Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojsko znowu nas wzywa. Żeby wysłać do rezerwy

Agata Grzelińska
Daria Dworakowska, Arleta Kędzierska, Nela Sochacka i Paulina Pawlasty chcą związać swoją przyszłość z wojskiem
Daria Dworakowska, Arleta Kędzierska, Nela Sochacka i Paulina Pawlasty chcą związać swoją przyszłość z wojskiem Piotr Krzyżanowski
Na Dolnym Śląsku na nowo rusza pobór. Armia szerzej otwiera drzwi dla kobiet.

Ruszyła kwalifikacja wojskowa wprowadzona zamiast poboru. Pierwsi młodzi wrocławianie już dostali wezwania przed komisję wojskową. Służba w armii nie jest już wprawdzie obowiązkowe, ale - ponieważ zasadnicza służba wojskowa nie została zniesiona, a tylko zawieszona - armia musi wiedzieć, jakie zdolności fizyczne i psychiczne do czynnej służby mają młodzi ludzie.

Każdy - tak jak miało to miejsce dotąd - otrzyma kategorię, a do ręki książeczkę wojskową. Po 14 dniach, gdy orzeczenie komisji się uprawomocni, dana osoba automatycznie przejdzie do rezerwy. Tym samym mieć będzie uregulowany stosunek do służby wojskowej.
- Do kwalifikacji muszą się stawić mężczyźni urodzeni w 1990 roku - mówi por. Jarosław Kumala, rzecznik Dowództwa Śląskiego Okręgu Wojskowego.

Obowiązek dotyczy też urodzonych w latach 1985-1989, którzy dotąd nie mają określonej zdolności do czynnej służby wojskowej. A także tych, którzy w poprzednich latach zostali uznani za czasowo niezdolnych do służby (kategoria "B"), albo złożyli wnioski o zmianę kategorii, pod warunkiem że nie zostali przeniesieni do rezerwy.

Kwalifikacji podlegają również kobiety urodzone w latach 1981-1990, które w 2009 r. kończą naukę w szkołach medycznych i weterynaryjnych oraz na kierunkach psychologicznych, a także studentki i absolwentki tych szkół i studentki wyższych szkół morskich.

19 000 młodych Dolnoślązaków ma się stawić do wojskowej kwalifikacji.

Wojskowi liczą nie tylko na te panie. Armia otwiera swoje drzwi również dla ochotniczek. Warunek - muszą mieć skończone osiemnaście lat. Ta zmiana podoba się m.in. czterem młodym legniczankom z klasy wojskowej w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 3. Dziewczyny chętnie noszą mundury, uczą się strzelać, poznają tajniki terenoznawstwa i ćwiczą na poligonie.

Paulina Pawlasty śpiewa w zespole, bierze udział w konkursach muzycznych, ale po szkole chce być żołnierzem. Po maturze wybiera się do szkoły lotniczej w Dęblinie.
- Marzę, żeby być pilotem albo mechanikiem lotniczym - mówi Paulina. - Lubię bieganie z karabinem po poligonie, więc cieszę się, że teraz kobiety mają większe szanse na pracę w armii.

Nela Sochacka też nie stroni od męskich zajęć. Chce pracować w wojskach lądowych. Natomiast Daria Dworakowska i Arleta Kędzierska wolą marynarkę wojenną. Dziewczyny przyznają, że gdy idą w mundurach, budzą zainteresowanie.
Zwłaszcza młodzi mężczyźni pytają, po co się pchają tam, gdzie nie muszą.
- Bo jest emancypacja i w niczym nie jesteśmy gorsze od mężczyzn - odpowiada Arleta Kędzierska. - Kobiety mogą być bardzo przydatne w zdominowanym dotąd przez mężczyzn wojsku.

Wojsko przyciąga nie tylko kobiety. Od czasu zawieszenia obowiązkowej służby do wojskowych komend uzupełnień zgłasza się wielu chętnych do pracy w zawodowej armii. Kusi ich przede wszystkim pewne miejsce pracy i niemałe zarobki.

Szeregowy zawodowy żołnierz będzie zarabiał 2050 zł netto, kapral - 2800 zł. Wojsko zapewnia też darmowe wyżywienie, zakwaterowanie, raz w roku przejazd na terenie Polski i co roku tzw. trzynastkę. A wkrótce żonatym żołnierzom wojsko zaoferuje mieszkania.
- Nadal mamy bardzo dużo chętnych - przyznaje por. Jarosław Kumala, rzecznik Dowództwa Śląskiego Okręgu Wojskowego. - Wybieramy najbardziej przydatnych kandydatów.

Potrzeba głównie specjalistów: kierowców samochodów ciężarowych, łącznościowców, operatorów ciężkiego sprzętu.
Od przyszłego wojaka wymaga się wykształcenia przynajmniej na poziomie gimnazjum, dobrego zdrowia i sprawności fizycznej. I nie może mieć więcej niż 30 lat.

Co z abolicją?
Około 15 tysięcy osób, które w ubiegłych latach uchylały się od służby wojskowej, nadal jest poszukiwanych przez prokuraturę.
To decyzja ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy. Ale minister obrony narodowej Bogdan Klich wystąpił do ministra Czumy o zaprzestanie ścigania karnego osób, które dopuściły się przestępstwa uchylania się od służby wojskowej. Na razie jednak bezskutecznie.

Minister sprawiedliwości uważa bowiem, że abolicja jest zawsze aktem nadzwyczajnym ze strony państwa i nie można za takie nadzwyczajne okoliczności uznać stopniowej zmiany modelu służby wojskowej. Minister Czuma odpowiedział też Klichowi, że za abolicją przemawiają jedynie interesy ludzi unikających służby i byłaby to nagroda za aspołeczną postawę. Dlatego zdania nie zmienił.

Indywidualnie
Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu, były minister obrony narodowej o abolicji:
- Każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie. Nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej ani grupowego karania. Z pewnością nie można unikać tematu ludzi uchylających się latami od służby wojskowej. Dyskusja trwa kilka miesięcy i nic konkretnego nie wiadomo, a młodzi ludzie czekają. Będę namawiał szefa sejmowej Komisji Obrony Narodowej, by zmobilizował ministra Klicha, aby ten wreszcie podjął jakąś konkretną decyzję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wojsko znowu nas wzywa. Żeby wysłać do rezerwy - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska