Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odkrycie, które podniosło z ruin miasteczka i wioski

Urszula Romaniuk
Rok 1957. Jan Wyżykowski (w środku, w okularach) razem z ekipą wiertaczy w Sieroszowicach
Rok 1957. Jan Wyżykowski (w środku, w okularach) razem z ekipą wiertaczy w Sieroszowicach Archiwum KGHM
Wiertacze nie wiedzieli dokładnie, czego szukają. Ropy? A może gazu? Wiercili tak długo, aż dobrnęli do celu. 54 lata temu w okolicach Lubina i Polkowic odkryto potężne złoża rudy miedzi. Piszemy o pracy ówczesnych poszukiwaczy, ich prywatnym życiu i gigantycznym rozwoju Zagłębia Miedziowego

Dochodziła czwarta nad ranem. Był 23 marca 1957 roku. Stanisław Pasternak pracował na trzeciej zmianie. Miał wtedy dwadzieścia lat i był pomocnikiem wiertacza. Pamięta, że lało jak z cebra. A ludzie nie mieli takich jak teraz ubrań ochronnych. Byli przemoczeni.

- Ułożyłem w skrzynce rdzeń wyciągnięty z odwiertu badawczego, z głębokości 643 metrów - wspomina pan Stanisław. - Pamiętam, jakby to działo się wczoraj. Było tego z pięć metrów. Najpierw dolomit, potem ruda miedzi i biały piaskowiec. Okruszcowane. Nie wiedzieliśmy, co to może być, ale ułamałem kawałek łupku. Łatwo się topił. Przyjechał kierownik, a potem Jan Wyżykowski, który prowadził prace. Od razu stwierdził, że jest nawet trzy procent miedzi. Skąd wiedział? Nie wiem.

Próbkę zabrano na badanie, a po jakimś miesiącu przyszło potwierdzenie, że tutaj jest miedź.
O tym, że między Lubinem a Polkowicami są złoża rudy tego metalu, wiedzieli już Niemcy. Mieli mapy, ale przed drugą wojną światową nie zdążyli dowiercić się do pokładów. Kiedy polscy geologowie wrócili do tych planów, pojawiły się wątpliwości, czy uda im się dokonać tego, co nie wyszło poprzednikom.

Pan Stanisław twierdzi, że niemieckim poszukiwaczom brakowało przede wszystkim odpowiedniej technologii. Takiej, która pokonałaby na przykład kurzawkę - zmorę wszystkich, którzy prowadzą roboty górnicze. To drobnoziarnisty piasek albo muł wymieszany z wodą, konsystencją przypominający galaretę. Podczas robót zachowuje się jak gęsta ciecz. Obecnie zwalcza się ją przez zamrażanie lub drenaż. Ale w latach pięćdziesiątych takich sposobów jeszcze nie znano.
- Mieliśmy co prawda amerykańskie urządzenia, jednak nie tak precyzyjne, jak teraz - dodaje pan Stanisław.

Do poszukiwania złóż rudy miedzi wiertacze i ich pomocnicy zjeżdżali z całej Polski. Większość z nich mieszkała u sieroszowickich gospodarzy. Jedli to samo, co oni. Stanisław Pasternak wspomina, że zalewajka mu się wtedy przejadła. A nawet śniła po nocach. Dopiero po wielu, wielu latach znów mógł ją ze smakiem zjeść. Do pracy przyjechał z Beska, miejscowości leżącej w okolicach Krosna, Sanoka. Choć wtedy, jak dodaje, nie był pewien, czego konkretnie szuka. Ropy? A może gazu? Wiercił wytrwale razem z kolegami.

Już w Sieroszowicach dowiedział się, że jest krajanem Jana Wyżykowskiego, który pochodził z Haczowa.
- Powiedział mi, żebym mu mówił po imieniu, ale nie miałem śmiałości - wspomina.

I w Sieroszowicach pan Stanisław znalazł żonę - Barbarę. Ślub wzięli w 1957 roku. Na weselu bawiła się cała załoga. Kilku jego kolegów też tu się ożeniło, ale niektórzy wracali już z rodzinami do swoich rodzinnych stron. On postanowił zostać. Podobnie jak pochodzący z okolic Ciechocinka Zdzisław Salamoński. Miał wtedy 23 lata i też był pomocnikiem wiertacza.
- Kiedy już wiadomo było, że ruda miedzi jest, zapanowała wielka radość, bo to znaczyło, że zostajemy i powstanie siatka rozwierceń geologicznych - wspomina pan Zdzisław.
Opowiada, że największe pokłady rudy miedzi zalegały pod Polkowicami i przed Lubinem. To tam ruszyła budowa pierwszego szybu wentylacyjnego Bolesław, a potem pierwszego w rodzącym się Zagłębiu Miedziowym szybu wydobywczego Lubin Główny. Jako ciekawostkę opowiada o zaskakujących zdarzeniach, jakie przytrafiły się podczas badań geologicznych.

Na przykład w okolicach dzisiejszego szybu głównego w Polkowicach natrafili na gaz. Przy wierceniu doszło do eksplozji, aż zatrzęsło masywnym stołem. Szybko stamtąd się wynieśli. Tak samo, jak z okolic Łagoszowa Wielkiego w gminie Radwanice. Kiedy wyciągnęli rdzeń z odwiertu badawczego, czuć było ropę.
- Ale my szukaliśmy miedzi - tłumaczy Zdzisław.
W Radwanicach, gdzie mieszkał, poznał przyszłą żonę - Lucynę. Potem przeprowadzili się do Głogowa, gdzie żyją do dziś.

Odkrycie, albo, jak chcą niektórzy, znalezienie bogatych pokładów rudy miedzi, o których już wcześniej było wiadomo, stworzyło jeden z najbogatszych w kraju obszarów przemysłowych. Najlepiej chyba widać to na przykładzie Polkowic. Stanisław Pasternak wspomina, że była to wioska z kościołem, mleczarnią, jednym kominem i knajpą. Lubin, Legnica i Głogów były natomiast kompletnie zniszczone.
- W Głogowie cała była jedna ulica: Jedności Robotniczej - dodaje. - A tak, to wszędzie same dziury.

Po ponad pięćdziesięciu latach, dzięki podatkom i opłatom z KGHM, miasta i wsie w Zagłębiu Miedziowym to już zupełnie inne miejscowości.
Polkowice ze zrujnowanej wioski, a potem górniczej sypialni, urosły do rangi supermiasteczka. Szczególne wrażenie robi odbudowany od podstaw Rynek, który zachował swój historyczny wizerunek. Z kamieniczkami i ratuszem. Powstał aquapark, potem nowoczesny hotel.

Z ruin powoli podnosiły się pozostałe miasta. Szybko zaludniały się nowe osiedla w Głogowie, Lubinie i Legnicy. Zamieszkali tam przesiedleńcy z miejscowości, które padły ofiarą rodzącego się górnictwa i hutnictwa (trzy wsie zlikwidowano, by zbudować tam zbiornik odpadów poflotacyjnych Żelazny Most, wysiedlano też rolników z okolic hut miedzi). Zresztą kopalnie i dobre zarobki przyciągały ludzi z niemal wszystkich zakątków kraju.

Po wielu latach z ruin odrodziła się starówka w Głogowie, która dziś jest wizytówką miasta. Trwa odbudowa kolegiaty. Zmienił się też Lubin, w którym zarząd KGHM ma swoją siedzibę. Samorządy, nie tylko tych miast, ale i okolicznych gmin, miały więcej pieniędzy na remonty, drogi, świetlice, kanalizację czy gaz.

Na przykład w niewielkiej Rudnej, wsi leżącej obok zbiornika Żelazny Most, tylko na starych obrazkach można było zobaczyć, jak wyglądał ratusz. Dziś, za pieniądze z KGHM, go odbudowano.
- To już zupełnie inny świat - zamyśla się Stanisław Pasternak, wracając pamięcią do pierwszych widoków, jakie zobaczył ponad 50 lat temu.
- A to wszystko dzięki tej szczęśliwej próbce odwiertu z sieroszowickiego pola.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska