Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Na grzybach jak w życiu. Sporo szuj

Wojciech Koerber
No czytam, czytam, ale coś delikatnie ostatnio - zagaił na spotkaniu ze srebrnymi chłopcami Zagórskiego nasz świetny przed laty koszykarz, reprezentacyjny zresztą, Ryszard Prostak. Bo mnie się już nie chce o aferach na żużlu, o Solorzu, Dutkiewiczu czy regionalnych celebrytach, także z branży, o których mówię krótko - bohaterowie własnej opowieści. Mnie teraz do lasu ciągnie. Na grzyby! Swego czasu Andrzej Kuchar - ten, co Lechią Gdańsk rządzi - rzekł mi tak: "Panie Wojtku, na grzyby dobrzy ludzie jeżdżą." No, Panie Andrzeju, znam kilka wyjątków.

A więc, wracając ostatnio z Trójmiasta, zajrzałem wreszcie do lasu. Już pod Miliczem, na znane sobie pagórki. I w tych grzybach wszystkie ludzkie postacie dojrzałem. I dobre, i złe. Tam zupełnie jak na ulicy. Są okazy szlachetne, to prawdziwki, lecz i dwulicowe szuje. Borowiki szatańskie dla przykładu. Kto się nie zna (na ludziach i grzybach), cierpi. Więc, jak na ulicy, dwulicowe egzemplarze omijaj z daleka.

A gdzieś na skraju lasu - kania. Trochę jak dziwka, też przy drodze występująca. Ludzie nie wiedzą czy podejść. Krygują się, zaglądają pod kapelusz (pod spódnicę), zastanawiają i... nie wszyscy chcą ryzykować. Lecz są i tacy, co lubią dreszczyk emocji. W myśl hasła, że bez ryzyka nie ma zabawy. I najpierw skonsumują, a później się zastanowią. Niekiedy kończy się to w przychodni. Różnych chorób. Wiecie co? Nie mam pojęcia, dlaczego zbieracie sromotniki i nazywacie je kanią.

A gdzieś na skraju lasu - kania. Trochę jak dziwka, też przy drodze występująca. Ludzie nie wiedzą, czy podejść. Krygują się, zaglądają pod kapelusz, myślą

Zajączki, gdy wysyp, to tacy zwykli szarzy ludzie. Najwięcej ich. Lecz są też artyści, lubiący zwrócić na siebie uwagę. To muchomór czerwony, ten z białymi kropkami, widać z daleka. Pełna ekstrawagancja. Popatrzeć można, lecz podchodzić lepiej nie. Do leśnego celebryty. Rydz? Też dwulicowy, lecz tylko dla dyletanta. Dlaczego? Bo rudy, rzecz jasna. I z blaszkami.

Sporo w lesie trujących, jak ludzi na co dzień. Wreszcie są też stare kapcie jak i piękne, młodziutkie, zdrowe okazy. Podchodzę do wszystkich, lecz dotykam wyłącznie te drugie. Jak w życiu... Wracam jednak do szlachetnych egzemplarzy, to deficytowy towar. Są jak kobieta, w której się zakochałeś, lecz gdzieś zniknęła. I widzisz ją wszędzie, podchodzisz, serce już wysoko, a to tylko... jesienny liść. Idziesz dalej. I znów ją widzisz, to znowu liść. A wieczorem, gdy po grzybobraniu sposobisz się do snu, wciąż widzisz te brązowy łby. Choć oczy już zamknięte. To ona.

Parę lat temu zgubiłem w lesie tablicę rejestracyjną. Zorientowałem się dopiero pod domem, gdy zobaczyłem auto z przodu. Wróciłem - leżała tam, gdzie się jej spodziewałem. I zawsze będę wracał do lasu. Może pod liściem kryje się jednak coś szlachetnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska