Proces w Sądzie Rejonowym w Dzierżoniowie trwał blisko cztery lata. Na ławie oskarżonych zasiadał Zbigniew G. - były dyrektor szpitala, oskarżony o niedopełnienie obowiązków oraz Lesław R., lekarz Oddziału Neurochirurgii Specjalistycznego Szpitala im. A. Sokołowskiego w Wałbrzychu.
- Sąd uznał winę obu oskarżonych, ale w obu przypadkach był zdania, że to wina nieumyślna - mówi Agnieszka Połyniak, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Świdnicy. Dlatego Zbigniewowi G. wymierzył karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, a Lesławowi R. - 8 miesięcy, również z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na dwa lata.
Były dyrektor szpitala, zdaniem śledczych, ponosi odpowiedzialność za to, że awaryjne zasilanie w placówce było czystą fikcją, a do uruchomienia archaicznego agregatu z 1981 roku potrzeba było 20 minut i elektryka, bo tylko on potrafił go włączyć.
Na neurochirurgu ciążyły natomiast zarzuty narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia. Bo zamiast leczyć chorego na specjalistycznym oddziale w Wałbrzychu, odesłał go z powrotem do Dzierżoniowa.
Do zdarzenia doszło w lipcu 2006 roku. Bronisław Zub uderzył się w głowę. W domu upadł i stracił przytomność. Żona wezwała pogotowie, które zawiozło go do szpitala w Dzierżoniowie. Tam okazało się, że ma popękaną czaszkę. Dlatego lekarze kazali przewieźć go na oddział neurochirurgiczny w Wałbrzychu. Jednak chorego 74-latka chwilę później odesłano z powrotem z zaleceniem "leczenia zachowawczego". Kiedy stan pana Bronisława pogorszył się, lekarze z Dzierżoniowa zdecydowali się na operacje.
O godz. 22.36, kiedy operacja trwała już od godziny, nagle w całym szpitalu zrobiło się ciemno. Zasilania nie było18 minut. W tym czasie zespół operacyjny reanimował chorego. Niestety, ten zmarł w ciemnościach. - Mieliśmy ojca, a mamy pogrzeb - lamentowali kilka dni później Anna i Jerzy, dzieci pana Bronisława. Nie kryli swojego ogromnego żalu do lekarzy. Na skazujący wyrok musieli jednak czekać blisko siedem lat. A to jeszcze nie koniec batalii.
Skazani bowiem od początku twierdzili, że są niewinni i zapowiedzieli zaskarżenie wyroku. Z tej tragedii wyciągnięto wnioski. W 2007 roku Narodowy Fundusz Zdrowia sprawdzał, czy dolnośląskie szpitale mają sprawne agregaty prądotwórcze. Tam, gdzie urządzenia były wysłużone, zastąpiono je nowymi. Nowy agregat zakupiono także w Dzierżoniowie.
Rodzina chce od szpitala 350 tys. zł odszkodowania
Bliscy Bronisława Zuba chcą, by szpital zapłacił za swoje błędy. - Moi klienci zdecydowali, że będą domagać się 350 tys. zł odszkodowania - mówi Maciej Kwiecień, pełnomocnik rodziny.
Pozew jest już gotowy. - Wiemy, że takie procesy trwają latami, ale mimo to nie chcemy się poddać. To by oznaczało, że pogodziliśmy się ze śmiercią taty, a winni nie poniosą kary - dodają bliscy. I nie są jedynymi, którzy tak myślą. Z roku na rok rośnie liczba pozwów cywilnych przeciwko szpitalom. Szacuje się, że w ubiegłym było ich 20 tysięcy. Dodatkowo w 2012 roku weszła w życie ustawa, która wprowadziła możliwość dochodzenia roszczeń za błędy medyczne przed specjalnymi komisjami. Ze statystyk Biura Rzecznika Praw Pacjenta wynika, że do czerwca tego roku chorzy złożyli blisko 800 wniosków o roszczenia. W teorii w przypadku uszczerbku na zdrowiu pacjent może dostać maksymalnie 100 tys. zł. W przypadku śmierci członka rodziny: 300 tys. zł. Tyle że kwotę proponuje szpital. A te nie chcąc płacić tak wysokich odszkodowań, proponują kwoty kilkakrotnie niższe. W efekcie większość pacjentów wstępuje i tak na drogę sądową.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?