Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Współpracowałem z SB dla dobra Polski i KGHM

Piotr Kanikowski
Wiktor Błądek
Wiktor Błądek Piotr Krzyżanowski
Rozmowa z Wiktorem Błądkiem, byłym prezesem KGHM Polska Miedź SA.

Z materiałów dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej wynika, że w 1976 roku Antoni Łukomski, oficer Służby Bezpieczeństwa, pozyskał Pana do współpracy i zarejestrował jako TW Jawor. Podpisał Pan oświadczenie o zachowaniu tajemnicy, a potem dostarczał informacje specjalnym służbom.

To prawda, ja się wcale tego nie wypieram, a nawet czuję dumę, że dla dobra Polski i KGHM współpracowałem z kontrwywiadem gospodarczym.
Dałbym się pokroić za kombinat, a wtedy w grę wchodziło życie górników. Mam spokojne sumienie, bo na nikogo nie donosiłem, nikogo nie zakablowałem. Oni chyba czuli, że gdyby zaczęli cokolwiek na ten temat, to koniec rozmowy.

Brał Pan od nich pieniądze?

Nigdy.

Pamięta Pan, jak ta współpraca się zaczęła?

To było po 1974 roku, kiedy jako kierownik oddziału G1 rozpocząłem pracę w kopalni Rudna. Zgłosił się do mnie oficer kontrwywiadu, pan Łukomski. Przyszedł do domu. Otworzyłem drzwi. Przedstawił się, poprosił o spotkanie. Pokazał legitymację, ale do końca nie dowierzałem.
Zanim więc poszedłem na spotkanie, próbowałem sprawdzić, czy ktoś mnie nie nabiera. Po pytaniach, jakie zadawał, domyśliłem się, o co chodzi.

O co chodziło?

W Rudnej powtarzały się wówczas zagadkowe pożary taśm transportujących urobek. Zginęli górnicy, sześć czy siedem osób. Wszystko wyglądało bardzo podejrzanie, bo taśmy nagle stawały w płomieniach na większej długości, jakby ktoś polał je łatwopalnym płynem i podpalił. Prokuratura i urząd górniczy szukały przyczyny, ale chyba nie brały pod uwagę możliwości sabotażu gospodarczego. Tamten oficer przedstawił mi listę nazwisk osób, które mogły pracować dla obcego wywiadu.

Kto na niej był?

Pan H., pracownik ZG Rudna, dobry mechanik. Miał ukraińskie pochodzenie.
Co się z nim stało?

Według Łukomskiego, z którym przypadkowo spotkałem się 20 lat później na rybach, był szpiegiem zachodniego wywiadu. Zajmował się sabotażem gospodarczym. Chyba czuł na plecach oddech służb specjalnych, bo szybko odszedł z KGHM, a potem pracował gdzieś na terenie Północnej Grupy Wojsk Radzieckich, zdaje się dostarczając pieczywo. Z tego, co mówił Łukomski, tam dostał kulkę w łeb.

Na czym jeszcze polegała Pana współpraca z SB?

W sprawach gospodarczych ci panowie byli zupełnie zieloni, więc tłumaczyłem im różne rzeczy.
Z końcówki lat 80. pamiętam sprawę Duńczyńskiego - urzędnika z handlu zagranicznego w Warszawie, który wspólnie ze swoją żoną i KGHM założył spółkę handlującą miedzią na giełdzie w Londynie. Miał w niej największe udziały i ogromną marżę. Włożył 20 tys. funtów, a po roku wyciągnął 980 tysięcy funtów. Kombinat był na tym stratny. Przy pomocy kontrwywiadu udało się przekonać Duńczyńskiego, aby przekazał swoje udziały KGHM-owi. Dzięki temu dziś Polska Miedź jest stuprocentowym właścicielem swego londyńskiego przedstawicielstwa Polish Copper.

Z dokumentów wynika, że SB interesowało się Pańskimi wyjazdami za granicę. Po powrocie z Boliden oficer Henryk Fiedorek otrzymał wizytówki szwedzkich inżynierów.

Nikomu nie zaszkodziłem. A dzięki wyjazdom mogłem podpatrzyć na Zachodzie rewolucyjne rozwiązania technologiczne do zastosowania w naszych kopalniach. Jechałem z grupą, obserwowałem, zapisywałem wszystko na twardym dysku w mojej głowie, a potem rodziły się z tego patenty i wnioski racjonalizatorskie, dzięki którym Rudna przodowała w innowacyjności. KGHM szybciej się rozwijał.

Co, na przykład, podpatrzył Pan na Zachodzie?

System przesypów, układ taśmociągów, całą podsadzkę. Ryzykowałem głową, gdy przy zastosowaniu tej technologii dobieraliśmy się do złoża grubego na 17 metrów. Ale wiedziałem, że nic złego się nie stanie, bo widziałem coś podobnego za granicą.

A nie miał Pan skrupułów, rejestrując podpatrzone za granicą rozwiązania jako własne patenty?

To był miks rzeczy podpatrzonych i własnych pomysłów. Oni mieli płytkie kopalnie, więc nie wszystkie technologiczne rozwiązania pasowały. Trzeba je było przystosować do warunków zagłębia miedziowego.

Pana bliscy wiedzieli o tej współpracy?

Nie mogli wiedzieć. Podpisałem zobowiązanie o tajemnicy. Nie wstydzę się przeszłości. Gdybym miał możliwość jeszcze raz pokierować swoim życiem, zrobiłbym to samo, tyle że w lepszym wydaniu, z większym pożytkiem dla Polski oraz KGHM.

Służby rządzą
- Osoby w przeszłości współpracujące z bezpieką są skończone jako politycy - uważa Janusz Korwin-Mikke, lider Unii Polityki Realnej.
- Mogą natomiast zasiadać w zarządach spółek Skarbu Państwa, ale pod warunkiem, że dziś są niezależne. Wszystko więc zależy od tego, czy ktoś, kto był agentem, nadal nim jest. Podejrzewam, niestety, że w takich spółkach, jak PKN Orlen czy KGHM Polska Miedź SA, bezpieka nadal rozdaje karty.
Not. AAG

Okrągły Stół
- Niestety, prawo nie zabrania byłym współpracownikom SB zasiadać w spółkach Skarbu Państwa - żałuje Arkadiusz Mularczyk, adwokat, poseł Prawa i Sprawiedliwości. - Wszystko więc zależy od właściciela i od tego, czy ma zaufanie do kogoś, kto nie jest nieskazitelny. To są wyniki układu Okrągłego Stołu, który umożliwił byłym esbekom gładkie wejście w struktury państwa, w biznes, gdzie funkcjonują do dziś.
Not. AAG

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska