Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera w CeTa: Fałszowane faktury, marnowane pieniądze. Co dalej z wrocławską fabryką snów?

Marcin Rybak
Otwarcie studia w styczniu. Zbigniew Rybczyński prezentuje "fabrykę snów" Bogdanowi Zdrojewskiemu
Otwarcie studia w styczniu. Zbigniew Rybczyński prezentuje "fabrykę snów" Bogdanowi Zdrojewskiemu Tomasz Hołod
Prymitywnie fałszowane faktury i pieczątki firm, fałszywi wykonawcy niewykonanych prac, którym wypłacano dziesiątki tysięcy złotych. Dziwne umowy - nie do końca wiadomo, czy rzetelnie zrealizowane. Takie historie miały się dziać we wrocławskim Centrum Technologii Audiowizualnych CeTa w trakcie budowy supernowoczesnego studia do filmowych efektów specjalnych. Inwestycję zainicjował zwolniony niedawno z CeTa znany twórca filmowy Zbigniew Rybczyński, który był tam dyrektorem artystycznym.

Nieprawidłowości opisał w doniesieniu do prokuratury dyrektor CeTa Robert Banasiak. Poznaliśmy szczegóły. Prowadzone od kwietnia 2012 r. kontrole resortu kultury i Urzędu Kontroli Skarbowej potwierdziły nieprawdopodobną skalę patologii. Najbardziej jaskrawy przykład to fałszywi wykonawcy. W dokumentach znaleziono dużą liczbę faktur i rachunków wystawionych na osoby, które dla CeTa... nic nie robiły. Oto przykłady:

Waldemar J. z wrocławskiego Śródmieścia miał rzekomo zarobić 27 tys. zł. Ale urzędnikom powiedział, że nic nie robił i w ogóle tu nie pracował.

Są fałszywe kontrakty. Spółka A. (siedziba niedaleko stadionu) nic nie dostarczała, a w dokumentach jest 5 jej faktur. Do tego podbitych pieczątką z pomyloną nazwą firmy.

Firma D. miała dostać 67,4 tys. zł. Faktury podbite są pieczątką z pomylonym nazwiskiem właściciela.

Z protokołów kontroli wynika, że wina leży po stronie jednego z byłych dyrektorów. Zbigniew Rybczyński nie podpisywał żadnej trefnej faktury. Mówi, że sam jako pierwszy ujawnił, że pieniądze dostawali ludzie, których nikt w CeTa nie znał jako wykonawców jakichkolwiek prac.

- Z siedmiu milionów złotych, które poszły na budowę supernowoczesnego studia do filmowych efektów specjalnych, efektywnie wydano jakieś 2,5 mln - mówi reżyser, laureat Oscara za realizację filmu, Zbigniew Rybczyński. Pomysłodawca i twórca studia w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu. Reszta rozeszła się gdzieś przez złą administrację, absurdalne prawo zamówień publicznych, no i... przekręty - twierdzi. Dodaje, że pierwszy sam o nich zawiadomił. A teraz - kiedy zażądał, by minister wreszcie coś z tym zrobił - oni go zwolnili.

Choć największym problemem nie jest to, co wprost wynika z doniesienia. Raczej stan całej inwestycji, na którą wydano 7 mln zł z publicznej kasy. - Całe to studio, uroczyście otwarte w styczniu, to w części prowizorka, gdzie wiele rzeczy nie działa tak jak powinno, nie wiadomo, kiedy zacznie działać i ile jeszcze trzeba wydać, żeby działało - to opinia anonimowego przedstawiciela resortu kultury świetnie znającego to, co działo się w ostatnich latach w Centrum Technologii Audiowizualnych.

Twórca studia Zbigniew Rybczyński, laureat Oskara, z taką oceną sprawy się nie zgadza. Pokazuje testowe filmy, nakręcone w studiu. A winą za niedoróbki i niedociągnięcia obarcza administrację, biurokrację i złe polskie prawo... Opowiada, jak przez wiele miesięcy prace Centrum paraliżuje brak dwóch metalowych zębatek, których szybki zakup przerasta możliwości polskiej gospodarki rynkowej i procedur o zamówieniach publicznych. - Chciałem kupić sam, ale nie pozwolili mi - złości się.

Co do projektu pokazuje w komputerze rysunki, plany, rzuty i wizualizacje. Rzecz w tym, że Zbigniew Rybczyński to artysta nie inżynier. Jego rysunki nie są - formalnie rzecz biorąc - projektem technicznym. Ten musi dopiero powstać. Do studia weszli specjaliści z Urzędu Dozoru Technicznego. Mają ocenić, co jest potrzebne, żeby mogło zacząć działać. Studio mają też obejrzeć filmowcy, żeby odpowiedzieć na pytanie, co trzeba zrobić, żeby wszystko ruszyło.

- Choć niektórzy przekonują nas, że to, co powstało, nie jest potrzebne i że w takich miejscach dziś się już efektów specjalnych nie robi - mówi człowiek z resortu kultury. Zbigniew Rybczyński: - Mam propozycje stworzenia podobnych projektów we Włoszech, Indiach, a nawet w Japonii.

A przekręty? Sam je wykrył i zawiadomił ministra. Mistrz Rybczyński wyciąga dokumenty i pokazuje swój list do Bogdana Zdrojewskiego z kwietnia ubiegłego roku. Ale zawiadomienie do prokuratury opisuje też dziwne umowy, jakie zawarto z samym Rybczyńskim. Budzą wątpliwości, choć nie wiadomo, czy Mistrz - tak nazywano go w CeTa - miał tego świadomość. Wszak Zbigniew Rybczyński w 2009 roku przyjechał do Polski po 30 latach pobytu w USA. Tam prowadził firmę, tam pracował w firmie, tam zbudował - jak mówi - studio podobne do tego, jakie chciał uruchomić we Wrocławiu.

Teraz wychodzi na jaw, że w umowach są dziwne rzeczy. Na przykład 31 maja 2010 r. zawarto z nim dwie niemal identyczne umowy na projekt techniczny elementów wyposażenia studia. Kolejną umowę - znów powielającą jeden z elementów, jaki miał być zaprojektowany - zawarto z nim w sierpniu 2010 r.

Co to miała być CeTa?

Powstała w miejsce wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych.
Artysta i znawca tematu Zbigniew Rybczyński zaproponował utworzenie specjalnego studia, gdzie mogłyby powstawać najbardziej skomplikowane filmowe efekty specjalne. Dziś narzeka na przekręty, nieudolnych urzędników i złe prawo, utrudniające mu pracę na każdym kroku. A ludzie związani z resortem kultury sugerują, że studio wciąż nie działa, bo Rybczyńskiego to wyzwanie przerosło. Ściągnął jakiś sprzęt, który źle zamontowano. Nie był do końca pewien, czego naprawdę potrzebuje, zamówił jakieś niepotrzebne urządzenia. Nie udało się ich połączyć w sensowną całość. Rybczyński zaś twierdzi, że zabrakło... zębatek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska