Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks.Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Pedofilii w Kościele nie wolno zamiatać pod dywan

Maciej Sas
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski Piotr Krzyżanowski
Dlaczego polski Kościół nie radzi sobie z księżmi pedofilami? Dlaczego nasi biskupi nie stosują się do instrukcji w tej sprawie, które wysyłają im kolejni papieże, od Jana Pawła II począwszy? Dlaczego autorem wielu kontrowersyjnych wypowiedzi dotyczących Kościoła w Polsce jest arcybiskup Józef Michalik? O tym mówi nam ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Ksiądz równa się pedofil - taki znak równości można zauważyć w przekazach medialnych, po części chyba na własne życzenie hierarchów. Chociaż po wystąpieniu przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, apb. Józefa Michalika ("Dziecko szuka miłości, lgnie, zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga"), wypadałoby też mówić o masochizmie - zamiast zera tolerancji mamy wystawianie się na ciosy...
Trzeba wrócić do źródła - jeszcze za pontyfikatu papieża Jana Pawła II, 18 maja 2001 roku, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Josef Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, wydał dla Kościoła na całym świecie niezwykle ważny dokument "Delicta graviora", który wprowadził zasadę "Zero tolerancji dla księży pedofilów!". Co więcej, w tym dokumencie Stolica Apostolska zobowiązuje każdego biskupa, że jeśli jest choćby najmniejsze podejrzenie, że jego podwładny dopuszczał się pedofilii, ma to zgłosić Kongregacji Nauki Wiary. Ona wzięła na siebie rozwiązywanie tych problemów, żeby pedofilia księży nie była tuszowana w poszczególnych krajach. Cały dramat polega na tym, że do dzisiaj wielu biskupów w różnych częściach Polski i świata różnie sobie to interpretuje, to znaczy: albo nie wysyłają w ogóle takich informacji do Watykanu, albo bagatelizują problem, albo - bądźmy szczerzy - tuszują sprawę i zamiatają pod dywan. Kiedy Josef Ratzinger został papieżem, w kilka miesięcy po wyborze wysłał instrukcję zakazującą przyjmowania do seminariów duchownych osób o skłonnościach homoseksualnych.

Dlaczego?
Dlatego że znakomita większość księży pedofilów to geje. W USA aż 90 procent księży skazanych za pedofilię stanowią duchowni homoseksualni. Wielu psychologów i psychiatrów udowodniło, że nie ma związku między celibatem a pedofilią, natomiast wielu innych wykazało, że istnieje związek pomiędzy homoseksualizmem a pedofilią. Dlatego w 2008 roku Stolica Apostolska wydała kolejny dokument, jeszcze bardziej dokręcający śrubę w sprawach dotyczących tego, żeby nie przyjmować do seminariów duchownych ludzi o skłonnościach homoseksualnych i w ogóle takich, którzy mają zaburzone relacje seksualne. Na podstawie dokumentów Stolicy Apostolskiej z 4 listopada 2005 roku i 29 czerwca 2008 roku oraz zachowując wierność Tradycji Kościoła, do seminarium nie powinni być przyjmowani kandydaci z osobowością homoseksualną lub prezentujący gejowski styl życia. Kleryk powinien być dojrzałym osobowościowo mężczyzną heteroseksualnym. Wszelkie problemy z zagmatwaną albo niejasną tożsamością seksualną muszą być rozwiązane przed przyjęciem kandydata do seminarium. Jeśli tego rodzaju trudności pojawią się już na drodze życia seminaryjnego, należy przerwać proces formacji i skierować kandydata do kapłaństwa na odpowiednią terapię poza seminarium. Warto jeszcze dodać, że zgodnie z decyzją Stolicy Apostolskiej z 4 listopada 2005 roku księża geje nie powinni być wychowawcami i wykładowcami w seminariach duchownych.

Kiedy Josef Ratzinger został papieżem, kilka miesięcy po wyborze wysłał instrukcję zakazującą przyjmowania do seminariów duchownych osób o skłonnościach homoseksualnych

I jak się do tego nasi biskupi zastosowali?
Niestety, obowiązuje dowolność interpretacji, a więc w wielu krajach jest tak, że papież mówi swoje, a miejscowy biskup - swoje. Mówią, że Watykan jest daleko, że papież nie rozumie realiów danego kraju... To dotyczy nie tylko Polski, ale wielu krajów. Kolejna rzecz - ciągle pokutuje przekonanie, że najważniejsze jest to, by sedno sprawy nie wyszło na zewnątrz, poza Kościół. To taka dulszczyzna w wydaniu kościelnym: trzeba prać brudy we własnych czterech ścianach. Każda próba krytyki jest traktowana jak atak na Kościół. A Watykan jest lekceważony jako instytucja, która by miała wtrącać się w lokalne sprawy. Trzeci powód tego stanu rzeczy jest taki, jak opisałem w książce "Chodzi mi tylko o prawdę", którą wydałem rok temu: w Kościele działa silne lobby homoseksualne - i w Watykanie, i w Polsce. Kiedy wydałem książkę, podniósł się straszny krzyk - wielu publicystów mnie zaatakowało. I to katolickich. Dzisiaj papież Franciszek mówi o tym lobby oficjalnie. Mało tego, co chwilę wybuchają skandale. Za pontyfikatu Benedykta XVI w ciągu 8 lat odwołano aż 80 biskupów, w tym większość ze względu na sprawy homoseksualne, za tuszowanie pedofilii w Kościele. Czyli dzisiaj możemy powiedzieć, że trzej kolejni papieże, począwszy od Jana Pawła II, podejmują działania, które są potem torpedowane w poszczególnych strukturach kościelnych.
Po kolejnych aferach pedofilskich i wpadkach Episkopat Polski zadeklarował: zero tolerancji. Ksiądz zauważył, że to gdzieś jest realizowane? Dzieje się coś pozytywnego? Bo przecież każdy biskup ma swobodę podejmowanie decyzji związanych ze swoją diecezją.
To prawda, w różnych diecezjach to wygląda różnie. Natomiast dramatem zasadniczym jest to - i celowo używam słowa "dramat" - że najważniejsi hierarchowie, którzy mają kierować polskim Kościołem, albo w tej sprawie zachowują głębokie milczenie, albo, jeżeli mówią, wywołują szok. Tutaj wypowiedź abp. Michalika, który jest przewodniczącym Episkopatu, a więc on ma wskazywać innym kierunek, w swojej diecezji niechętnie rozwiązuje te sprawy. Co ważne, jego wypowiedź nie jest lapsusem językowym - on się wcale nie przejęzyczył. Słowa, które wypowiedział, pokazują, że on tak naprawdę myśli. Potem co prawda to prostował pod presją innych biskupów, ale nie mam wątpliwości, że powiedział to, co myśli, że to dziecko jest winne. A więc ciągle mamy usprawiedliwianie sprawców, że to nie oni są głównym powodem tego problemu. To bardzo niebezpieczny kierunek - myślę, że Watykan powinien stanowczo reagować na takie sytuacje.

Ksiądz nie ma co prawda władzy biskupiej, ale co Księdza zdaniem Kościół powinien zrobić w tej sprawie?
Najprościej: trzeba stosować instrukcje papieskie. W końcu Kościół jest hierarchiczny. To nie jest instytucja, gdzie można wszystko dowolnie interpretować w myśl staropolskiego powiedzenia "Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie". Niestety, trzeba wziąć pod uwagę, że instrukcje papieża to absolutna świętość i trzeba postępować zgodnie z nimi. I gdyby Kościół w Polsce trzymał się tej instrukcji z 2001 roku, to każdy przypadek byłby natychmiast zgłaszany do Watykanu. A tu mamy sytuacje, że księża skazywani w procesach cywilnych dalej pełnią funkcję proboszczów - to jest strzelanie we własną stopę! Pokutuje też bagatelizowanie mediów, traktowanie ich jako wrogów Kościoła. Bo każda krytyka jest traktowana jak zamach na Kościół. I dzisiaj wiele tych skandali wybucha na własne życzenie polskiego Kościoła. Mówi się teraz "zero tolerancji". No rzeczywiście - instrukcje papieskie od dawna mówią wyraźnie: zero tolerancji przy przyjmowaniu do seminarium kandydatów o skłonnościach homoseksualnych. A więc mądry biskup tak dobiera sobie kadrę wychowawczą i w ciągu 6 lat kształcenia księdza takie stosuje sito, że każda dewiacja musi wyjść na jaw.

Wypowiedź arcybiskupa Józefa Michalika nie jest lapsusem językowym - on się wcale nie przejęzyczył. Słowa, które wypowiedział, pokazują, że on tak naprawdę myśli

Czyli powinno się stosować gęste sito, które wyeliminuje nieodpowiednich kandydatów?
Oczywiście. Ale znam przypadki (oczywiście, nie będę podawał nazwisk), że młodzi księża po wyjściu z seminarium nie kryją się z homoseksualizmem. Okazuje się więc, że to sito ich nie odsiało. Ale tu pojawia się następna poważna sprawa dotycząca arcybiskupa Michalika - on w wywiadzie rzece, którego udzielił dwa lata temu, a więc już po kilku papieskich instrukcjach, daje do zrozumienia, że można przyjmować homoseksualistów, byle zachowywali celibat, a więc "niepraktykujących". Mówiąc inaczej: mam takie skłonności, ale nie współżyję z żadnym mężczyzną, więc mogę być wyświęcony na kapłana. Znowu więc mamy sytuację, że przewodniczący Komisji Episkopatu Polski mówi coś innego niż papież - to kuriozalne rzeczy, które moim zdaniem grożą jedności Kościoła w Polsce. Bo jak ma inny biskup do tego podchodzić, skoro przewodniczący Episkopatu mówi, że nie trzeba się stosować do instrukcji? No to kto tu właściwie ma władzę: papież czy biskup danej diecezji? To zresztą największa bolączka polskiego Kościoła - brak jasnego przywództwa. Przedtem były silne osobowości, jak kardynał Karol Wojtyła, kardynał Stefan Wyszyński, czy arcybiskup Ignacy Tokarczuk. Ci ludzie nie mieli cienia wątpliwości, że należy słuchać papieża. W tej chwili jest trudna sytuacja: w w ostatnim czasie mieliśmy trzech prymasów. Można sobie zadać pytanie: kto tu właściwie jest kapitanem i kto koło sterowe trzyma w garści?
Czy Ksiądz się spodziewa jakiejś zdecydowanej reakcji Watykanu?
Uważam, że jeśli arcybiskup Michalik podtrzymuje swoje poglądy, to nie może się obejść bez reakcji Kościoła. Bo dojdziemy do kuriozum: jego książka wydana w Polsce (była autoryzowana, więc nie można uważać, że to jakieś tam chlapnięcie czegoś w czasie wywiadu), która ma tytuł "Raport o stanie wiary w Polsce", która była odbierana jako sztandarowa pozycja: oto przewodniczący Episkopatu daje innym ważne wytyczne, zawiera takie rzeczy... Jako ksiądz mam prawo publicznie zadać pytanie o to, co się w niej znajduje. Tylko dlaczego inni przechodzą obok tej sprawy obojętnie? To znaczy, że coś złego się musi dziać. Poza tym arcybiskup Michalik jest autorem wielu kontrowersyjnych posunięć - to jest choćby sprawa z Cyrylem I, patriarchą Moskwy, agentem KGB; to jest też sama przeszłość arcybiskupa - był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie "Zefir". Nigdy tego nie wyjaśniono do końca. I podobnie jest w całym polskim Kościele - coś się dzieje, później zapada głęboka cisza, a jak ktoś napisze o tym, natychmiast jest klasyfikowany jako wróg numer 1 Kościoła. Tak się nie rozwiązuje takich spraw.

Mówimy o hierarchach, ale na własnej skórze najdotkliwiej odczuwają to zwykli szeregowi księża. Sytuacja sprzed kilku dni w Legnicy: kilku mięśniaków wykrzykuje w centrum miasta za idącym, starszym franciszkaninem: "Ludzie, patrzcie: pedofil!"
A skąd się to bierze? Przecież w zhierarchizowanej instytucji, jaką jest Kościół, tak jak w wojsku, jeżeli generał zawinił, konsekwencje ponoszą Bogu ducha winni szeregowcy. Jak wygląda sytuacja w sprawie pedofilii - przecież to dotyczy znikomego procenta duchownych. Natomiast bagatelizowanie tej sprawy przez wyższych przełożonych, ukrywanie jej, wywołuje ogromne kontrowersje. Cały błąd polega na tym, że się tej sprawy nie chce rozwiązać. Ale przecież tak samo było z lustracją. Wszystkie badania, jakie prowadził Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, pokazują, że ludzie nie gorszą się współpracą danego księdza ze Służba Bezpieczeństwa, ale tym, że to jest ukrywane. Teraz mamy powtórkę z historii, a więc tak było z lustracją, tak jest z pedofilią, tak samo z lobby homoseksualnym w Kościele. Gdyby była silna ręka, która by to czyściła, nie dochodziłoby do takich sytuacji, o której pan wspomniał, że Bogu ducha winny ksiądz jest oskarżany o to, że jest pedofilem.
Ksiądz przychyla się do opinii wielu hierarchów i katolickich publicystów, że mamy do czynienia z zaplanowaną nagonką na Kościół?
Nawet jeśli tak jest, to nie wolno jej uczestnikom dostarczać amunicji. Jeżeli ktoś jest Kościołowi nieżyczliwy, to wyciąga jego rzeczywiste, największe słabości. Gdyby Kościół porządkował te sprawy, na przykład od 20 lat mógł porządkować sprawę lustracji duchownych, sprawę lobby homoseksualnego, pedofilii, afer różnych, to nawet jego wrogowie nie mieliby silnego oręża. To są kłopoty na własne życzenie. Ale, jak widzimy, pedofilia nie jest bolączką tylko polską - przecież odwołanie nuncjusza papieskiego na Dominikanie to sprawa bez precedensu w historii Kościoła. To pokazuje, że papież Franciszek nie bagatelizuje tej sprawy. Odwołuje podejrzanego duchownego momentalnie. Oczywiście, ten biskup ma prawo do procesu, do obrony - o tym mówią wszystkie instrukcje papieskie. Ale w przypadku Dominikany to papież wykonał pierwszy ruch, a nie dziennikarze. U nas jest odwrotnie - najpierw sprawa zajmują się dziennikarze. Tak było choćby ze sprawą arcybiskupa Paetza z 2002 roku, który miał molestować kleryków. Są też sprawy jak z arcybiskupem Stanisławem Wielgusem, oskarżonym o współpracę z SB. Dzisiaj bardzo łatwo sobie pozwolić na to, by postawić znak równości: kto krytykuje pedofilię, jest wrogiem Kościoła. To bardzo niebezpieczne, bo w ten sposób każdy głos krytyki uczciwych publicystów, duchownych, ludzi świeckich, którzy zwrócą się do swojego biskupa z taką sprawą, zostanie potraktowany tak, że biskup powie: "Nie, wy jesteście wrogami, chcecie uderzyć w Kościół". Wtedy autentyczni wrogowie Kościoła będą zachwyceni, bo afery będą wybuchały nadal. W dzisiejszym świecie wszechobecnych mediów, internetu, takich spraw nie da się zamieść pod dywan.

Przy pedofilii często pojawia się zarzut krytyków Kościoła, że jakiś hierarcha nie chce sprawą się zająć, bo może sam ma coś na sumieniu...
Ten mechanizm sprawdzał się w przypadku lustracji - po 7 latach od opublikowania książki "Księża wobec bezpieki" mogę powiedzieć, że największymi wrogami lustracji w Kościele byli przeciwnicy lustracji w Episkopacie.

Proszę jeszcze powiedzieć, czy wobec skandali pedofilskich w Kościele, będzie Ksiądz omijał teraz szerokim łukiem np. ministrantów? To znaczy: każdy kontakt z dziećmi może być powodem do oskarżeń?
Jest to dramat wszystkich tych księży, którzy uczą w szkole. Ja nie uczę, ale prowadzę ośrodki dla niepełnosprawnych. Wszyscy, którzy mają do czynienia z dziećmi - począwszy od przedszkoli, poprzez gimnazja i licea - są w bardzo trudnej sytuacji. Tylko że to nie ci księża ponoszą za to winę. Niestety, tutaj - jak to często bywa - ryba psuje się od głowy. Jeżeli spraw afer pedofilskich nie rozwiązano na początku w duchu instrukcji papieskich, no to dzisiaj uderza to w szeregowców. Świetnie rozumiem księży, którzy mają dość zamiatania tych spraw pod dywan. Oni rozumieją, że jedna taka ukryta sprawa uderzy w 100 innych, dlatego że dzisiaj szeregowi księża są za tym, by to czyścić, a nie trzymać się jakichś układów towarzyskich, lobby, działania Kościoła jako korporacji. Znam wypowiedzi arcybiskupa Józefa Michalika dotyczące innych spraw, gdy on mówi: "Zachowajmy to między sobą, nie wynośmy poza Kościół". Czyli sugeruje, że to ma być załatwiane we własnym gronie.

Czyli, raz jeszcze podkreślmy, ostatnia kontrowersyjna wypowiedź, nie była przypadkowa?
Oczywiście, że nie. Ale chciałbym powiedzieć o jeszcze jednej sprawie, która jest moim zdaniem szalenie ważna. Za parę dni mamy 35. rocznicę wyboru kardynała Karola Wojtyły na papieża. Nie ma wątpliwości, że Jan Paweł II dokonał wielu przełomów, między innymi w sprawie walki z pedofilią i innymi patologiami w Kościele. Potem robił to bardzo solidnie Benedykt XVI. W Polsce bardzo chętnie stawia się papieżowi pomniki, mówi się o kremówkach, o jego pływaniu kajakiem. Ale gdy przychodzi do realizacji wytycznych papieskich, jest silny opór. To wielka rysa na polskim Kościele.

Obecny papież, Franciszek, jest tak radykalny, bo on ma jeszcze inny obraz Kościoła - widzi to z zewnątrz, z krańców świata, z krajów, które były chrystianizowane. Na pewno patrzy na Europę i na europejski Kościół, jako na coś, co jest "matką całego Kościoła", ale przeżywa wielkie problemy. Myślę, że w tej chwili to także dotyczy polskiego Kościoła, w którym nie wszystko gra. A przecież, gdy popatrzymy na niego, dominuje triumfalizm - jest wspaniale, budujemy wielkie kościoły. Ale też trzeba wiele rzeczy pilnie uporządkować. Mówię to jako szeregowiec na pierwszej linii frontu: chciałbym, żeby biskupi naśladowali Jana Pawła II nie w stawianiu pomników czy mówieniu o kremówkach, ale działali tak, jak oczekiwał tego od nich papież. Znam wielu biskupów, którzy tak działają. Ale dziwi mnie to, że najważniejsze stanowiska w Polsce zajmują inni. Może wymaga to zmiany pokoleniowej, może jest tak, że już w tej chwili część najważniejszych biskupów powinna odejść na emeryturę, a nie kurczowo trzymać się stanowisk? Przecież świetny przykład dał Benedykt XVI, który powiedział: "Mam mniej sił, a problemy są wielkie, niech się nimi zajmie ktoś inny". To był genialny ruch. Może nasi biskupi powinni zrobić tak samo...?

Rozmawiał Maciej Sas

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska