Ruszyła kwalifikacja wojskowa wprowadzona zamiast poboru. Pierwsi młodzi wrocławianie już dostali wezwania przed komisję wojskową. Służba w armii nie jest już wprawdzie obowiązkowe, ale - ponieważ zasadnicza służba wojskowa nie została zniesiona, a tylko zawieszona - armia musi wiedzieć, jakie zdolności fizyczne i psychiczne do czynnej służby mają młodzi ludzie.
Każdy - tak jak miało to miejsce dotąd - otrzyma kategorię, a do ręki książeczkę wojskową. Po 14 dniach, gdy orzeczenie komisji się uprawomocni, dana osoba automatycznie przejdzie do rezerwy. Tym samym mieć będzie uregulowany stosunek do służby wojskowej.
- Do kwalifikacji muszą się stawić mężczyźni urodzeni w 1990 roku - mówi por. Jarosław Kumala, rzecznik Dowództwa Śląskiego Okręgu Wojskowego.
Obowiązek dotyczy też urodzonych w latach 1985-1989, którzy dotąd nie mają określonej zdolności do czynnej służby wojskowej. A także tych, którzy w poprzednich latach zostali uznani za czasowo niezdolnych do służby (kategoria "B"), albo złożyli wnioski o zmianę kategorii, pod warunkiem że nie zostali przeniesieni do rezerwy.
Kwalifikacji podlegają również kobiety urodzone w latach 1981-1990, które w 2009 r. kończą naukę w szkołach medycznych i weterynaryjnych oraz na kierunkach psychologicznych, a także studentki i absolwentki tych szkół i studentki wyższych szkół morskich.
19 000 młodych Dolnoślązaków ma się stawić do wojskowej kwalifikacji.
Wojskowi liczą nie tylko na te panie. Armia otwiera swoje drzwi również dla ochotniczek. Warunek - muszą mieć skończone osiemnaście lat. Ta zmiana podoba się m.in. czterem młodym legniczankom z klasy wojskowej w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 3. Dziewczyny chętnie noszą mundury, uczą się strzelać, poznają tajniki terenoznawstwa i ćwiczą na poligonie.
Paulina Pawlasty śpiewa w zespole, bierze udział w konkursach muzycznych, ale po szkole chce być żołnierzem. Po maturze wybiera się do szkoły lotniczej w Dęblinie.
- Marzę, żeby być pilotem albo mechanikiem lotniczym - mówi Paulina. - Lubię bieganie z karabinem po poligonie, więc cieszę się, że teraz kobiety mają większe szanse na pracę w armii.
Nela Sochacka też nie stroni od męskich zajęć. Chce pracować w wojskach lądowych. Natomiast Daria Dworakowska i Arleta Kędzierska wolą marynarkę wojenną. Dziewczyny przyznają, że gdy idą w mundurach, budzą zainteresowanie.
Zwłaszcza młodzi mężczyźni pytają, po co się pchają tam, gdzie nie muszą.
- Bo jest emancypacja i w niczym nie jesteśmy gorsze od mężczyzn - odpowiada Arleta Kędzierska. - Kobiety mogą być bardzo przydatne w zdominowanym dotąd przez mężczyzn wojsku.
Wojsko przyciąga nie tylko kobiety. Od czasu zawieszenia obowiązkowej służby do wojskowych komend uzupełnień zgłasza się wielu chętnych do pracy w zawodowej armii. Kusi ich przede wszystkim pewne miejsce pracy i niemałe zarobki.
Szeregowy zawodowy żołnierz będzie zarabiał 2050 zł netto, kapral - 2800 zł. Wojsko zapewnia też darmowe wyżywienie, zakwaterowanie, raz w roku przejazd na terenie Polski i co roku tzw. trzynastkę. A wkrótce żonatym żołnierzom wojsko zaoferuje mieszkania.
- Nadal mamy bardzo dużo chętnych - przyznaje por. Jarosław Kumala, rzecznik Dowództwa Śląskiego Okręgu Wojskowego. - Wybieramy najbardziej przydatnych kandydatów.
Potrzeba głównie specjalistów: kierowców samochodów ciężarowych, łącznościowców, operatorów ciężkiego sprzętu.
Od przyszłego wojaka wymaga się wykształcenia przynajmniej na poziomie gimnazjum, dobrego zdrowia i sprawności fizycznej. I nie może mieć więcej niż 30 lat.
Co z abolicją?
Około 15 tysięcy osób, które w ubiegłych latach uchylały się od służby wojskowej, nadal jest poszukiwanych przez prokuraturę.
To decyzja ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy. Ale minister obrony narodowej Bogdan Klich wystąpił do ministra Czumy o zaprzestanie ścigania karnego osób, które dopuściły się przestępstwa uchylania się od służby wojskowej. Na razie jednak bezskutecznie.
Minister sprawiedliwości uważa bowiem, że abolicja jest zawsze aktem nadzwyczajnym ze strony państwa i nie można za takie nadzwyczajne okoliczności uznać stopniowej zmiany modelu służby wojskowej. Minister Czuma odpowiedział też Klichowi, że za abolicją przemawiają jedynie interesy ludzi unikających służby i byłaby to nagroda za aspołeczną postawę. Dlatego zdania nie zmienił.
Indywidualnie
Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu, były minister obrony narodowej o abolicji:
- Każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie. Nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej ani grupowego karania. Z pewnością nie można unikać tematu ludzi uchylających się latami od służby wojskowej. Dyskusja trwa kilka miesięcy i nic konkretnego nie wiadomo, a młodzi ludzie czekają. Będę namawiał szefa sejmowej Komisji Obrony Narodowej, by zmobilizował ministra Klicha, aby ten wreszcie podjął jakąś konkretną decyzję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?