować sytuację i przewidywać co zrobi przeciwnik.

Do uprawiania gry w Belltafel niezbędny było olbrzymi stół – o długości 20 łokci i szerokości 2 stóp pruskich, co w przeliczeniu na jednostki długości układu metrycznego wynosiło około 17 m na 75 cm. Stół był długi. Nie był jednak równy – środek był wydrążony tak, że przypominał spłaszczoną mocno rynnę. Wnętrze owej rynny było zawsze starannie wygładzone grafitem i woskiem.

Do zmagań stawały dwie drużyny liczące co najmniej trzech graczy, a więc grze uczestniczyło minimum sześć osób. Wybierane one były za pomocą rzutu kostką. Dokonywał tego kanclerz – dzisiaj pewnie nazwalibyśmy go sędzią – prowadzący grę. On również losował kolejność, a więc ustalał, która drużyna będzie pierwsza startowała. Drużyny nazywały się partiami. Zawodnicy grali kamieniami – tak nazywano żelazne krążki o wadze, mniej więcej 3 kg

– Nie znamy dokładnych wymiarów i wagi kamieni, możemy tylko je szacować – mówi Bernard Bednorz. – Zadaniem graczy było strącenie wszystkich kamieni przeciwnika do specjalnej szuflady, którą zainstalowano na końcu stołu. Regulamin gry był bardzo szczegółowy i skomplikowany. Wystarczy powiedzieć, że przystępujący do gry musiał swój kamień rzucić tak, by ślizgając się po stole zatrzymał się na tyle daleko, by nie było go dobrze widać. Ale nie za daleko, by nie dać przeciwnikom możliwości strącenia go do szuflady. Następny gracz musiał zdecydować czy próbuje strącić kamień przeciwnika czy też pchnąć swój tak, by znajdował się jak najdalej, żeby drużyna przeciwna nie mogła pchnąć swojego kamienia jeszcze dalej.

Najwięcej o Belltafel wiemy z lipskiego magazynu ilustrowanego "Die Gartenlaube", w którym ukazał się w roku 1869 duży artykuł na temat Towarzystwa. Tekst ten otwierał cykl poświęcony najbardziej znanym restauracjom w Niemczech. I właśnie w tym magazynie wydrukowano rycinę Adolfa Eltznera. Na tej rycinie widać pośrodku tarczę z informacją o jubileuszu 300-lecia Towarzystwa Belltafel – 1565-1865. Sala do gry w Belltafel (zwana Belltafelspiel) znajdowała się na Kępie Strzeleckiej. Obecnie to jest teren elektrociepłowni i w miejscu stoi tam wielki komin, który do niedawna był najwyższym obiektem w mieście.

Tam właśnie po rozbudowie fortyfikacji miejskich Wrocławia, w XVIII wieku, przeniosły się wrocławskie bractwa strzeleckie, a konkretnie Grossen Schützengesellschaft. Obok strzelnicy zbudowano tam karczmę z bilardem i salą taneczną. W ogrodach zaś ulokowano rossarium. Obowiązkowo znajdował się tam oczywiście reprezentacyjny plac, na którym organizowano uroczystości. Zabudowę Kępy Strzeleckiej zrównano z ziemią w trakcie wojen napoleońskich. W trakcie odbudowy nie tylko dodano tam dom mieszkalny, ale także salę do gry w Belltafel. Do dzisiaj pozostał nam ślad po tym – nazwy ulic, takie jak Ptasia czy Kurkowa.

– Dom towarzystwa składał się z dwóch części, pierwsza wyższa, zwieńczona był sygnaturką – opowiada Bernard Bednorz. – W drugiej, dłuższej na pierwszym piętrze znajdowała się przeszklona z trzech stron sala. Tam właśnie ustawiony był stół do gry. Towarzystwo miało swój własny statut i regulamin gry, który był skrupulatnie przestrzegany i bardzo szanowany. W XIX stuleciu ustalono, że Towarzystwo może sobie liczyć jedynie 66 członków. Z przekazów wynika, że nie zdarzyło się, by ktoś został z niego wykluczony, a więc miejsce właściwie zwalniało się tylko w przypadku śmierci jednego z pełnoprawnych graczy. Ze znanego nam statutu Towarzystwa, pochodzącego z połowy XIX wieku, wynika, że mógł do niego przystąpić jedynie mieszczanin o nieposzlakowanej opinii, potwierdzonej przez kilku innych wrocławian i zanim stał się jego pełnoprawnym członkiem musiał przejść okres trzymiesięcznej próby. Bywał wtedy w Belltafelspiel jako gość, obserwator gry.

Wyboru nowego członka spośród chętnych dokonywała Towarzystwo w drodze głosowania. Oprócz tego w dniu przyjmowania go towarzystwa fundował członkom towarzystwa specjalny poczęstunek w postaci kufla jasnego i piwa i tradycyjnej śląskiej przekąski Fischhäckerle mit Buterbrot, czyli pajdy chleba posmarowanej masłem z filetem ze śledzia. Członkowie płacili abonament i wpisowe, a gości obowiązywała tak zwana pokuta czyli opłata za wstęp.

– Gościnność w Belltafel miała swoje pewne tradycje – mówi Bernard Bednorz. – Goście byli mile widziani w sali gry. Oczywiście nie każdy mógł tam wstąpić, tylko osoba wprowadzona przez członka Towarzystwa. Goście na wstępie częstowani byli ciemnym, lekkim piwem. Beczka z piwem to był niezbędny rekwizyt w czasie gry.

W sali do gry w Belltafel zawsze musiała być pełna beczka piwa. Odgrywało to swoją rolę ponieważ przegrani byli zapisywani na tak zwany Bierschrift czyli rachunek piwny. Wszelkie mocniejsze napoje alkoholowe były zakazane. Członkowie Towarzystwa ściśle przestrzegali obowiązującej tam etykiety. Szczegółowe wytyczne dotyczyły również zachowania się podczas gry. Pewne zachowania były niedozwolone, tak jak na boisku dzisiaj. Nad przebiegiem gry czuwał kanclerz. Sprawdzał on grę czy gracze grają zgodnie z przepisami i czy zgromadzeni na sali zachowują się zgodnie z regulaminem Towarzystwa. Niedozwolona była na przykład dyskusja z kanclerzem oraz komentowanie jego dyskusji. I tak jak dzisiaj w piłce nożnej, gracz za pierwszym razem dostawał ostrzeżenie, a za drugim razem musiał opuścić grę oraz boisko – czyli salę. Surowo zwalczane było używanie przekleństw podczas gry, za stosowanie nieparlamentarnych wyrazów płaciło się karę. Co ciekawe, członkom Towarzystwa, którzy nie grali oraz gościom surowo zabraniano zawierania zakładów.

Pod koniec XIX wieku Belltafel tracił na popularności. Z jednej strony pojawiły się inne rozrywki, z drugiej, rygorystyczny regulamin ograniczał napływ nowych członków. Najstarsi wymierali, w ich miejsce nie było nowych, ponieważ brakowało chętnych lub nie mogli spełnić restrykcyjnych wymogów. Wprowadzono więc nowy regulamin, który dozwalał osobom niestowarzyszonym na grę. Pod koniec XIX wieku, w latach 90. dopuszczono taką możliwość, ze w grze musi uczestniczyć co najmniej dwóch członków towarzystwa. Gra w Belltafel była czasochłonnym zajęciem. W księgach adresowych z początku XX wieku znajduje się zapis, że towarzystwo spotka się codziennie o godzinie 6 po południu w miesiącach letnich. Terminu zamknięcia sali nie określono. O końcu gry decydował kanclerz.

Jeden z zapisów regulaminu mówił, że trzykrotnie uderzał on w gong, co było sygnałem, że trzeba skończyć grę. Mówił przy tym: „Feierabend Meine Herren” co znaczy “Na dzisiaj koniec moi panowie”. W momencie, kiedy padało pierwsze słowo tego zwrotu, wszyscy obecni w sali automatycznie zakładali nakrycia głowy i kierowali się ku wyjściu. Z ksiąg adresowych możemy się dowiedzieć i innych ciekawych szczegółów. Na przykład w roku 1896 szefem Towarzystwa był Jospeh Simonowsky – mistrz kamieniarski mieszkający przy ulicy Ołbińskiej.

Nie znamy dokładnej daty rozwiązania Towarzystwa Belltafel. Wiemy, że po raz ostatni księgi adresowe Wrocławia wspominają o nim w latach 20. ubiegłego stulecia. Natomiast w roku 1910 władze miasta postanowiły uhonorować towarzystwo grające w Belltafel. Nazwę ulicy Rossgasse, w pobliżu której mieściła się sala gry przemianowano na Belltafelstrasse. Jest to dzisiejsza ulica Biskupa Tomasza I.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska