Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasi husyci spod Strzelina

Malwina Gadawa
Ślady po przodkach zostały, ale nie wiadomo, kto zajmie się wpisami do księgi parafialnej, gdy starsi już odejdą...
Ślady po przodkach zostały, ale nie wiadomo, kto zajmie się wpisami do księgi parafialnej, gdy starsi już odejdą... fot. Malwina Gadawa
Na pytanie, kim są, odpowiadają, że nie wiedzą. Niewielu ich już zostało na Dolnym Śląsku. Mało kto wie, że potomkowie czeskich husytów wciąż mieszkają w okolicach Strzelina. Jak wygląda ich życie, pisze Malwina Gadawa.

Lotta Hoszowska mieszka w Gościęcicach, nieopodal Strzelina. Z jej wioski doskonale widać malowniczy krajobraz wzgórz strzelińskich. Zapytana o przeszłość i swoje korzenie, nie kryje zaskoczenia. Na początku nie chce rozmawiać, bo uważa, że nie ma o czym. - Kiedyś było nas wielu - wspomina z żalem Hoszowska. - Teraz zostało kilka osób, które można policzyć na palcach. Taka kolej rzeczy - nie mamy na to wpływu. Jakby przyjechała pani kilkanaście lat wcześniej, to byłoby z kim rozmawiać. Teraz nie ma z kim. Dlaczego nikomu nie przekazano tej tradycji? Ale komu mieliśmy ją przekazać? Nie było komu - nasze dzieci są już katolikami i bez wątpienia czują się Polakami.

Kielich na urodzaj
O tym, jak skomplikowana jest historia tych ziem, może świadczyć sama nazwa miejscowości, w której w XVIII wieku zamieszkali Czesi, chroniąc się przed religijnymi prześladowaniami. Wioska Gęsiniec nazywała się kiedyś Husyniec - od Jana Husa. Potem nazwę zmieniono na niemieckie Friedrichstein. Po wojnie niefortunnie przetłumaczono słowo Husyniec wprost i wyszła... gęś. Stąd władze ludowe nazwały wioskę Gęsiniec.

Gościęcice, które kiedyś dzieliły się na Dolne, Średnie i Górne, pierwotnie nazywały się Poděbrady na cześć króla Jerzego z Podebradu. Choć potomków czeskich husytów pod Strzelinem zostało niewielu, ale ślady ich obecności ciągle są widoczne. Bardziej spostrzegawcza osoba od razu je zauważy. Na niewyremontowanych elewacjach niektórych budynków widać kielich (symbol husytyzmu, ruchu religijnego i politycznego zapoczątkowanego przez Jana Husa), który murowano z cegieł lub malowano, żeby zapewnić rodzinom, które mieszkały w tych domach, przychylność opatrzności i urodzaj oraz ochronę od chorób.

Ludwika Juryniec, mieszkanka Gościęcic, pokazuje na strychu swojego domu zachowany symbol, mówiąc, że taki sam był na zewnątrz budynku, ale już dawno go zamurowano. Jej mama, Julia Ostrowska, jedna z najstarszych mieszkanek Gościęcic, doskonale pamięta czasy, kiedy mniejszość czeska stanowiła liczną grupę we wsi. - Była tu nawet szkoła polsko-czeska. Moja córka w 1956 roku zaczynała pierwszą klasę, to miała w grupie koleżanki pochodzenia czeskiego.

Trudne powroty

Wszyscy się przyjaźnili, nie było problemu z integracją. Przed wojną lekcje odbywały się także w języku czeskim, choć od panowania Hitlera po czesku nie można było nawet mówić podczas przerw między lekcjami. - Dozwolony był tylko język niemiecki - opowiada Julia Ostrowska. Jak dodaje mieszkanka Gościęcic, dawni nauczyciele, którzy tu uczyli, czasami odwiedzają rodzinne strony. Zresztą, nie tylko oni.

- Gisela, Czeszka, która kiedyś tu mieszkała, przyjechała, żeby zobaczyć swój stary dom. Gdy weszła do środka, wróciły do niej wszystkie wspomnienia. Wzruszenie odebrało jej głos. Poprosiła tylko o kieliszek wódki, bo tak była wzruszona, że musiała się napić - mówi Julia Ostrowska. Górka w Gęsińcu to jedno ze szczególnych miejsc dla potomków czeskich osadników. Tam mieści się świetlica, w której teraz spotyka się garstka osób. Nie zawsze tak było - to miejsce kiedyś tętniło życiem.

- Każda okazja do wspólnej zabawy była dobra - wspomina Lotta Hoszowska, która pochodzi z mieszanej rodziny - mama była Czeszką, ojciec - Niemcem. - Urodziny, imieniny, święta. Zawsze był poczęstunek, muzyka, zabawa. Każdy przynosił sałatkę, kawałek ciasta, zdarzała się lampka wina. Czesi zawsze umieli się bawić - opowiada.
CZYTAJ WIĘCEJ NA KOLEJNYCH STRONACH
Z Czechami nie mam nic wspólnego
Teraz najczęściej można tu spotkać jedynie dobijającą ciszę. Budynek, w którym mieści się świetlica, trudno znaleźć. Za płotem widać mały ogród. Na murach tabliczka informująca o tym, że jest to miejsce spotkań czeskiej mniejszości. Drzwi są zamknięte. Obok kręci się mężczyzna. Zapytany o to, czy może otworzyć świetlicę, mówi, że z Czechami nie ma nic wspólnego. - Czasami mieszkam obok, tylko w pomieszczeniu gospodarczym - mówi. Po namowach zgadza się pokazać świetlicę, ale zaznacza, że tylko na chwilę.

W środku długie stoły i krzesła, na ścianach wiszą archiwalne zdjęcia. Jest także kredens, a na nim, obok czeskiej flagi, polska i Unii Europejskiej. Na ścianach są również pozdrowienia po czesku. Po chwili mężczyzna, mówi, że już musi zamykać, więc delikatnie daje znać, żeby wyjść. Potem dowiaduję się, że to mąż Róży Urban, która opiekuje się świetlicą. Ona jest czeskiego pochodzenia, a on - katolik. Oboje doskonale znają historię czeskiej mniejszości i opiekują się świetlicą. Czesi nie tylko coraz rzadziej spotykają się tam towarzysko, rzadziej odprawiane są też nabożeństwa Kościoła ewangelicko-reformowanego, do którego w większości należeli czescy osadnicy.

- Kiedyś, mieliśmy pastora z Pstrążnej, przyjeżdżał do nas prawie co tydzień, ale go przenieśli. Teraz odwiedza nas pastor Krzysztof Góral. To on jest administratorem tego kościoła. Na nabożeństwa przychodzi pięć, sześć, siedem osób - wylicza Lotta Hoszowska. Kiedyś podczas nabożeństw świetlica była pełna. Modlili się nie tylko reformowani ewangelicy, ale także luteranie. Do tej pory do grupy czeskich osadników dołącza jeden mężczyzna z Wrocławia. Podczas spotkań często śpiewano także czeskie piosenki.

Gdzie jest ich dom?

Choć Polacy i Czesi nieopodal Strzelina nigdy nie mieli problemów ze wspólnym życiem, to mieszkańcy pamiętają do tej pory nieprzyjemny incydent. W latach 50. spłonęła czeska świetlica. - Tak naprawdę nie wiadomo do tej pory, dlaczego tak się stało i kto to zrobił - mówi Julia Ostrowska.

Wielu Czechów zachęcanych przez władzę ludową do wyjazdu do Czechosłowacji, powróciło do kraju swoich przodków. Część z nich - tak jak Gisela, która wyszła z mąż za Niemca z Gościęcic - wyjechała do Niemiec i tam przyjęła niemieckie obywatelstwo.

Nie wszyscy jednak chcieli zostawiać ziemie swoich rodziców. 82-letnia Irmgard Włoczkowska, sąsiadka Lotty Hoszowskiej zza płotu, wspomina, że też mieli wyjechać. Ale brat zakochał się i powiedział że zostaje, więc i ona z mężem postanowiła zostać. Po kilku latach brat się jednak rozmyślił i pojechał do Niemiec, ona już nie.

- To były ziemie moich rodziców, dlatego postanowiłam zostać - mówi Irmgard.

Opowiadając o przeszłości, ma łzy w oczach, bo to historia nie tylko jej narodu, ale przede wszystkim rodziny. W domu ma bezcenny skarb - księgę parafialną.

Kto będzie ostatni?

To właśnie ona jest teraz odpowiedzialna za wpisywanie imion i nazwisk oraz dat śmierci współbraci. Wertuje kartki, na których idealnie widać historię tych ziem. Początek księgi to zapisy po czesku, środek to język niemiecki, a koniec - polski.
Kim ona się czuje? - Nie wiem - szczerze odpowiada Irmgard Włoczkowska. Mówi, że chodziła do niemieckiej szkoły, w domu mówiło się i po czesku, i po niemiecku, a u babci także po polsku. To kim się dzisiaj czuje, czy bardziej Polką, czy Czeszką, jest trudne do zdefiniowania. Większość Czeszek wychodziła za mąż za Polaków, katolików. - Zdarza się do tej pory, że z rodziną rozmawiam po czesku, a jak słyszą to Czesi, to dziwią się - dla nich akcent jest niemiecki. Uważają, że to taki staroczeski język - wyjaśnia.

Lotta Hoszowska, choć na początku spotkania mało rozmowna, dała się namówić na powrót do przeszłości.
- Gdyby przyjechała pani kilka lat wcześniej, byłoby nas więcej, mielibyśmy o czym opowiadać - mówi Irmgard Włoczkowska. I siedząc na fotelu z parafialną księgą na kolanach, głośno zastanawia się nad tym, kto wpisze do księgi ostatnie imię i nazwisko...

Z historykiem, dr. hab. Tomaszem Przerwą - rozmawia Malwina Gadawa


W jaki sposób i kiedy Czesi trafili w okolice Strzelina?

Protestanci zamieszkujący kraje arcykatolickich Habsburgów poddani byli różnym ograniczeniom i szykanom. Nic dziwnego, że wolności religijnej i bezpieczeństwa szukali w sąsiednich państwach. W tym konkretnym przypadku grupę Braci Czeskich zachęcił do emigracji kontakt z pruskim generałem Kalksteinem, który w 1741 r., podczas pierwszej wojny śląskiej, dotarł z wojskiem w okolice Hradca Králové. Niedolą tamtejszych protestantów zainteresował on króla pruskiego Fryderyka II (zwanego później Wielkim), który postanowił zasiedlić nimi spustoszone rejony zdobytego właśnie Śląska. Na początku 1742 r. dotarły do Ziębic pierwsze grupy Braci Czeskich, ale brakowało tam dla nich miejsca, dlatego z czasem przenieśli się do sąsiedniego Strzelina, w pobliżu którego kupili ziemię.

Są inne miejsca osiedleń Czechów na Dolnym Śląsku?

Skupiska rdzennej ludności czeskiej znajdziemy m.in. w tzw. Czeskim Zakątku koło Kudowy-Zdroju. W przypadku imigrantów czeskich z XVIII w., skupili się oni zasadniczo w rejonie Strzelina, ale mniejsze grupy trafiły również w inne okolice, w tym przede wszystkim na Górny Śląsk.

Jakie jeszcze narody trafiły na te ziemie?
Na pruskim Śląsku osiedlali się m.in. Bracia Morawscy (Herrn-huci), którzy utworzyli osiedla w Piławie Górnej w powiecie dzierżoniowskim, Godnowie w powiecie bolesławieckim i Nowej Soli. Wyrazistą, bodaj ostatnią grupą dysydencką osiadłą na Dolnym Śląsku, byli słynni Tyrolczycy z Mysłakowic w powiecie jeleniogórskim, którzy przynieśli z ojczyzny w 1838 r. alpejskie wzorce kulturowe.

Dlaczego kultura, zwyczaje nie wygrały z czasem?

Rozwój cywilizacyjny sprzyja mobilności i osłabia tradycyjne więzy. Kultura masowa zaciera lokalne odrębności. Pamiętajmy o II wojnie światowej i związanej z nią wymianie ludności, która dla Dolnego Śląska ma fundamentalne znaczenie. Rozmawiała

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska