Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk to już sprawa honorowa, a Oscar to czasem za mało na miasto Wrocław

Arkadiusz Franas
Zacznę nerwowo, ale klasykiem. Ów klasyk to Jan Kochanowski. Poeta z Czarnolasu napisał pieśń z takimi słowy: "Cieszy mię ten rym: Polak mądry po szkodzie./ Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,/ Nową przypowieść Polak sobie kupi/ Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi". Słowa te pochodzą z "Pieśni o spustoszeniu Podola". A ja bym chciał kilka słów o spustoszeniu Wrocławia.

Wystarczy, że ktoś powie Śląsk Wrocław, a z lasu echo odpowiada: ale strata, ale strata... Tak. Przyznaję, że interesu na tej piłce miasto nie zrobiło. Choć jak to liczyć? Bo faktycznie szedł milion za milionem, ale też medal za medalem. Czy warto było? Może trochę zwulgaryzuję, ale takie pytanie pewnie zadaje sobie każdy porzucony mężczyzna. Otóż taki facet (koledzy mi opowiadali...) może pomyśleć: tyle kasy poszło na te kolacyjki, prezenty... ale cholera, warto było. Te piękne chwile... I idzie po kolejną flaszkę, bo udaje, że prawdziwi goście tylko takie łzy łykają ze smutku.

Powiedzmy sobie szczerze: warto było! Więc dajmy spokój teraz z analizowaniem kolejnych postępków miasta "w tym temacie". To już jest sprawa honorowa. Ten rozwód trzeba przeprowadzić do końca. I gdy słyszę, jak ktoś próbuje zbić na tym kapitał polityczny lub zabłysnąć w mediach, to pytam: a gdzie człowieku byłeś w 2007 roku, gdy klub komunalizowano. Lub dwa lata później, gdy oklaskami witano nowego udziałowca mającego zapewnić na lata świetlaną przyszłość? Jeśli wszyscy są takimi specjalistami teraz, to czemu brakło im tej umiejętności, gdy wtedy głosowali na tak lub przyklaskiwali w różnych wypowiedziach. Wtedy sceptyków wyśmiewano. Teraz nagle wszyscy otrzeźwieli. Czyli co mamy zrobić ze Śląskiem? Niech dogorywa i zacznie swą przygodę na etapie IV ligi? Nie płacić Solorzowi? W tym kraju obowiązuje jakieś prawo, też prawo własności. Wywłaszczyć się nie da...

Oczywiście można teraz przeliczać, że wydane pieniądze lepiej przeznaczyć na bezdomne koty, samotne słonie, dzieci, staruszki, remonty ulic, tramwaj do Lutyni, kosmodrom itp. Ale trzeba być kosmitą, by wierzyć, iż to ma sens. Takie zabawy nie mogą być elementem poważnej dysputy. Mogą być li tylko i wyłącznie elementem zabawy.

Oczywiście ponad 22 mln zł to ogromna ilość pieniędzy. Tylko jak będzie nawet i ze dwa więcej, to trzeba je wydać. Powtarzam: to już sprawa honorowa. Poza tym gminne pieniądze idą też na różne festiwale, przeglądy czy nawet kina, to dlaczego nie ratować symbolu tego miasta?

Ten klub musi dalej żyć. Im szybciej miasto go teraz przejmie, tym większe szanse, że zacznie normalnie funkcjonować. Oczywiście pod jedynym warunkiem. Że Wrocław się pozbędzie klubu. Sprzeda komuś, kto potrafi sportowy biznes prowadzić. Komuś, kto nie jest politykiem, komuś, kto nie będzie uzależniał sportu od publicznych pieniędzy.
A propos dopłacania do innych. Wrocław, a zwłaszcza jego salonowa część, przeżywa mocno zwolnienie z pracy laureata Oscara, Zbigniewa Rybczyńskiego. Gdzie pracował? Był dyrektorem artystycznym Centrum Technologii Audiowizualnych. Już widzę zdumienie na twarzy... Co to jest?! Kiedyś ta instytucja nazywała się Wytwórnią Filmów Fabularnych. Filmów tam już dawno się nie wytwarza, więc powołano za duże państwowe pieniądze instytucję, która miała... Przepraszam, ponieważ nie jestem w stanie opowiedzieć tego własnymi słowami, to zacytuję za stroną internetową: "zajmuje się realizacją obrazów wielowarstwowych, podejmuje zadania na rzecz podnoszenia kwalifikacji zawodowych kadry realizatorów filmowych specjalizujących się w wielowarstwowych technologiach obrazu".

Jak dobrze zrozumiałem, to chcą (chcieli?) tam robić efekty specjalne? Nie wiem, czy jakikolwiek zrobili, bo wyszedł tak specjalny, że sprawą ma zająć się prokurator. Kto zawinił? Nie mam pojęcia. I pewnie pan Rybczyński jest czysty jak łza, bo finansami zajmowali się tam inni. Dziwi mnie zupełnie coś innego. Jak część podekscytowanego salonu dostała mentalnego globusa, niczym Emilia Korczyńska na wieść, że zubożała szlachcianka Justyna Orzelska odrzuca oświadczyny bogatego arystokraty Teofila Różyca (to postacie z "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej).

"Żądamy wyjaśnień...", "jak można takiego człowieka..." - słychać spazmatyczne głosy. A dlaczego nie można? Że ma Oscara? Ale jak wynika z relacji, które sam przedstawia, powody były. Dostał na przykład upomnienie za aroganckie zachowanie wobec przełożonego. Jakoś tak się utarło, że do szefa nie mówi się, że "jest kłamcą i oszustem" lub nie straszy się go wyrzuceniem go z pracy. Ja takich argumentów wobec przełożonych nie używam. Strach, instynkt samozachowawczy? Niech każdy to nazywa jak chce. A może zwykła kultura. Nie ta oscarowa, a osobista. Zresztą sam Rybczyński w oświadczeniu kpi ze swego dyrektora, na przykład tak przy okazji wymieniając, że poprzednio był prezesem firmy ochroniarskiej... Z tego, co ja wiem, to nie tylko, ale to niech panowie sobie jakoś załatwią między sobą. Mieć laureata Oscara we Wrocławiu to na pewno był zaszczyt, ale myślę, że nie jesteśmy aż tak prowincjonalnym miasteczkiem, by za wszelką cenę... To czasami właśnie sprawa honorowa. Zwłaszcza że na drugiego Oscara się nie zanosiło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk to już sprawa honorowa, a Oscar to czasem za mało na miasto Wrocław - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska